Polska w Europie

Kraj położony w samym sercu Europy z czterdziestomilionową ludnością, zasobami naturalnymi i rozwiniętymi podstawami gospodarki rolnej i przemysłowej powinien odgrywać poważną rolę w ogólnoeuropejskiej polityce.
Istotne znaczenie ma też poziom wykształcenia, a nade wszystko gotowość do mobilizacji sił dla realizacji ważnych celów i poświęcenia dla obrony europejskiej, chrześcijańskiej kultury.
Dowodów na to w najnowszej historii nie brakuje, począwszy od stawienia w osamotnieniu oporu Niemcom hitlerowskim i bolszewickim Sowietom, przez stworzenie ogólnonarodowej „Solidarności”, aż po misję św. Jana Pawła II.
 
W interesie upadającej Europy leży utrzymanie pozycji takiego kraju jako zwornika odrodzenia europejskiej, chrześcijańskiej wspólnoty, jedynej drogi ratunku przed ostatecznym upadkiem.
 
Tymczasem to, co dzieje się wokół Polski, bo przecież o nią chodzi, wskazuje na skoncentrowanie wszystkich sił dla jej zniszczenia, a przynajmniej sprowadzenia do roli bezwolnego figuranta nie przeszkadzającego w tworzeniu różnorakich, chwilowych układów funkcjonujących w doraźnym interesie uzyskania materialnej przewagi i lokalnej dominacji.
Typowym przykładem takiego układu jest sojusz niemiecko rosyjski, którego istotna treść ukryta jest za fasadą niewiele mówiących standardowych traktatów, podobnie jak treść paktu Ribbentrop – Mołotow była ukryta za „pokojowym” traktatem o nieagresji.
Być może, że nawet niema niczego pisanego w tym przedmiocie, a wystarczą okresowe „konsultacje” dokonywane przez oba rządy, co jakiś czas, a także nieformalne kontakty „biznesowe”.
Na podstawie faktów, a nie „paktów” możemy jedynie stwierdzić, że wszystkie wzajemne posunięcia dokonywane są w interesie tego sojuszu ze stosunkiem do sprawy ukraińskiej na czele.
 
Dla nas najistotniejszy jest jednak wzajemny stosunek do Polski.
W tym przedmiocie role są najwyraźniej podzielone, ale znakomicie współgrają.
Putin spełnia rolę agresywnego nie szczędząc nawet najprymitywniejszych i obelżywych łgarstw, jak choćby posądzając Polskę o antybolszewickie spiski z Hitlerem, mordowanie sowieckich jeńców itp.
W sferze realnych posunięć zmusza Polskę do płacenia najwyższej stawki za rosyjski gaz, szykanuje polski eksport do Rosji, mataczy w sprawie śledztwa smoleńskiego i uniemożliwia dostęp do akt bolszewickich zbrodni w stosunku do Polski itd.
Korzysta przy tym z usłużności rządu warszawskiego, który przyjmuje z pokorą rosyjskie szykany i co najgorsze oddaje w rosyjskie ręce wbrew prawu śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej w okolicznościach wskazujących na wysoki stopień prawdopodobieństwa rosyjskiej roli sprawczej tej zbrodni.
Używa się też jako szantażu zbrojnego wobec Polski położenia rosyjskiej enklawy w Królewcu.
 
Rola Niemiec jest znacznie bardziej skomplikowana, właściwie jedynym bezpośrednim zagrożeniem z ich strony jest dopuszczenie do zgłaszania roszczeń ze strony „wypędzonych” Niemców i stałe podtrzymywanie tego zarzewia przez finansowanie różnych inicjatyw z muzeum „wypędzonych” na czele. Najwyraźniej Niemcy chcą nadać tej instytucji walor trwałości ponadczasowej przybierając fałszywą szatę „pokrzywdzonych”, do tego samego celu zmierza szerzona na całym świecie kampania „polskich obozów”, do której wciągnięto też amerykańskiego prezydenta.
Równocześnie Niemcy przybrały rolę protektora polskich dążeń do zbliżenia z zachodem i były głównym promotorem dzieła włączenia Polski do UE.
Rękami unijnej administracji spowodowały restrykcyjne warunki polskiego uczestnictwa w Unii.
Praktycznie sprowadziło się to do ograniczenia, lub nawet całkowitego zlikwidowania tych dziedzin polskiego przemysłu, które były niewygodne dla Niemiec, dotyczyło to szczególnie przemysłu okrętowego, samochodowego, maszyn budowlanych i transportowych, a w znacznej części przemysłu chemicznego.
Nie ominięto też polskiego rolnictwa, któremu ograniczono produkcję mleka, buraków cukrowych, a także i innych wytworów różnicując na niekorzyść Polski unijne dotacje rolne i stosując inne szykany.
 
