Co dalej z Lewicą?

Co dalej z Lewicą?

 

            Lewicy w naszym kraju po 1989 r. nie miała szczęścia. Wiem, że brzmi to niewiarygodnie. Przeciwnicy tej tezy wymienia potęgę jaką było SLD w tym czasie: dwa okresy sprawowania władzy (1993 – 1997 i 2001 – 2005), oraz prezydenturę Aleksandra Kwaśniewskiego, ale cóż to była za Lewica? Był to postkomunistyczny twór mający zapewni miękkie lądowanie po okresie PRL dawnej partyjnej nomenklaturze (co mu się zresztą udało), który z tradycjami polskiej Lewicy nie miał nic wspólnego. Pamiętam jak będąc kilka lat temu w Londynie miałem okazję rozmawia z już w dość podeszłym wieku politykami emigracyjnego PPS, którzy w najmniejszym nawet stopniu nie uznawali SLD, za spadkobierczynię ideałów, którzy przyświecały im zarówno w okresie 20 – lecia międzywojennego, jak i w latach powojennej tułaczki emigracyjnej.

            Doceniam wysiłek i widzę pewien dramat i niemoc młodych ludzi o lewicowych poglądach, którzy próbują szukać form swojej politycznej samorealizacji w dzisiejszych czasach. Najbardziej znanym przykładem jest tu środowisko „Krytyki Politycznej”, ale podobnych choć mniej nagłośnionych inicjatyw jest więcej. Niedoceniane, a dość mocne intelektualnie w Polsce są środowiska nawiązujące do modnych w Europie (choć obecnie już w defensywie) środowisk Zielonych, przyzwoitą młodzieżówką, o nienajgorszych jak na polskie warunki strukturach i również dość obiecującą pod względem inwestowania w wiedzę i rozwój, dysponowała na początku swojego istnienia SdPl. Ta analiza nazwijmy to tzw. „młodej lewicy” nie wynika zresztą z obserwowania jej poczynań na szczeblu ogólnopolskim (tam zawsze ich wycięto i nigdy nie mieli szansy), ale raczej z moich obserwacji lokalnych i dostrzegania dość dużej oferty, jaką środowisko to prezentuje np. w internecie. Wszystko to jednak moim zdaniem chyba okaże się niewystarczającą wobec kryzysu Lewicy w Polsce i braku pomysłu na wyjście z tego kryzysu.

            Problem pierwszy to rozbicie. Rozdrobnienie Lewicy temu nurtowi politycznemu nie służy. Ostatnia tzw. inicjatywa krakowska zakończyła się jakąś dziwną konferencją prasową, w której za mikrofonem ustawiło się ok. 20 osób i każda wygłosiła coś innego. Można powiedzie, że zostało wypracowane stanowisko o braku stanowiska. Słynny Konwent Świętej  Katarzyny (sztandarowy przykład nieudolnych prób jednoczenia polskiej prawicy w połowie lat 90 – tych XX w.) jak widać stał się tym razem przekleństwem na Lewicy. A jak się okazuję przekonanie, że trzeba się dogadać bo idą wybory i możemy wypaś z obiegu to trochę za mało. W ostateczności przewodniczący SLD Grzegorz Napieralski wpuści ze 2 – 3 osoby (podobno cały ten pomysł z inicjatywą krakowską ma temu służyć, aby Dariusz Rosati dostał „jedynkę” SLD w Warszawie)  z tego środowiska na listy do Europarlamentu i będzie po krakowskiej inicjatywie.

Tu rozpoczyna się problem drugi. Wyniszczające walki wewnętrzne. Z tymi listami do Europarlamentu na Lewicy zapowiada się bowiem naprawdę ciekawie. Bojąc się kolejnych wyborów do krajowego parlamentu, które mogą się zakończyć, albo bardzo słabym wynikiem, albo nawet barakiem miejsc w sejmie, kto żyw na lewicy próbuje ewakuować się do Strasburga. Walka idzie na całego i nie ma sentymentów dla nikogo. Pani poseł Szymanek – Deresz, która podobno pozycję wiceszefowej SLD na Mazowszu zawdzięcza wsparciu tamtejszej liderki i jednocześnie wiceprzewodniczącej całego SLD Katarzyny Piekarskiej (obecnie poza sejmem) nie bardzo się przejmuje lojalnością i chce wyciąć Piekarską z „jedynki” na tamtejszej liście. Na Pomorzu panie posłanki Senyszyn i Jaruga – Nowacka skaczą sobie do oczu i licytują na radykalizm upatrując w tym ostatnią szansę na „zakup biletu” do Strasburga. Podobno bardziej niż Kościoła nienawidzą tylko same siebie. O ile zresztą z Kościołem walczą bardziej dla poklasku i grania na antyklerykalnych sentymentach części elektoratu to z sobą biją się nie na żarty.