O ile ograniczenia produkcji przemysłowej mogły znaleźć jakieś uzasadnienia w braku zdolności konkurencyjnej polskich wyrobów w stosunku do zachodnioeuropejskich to w rolnictwie stan niedostatecznej produkcji polskiego rolnictwa jest wywołany bezpośrednimi restrykcjami.
Rząd warszawski jest ich gorliwym wykonawcą, a dowodów dostarczają ostatnie protesty rolników, wystarczy bowiem porównać nie tylko bezpośredni poziom cen skupu produktów rolnych w Polsce i innych krajach UE, ale przede wszystkim relacje tych cen do podstawowych środków produkcji z ceną paliwa na czele.
 
W ten sposób został zredukowany potencjał gospodarczy Polski przynajmniej o jedną trzecią, skutkuje to niskim poziomem dochodu narodowego /około 13 tys. USD na mieszkańca/, a także mizernymi wpływami budżetu państwa / niecałe 300 mld. zł/.
Najgorszy jednak jest fakt pozostawania od 4 do 5 mln. Polaków poza twórczą pracą, w efekcie mamy największą w Europie emigrację zarobkową, która stopniowo przekształca się w emigracje osiedleńczą ze względu na brak pracy, mieszkań i fatalne warunki socjalne w Polsce.
Główne zainteresowanie warszawskiego rządu to intratne posady dla rosnącej warstwy biurokracji podtrzymującej mafijny układ przy władzy.
 
Rola tego rządu sprowadza się do wykonywania życzeń mocodawców, za co szczególnie gorliwi wykonawcy otrzymują intratne, aczkolwiek niewiele lub zgoła nic nie znaczące posady w administracji unijnej.
W odróżnieniu od swoich osiemnastowiecznych poprzedników nawet nie muszą z własnej kasy opłacać „jurgieltników”, czyni to za nich Unia Europejska.
To się nazywa „udoskonalanie metod” rządzenia.
 
Udział Polski w organach zarządzających UE jest znikomy, mimo formalnego posiadania przeszło pięćdziesięciu mandatów w europejskim parlamencie i stosownym udziale w KE, a nawet obecnie i stanowisko przewodniczącego UE / formalnie Rady Europejskiej/, nie widać cienia wpływu na decyzje podejmowane przez organy UE poza potakiwaniem w stosunku do możnych.
Jak dotychczas nie można zanotować choćby jednej pozytywnej decyzji władz unijnych w stosunku do Polski wywołanej inicjatywą warszawskiego rządu.
Wyjątkowo, w skrajnych przypadkach, uwzględniano blokadę szczególnie dyskryminujących decyzji.
W sumie nasz dystans w stosunku do najbogatszej Europy nie wykazuje tendencji malejących, a w wielu istotnych aspektach powiększa się.
 
Zawdzięczając stalinowskiemu dziedzictwu jesteśmy szóstym z rzędu krajem pod względem powierzchni i zaludnienia w UE, natomiast nasz dochód narodowy liczony w PKB sytuuje Polskę dopiero na 8/9 miejscu dzielonym z Belgią, krajem pod względem zaludnienia przeszło czterokrotnie mniejszym od Polski. Oczywiście w przeliczeniu na,mieszkańca jesteśmy w samej końcówce.
  
Pod względem posiadania gruntów rolnych znajdujemy się w UE na 2/3 miejscu dzielonym z Niemcami / około 20 mln. ha./. natomiast w poziomie produkcji rolnej pozostajemy znacznie w tyle. Dwaj najwięksi producenci rolni w UE Francja i Niemcy odnotowują wartość produkcji rolnej / wraz z przetworzoną/ na poziomie 140 – 150 mld. euro rocznie, wartość produkcji rolnej w Polsce to zaledwie 25 mld. euro, a wraz z przetworzoną / GUS nie prowadzi takiej statystyki/ najprawdopodobniej w granicach 40 mld. euro, czyli niecałe 30 % niemieckiej lub francuskiej.
Dzieje się tak dlatego, że jak wspomniałem, produkcja rolna w Polsce jest sztucznie hamowana i wystarczy wyeliminować te hamulce ażeby bez większych nakładów inwestycyjnych mogła być zwiększona w szybkim czasie nawet o 50 %.
 
Dramatycznie przedstawia się poziom produkcji przemysłowej stanowiącej główne źródło polskiego dochodu narodowego.
W relacji do produkcji niemieckiej osiągamy 13 % jej wartości, co i tak w zestawieniu ze stanem największej produkcji w PRL za rządów Gierka, stanowi wzrost gdyż wówczas było to tylko 10 % przy tej samej relacji zatrudnionych, czyli mniej więcej 50 % zatrudnienia w Niemczech. Osiągnęliśmy, zatem wzrost wydajności pracy, przynajmniej statystycznie.
Mając na względzie różnice w wielkości krajów, ale też szczególną rolę przemysłu niemieckiego w skali światowej można uznać za zadawalający poziom 25 % produkcji przemysłowej Niemiec, oznacza to jednak potrzebę podwojenia obecnej naszej produkcji.
 
Najniżej kształtuje się relacja polskiego rynku usług w stosunku do niemieckiego, szacunkowo jest to nie więcej niż 5 – 7 %. Trzeba jednak zaznaczyć, że wbrew powszechnej opinii, że usługi wymagają najmniejszego wkładu inwestycyjnego, w Polsce wymaga to relatywnie największych nakładów.
Brakuje nam odpowiedniej infrastruktury miejskiej i wiejskiej, a nade wszystko odpowiedniej komunikacji. Uniemożliwia to Polsce wykorzystanie naturalnych warunków łącznika między wschodnią i zachodnią Europą.
Przy obecnym tempie budowy autostrad może za dwadzieścia lat będziemy rozporządzali warunkami odpowiadającymi minimum wymagań w tym względzie.
Jest to zresztą jedna z wielu pretensji do rządu warszawskiego, że nie potrafił lub nie chciał przedstawić tego problemu na forum UE i uzyskać stosowną partycypację w rozwiązaniu podstawowego dla Europy problemu kontynentalnej komunikacji.
 
W sumie obraz Polski na tle Europy unijnej przedstawia się mizernie, a przecież w zmaterializowanym świecie, do którego dążyliśmy na zasadzie ćmy lecącej do płomienia, pozycja materialna kraju jest niemal wyłącznym kryterium jego oceny.
Przed wiekami naszą wizytówką było „przedmurze chrześcijaństwa”, która to rola obok gotowości do poświęcenia wymagała posiadania odpowiedniej siły zbrojnej.
Współcześnie stan naszego rozbrojenia jest zatrważający, mamy zaledwie kilkudziesięciotysięczną armię, w której i tak znaczną część stanowią urzędnicy, a nie bojowi żołnierze.
Zrezygnowano z najbardziej potrzebnej formy organizacji wojska, czyli powszechnej służby wojskowej, której efektem jest nie tylko wyszkolenie militarne, ale przede wszystkim wytworzenie ogólnonarodowego stanu gotowości do obrony ojczyzny.
  
Braki w położeniu materialnym i militarnym dają się przynajmniej częściowo nadrobić przez dobrą dyplomację. Wymaga to jednak wypracowania stosownego programu działań na arenie międzynarodowej, konsekwencji w jego realizowaniu, a także odpowiednio przygotowanej służby dyplomatycznej.
„III Rzeczpospolita” nie posiada ani jednego ani drugiego, przede wszystkim jest to państwo bezideowe, twór powołany jedynie dla zaspakajania życzeń jej mocodawców, sądząc po faktach znajdujących się poza granicami Polski.
Każda z prób naruszenia tego stanu kończyła się gwałtownie, a nawet tragicznie.
 
Jest jeszcze jedna dziedzina, która ma wpływ na kształtowanie stosunków między narodami, jest nią narodowa kultura. Polska ze swym dorobkiem kulturalnym, a szczególnie dziełami powstałymi jako przejaw obrony polskiego ducha przed indoktrynacją bolszewicką, powinna mieć zapewnioną odpowiednią pozycję w Europie wymagającej wytworzenia siły oporu wobec obcych jej chrześcijańskiej kulturze, niszczących wpływów.
Ten dorobek istnieje w wielu dziedzinach kultury, ale nie jest przez warszawski rząd promowany.
Począwszy od najbardziej rozpowszechnionej metody przekazu w popularnej piosence udział Polski ogranicza się do powtarzania międzynarodowej sztampy.
Nawet Ukraińcy wykorzystali eurokonkurs do zaprezentowania swoich, oryginalnych produkcji. W dziedzinie sztuki filmowej, w której mamy twórców wybitnych jedyne światowe osiągnięcia będące rezultatem naszego narodowego dorobku powstały jeszcze w PRL. Obecnie zaś, zapewne zgodnie z życzeniami wspomnianych mocodawców, Polska prezentuje dzieła o wydźwięku antypolskim i pozwala na bezkarne szkalowanie narodu polskiego.
Charakterystyczne jest wypromowanie do nagrody Nobla twórców mających na sumieniu antypolskie wystąpienia, a pominięcie najwybitniejszych ze Zbigniewem Herbertem, Herling – Grudzińskim czy Wierzyńskim i innymi na czele.
Nie zadbano o to żeby pokojową nagrodę Nobla dostała „Solidarność”, nie poprzestając na nagrodzie dla Wałęsy. Między innymi przez to symbolem światowym obalenia komunizmu stało się obalenie muru berlińskiego, a nie „Solidarność”, która do tego doprowadziła.
Dzisiaj po ćwierćwieczu od upadku komunizmu Polska w oczach świata nie jawi się jako główny sprawca tego wielkiego historycznego wydarzenia, ale jako miejsce „polskich obozów” i wylęgarnia antysemityzmu.
Przeciwko temu rząd warszawski nie tylko nie oponuje, ale sam w tej akcji uczestniczy.
 
Zapewne strat materialnych i moralnych poniesionych skutkiem wrogiej w stosunku do Polski działalności nie da się odrobić w całości, ale jest przecież szansa na odrodzenie duchowe narodu i podjęcie dzieła odbudowy nie tylko Polski, ale i całej Europy w duchu jej chrześcijańskiej kultury, dzieła podjętego przez „Solidarność”, ale brutalnie przerwanego przez spisek złoczyńców.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

25-02-2015 [17:15] - NASZ_HENRY | Link:

Jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem ;-)

Obrazek użytkownika Marek1taki

25-02-2015 [20:32] - Marek1taki | Link:

@NASZ_HENRY
Niemiec mógłby być ale Prusak nie.
Niemcy zostały podbite w 1870r. i do dzisiaj są okupowane przez Prusy, aczkolwiek z upływem czasu prusactwo w coraz większym stopniu dzieli się władzą z socjalistami. Przejściowo byli to socjaliści brunatni, obecnie czerwoni unijni z międzynarodówki socjalistycznej.
Dla mnie sygnałem powrotu Niemiec do pruskiej polityki było umiejscowienie stolicy po zjednoczeniu RFN i NRD w stolicy Prus - Berlinie. Gdyby pozostawiono stolicę w Bonn, albo wybrano nowe miejsce, i powrócono do tradycji łacińskiej Cesarstwa Niemieckiego, to współpraca Polaków i Niemców mogłaby przynieść owoce.