Nie tylko zresztą o miejsca na listach do Europarlamentu idzie batalia. Walka między byłym przewodniczącym SLD, a obecnie szefem Klubu Poselskiego „Lewica” Wojciechem Olejniczakiem, a aktualnym przewodniczącym SLD Grzegorzem Napieralskim wkracza na nowe tory. Rozpoczyna się starcie o ustawy dotyczące zmian własnościowych w służbie zdrowia, które są proponowane przez PO. Rozwiązania są dwa. Albo iść z PO i poprzeć te zmiany (opowiada się za tym Olejniczak), strzelając sobie w ten sposób w kolano faktem współpracy z liberalną Platformą, ale wspólnie ze znienawidzonym PiS-em  doprowadzi do odrzucenia tych ustawy (podtrzymanie ewentualnego veta Prezydenta) co będzie strzałem w stopę (za tym opowiada się Napieralski). Tak czy inaczej Lewica będzie poraniona i znów straci trochę krwi.

Niewiele zresztą już tej krwi zostało. A ta która jeszcze pozostała marzy o transfuzji do jakiegoś silniejszego organizmu. Poseł Ryszard Kalisz stara się jak może aby znalazło się dla niego miejsce w PO. Tak lojalnego i oddanego sprawie wspierania zmian wprowadzonych przez PO i ministra Ćwiąkalskiego w wymiarze sprawiedliwości posła jak Ryszard Kalisz nie ma w całej Platformie Obywatelskiej. Jak swego czasu udało się PiS (jedyny raz w tej kadencji) wykorzystując słabą frekwencję w końcówce głosowa wśród posłów PO, PSL i SLD w celu złamania kworum i zablokować w ten sposób uchwalenie nowelizacji jednej z ustaw z zakresu wymiaru sprawiedliwości, to gdy nieudolnie próbowali zebrać się jeszcze raz najbardziej nerwowo z telefonem po sali plenarnej biegał wydzwaniając i ściągając posłów ze swojego klubu na kolejne głosowanie nie Zbigniew Chlebowski, ale właśnie Ryszard Kalisz! Facet się naprawdę stara, a ci podobno na razie nie chcą go do siebie wziąć.

Koncepcja reaktywowanie pozycji SLD w poprzedniej kadencji przez walkę z PiS-em okazała się zgubna bo spowodowała utratę i tak kurczących się wpływów politycznych w elektoracie. Z czterech partii, które w ostatnich wyborach (2007 r.) weszły do sejmu wszystkie: PO, PiS i PSL poprawiły swoje wyniki w stosunku do roku 2005 z wyjątkiem Lewicy, która zanotowała słabszy rezultat. Okazało się, że SLD skutecznie wsparło PO przekonując do tego ugrupowania część swoich wyborców. W tej kadencji Lewica chciała odbudowywać swoją pozycję sprawą Barbary Blidy. Pewnie już nawet niewiele osób pamięta, że powołano w tej sprawie komisje śledczą. Rok minął i nic z tego nie wyniknęło. A już na pewno nie udało się na tej sprawie wzmocni słabnącej pozycji SLD. Znajdująca się między przysłowiowym młotem, a kowadłem (dwie dominujące partie rządząca PO i opozycyjna PiS) i odcięta z przyczyn pokoleniowych od sierpa i młota (betonowanego elektoratu, który dawał stabilność tej formacji w minionym okresie) jest dziś Lewica w swojej obecnej postaci efemerydą, która w dłuższej lub krótszej perspektywie  zdaje się być skazaną na polityczny niebyt.

Platforma Obywatelska skutecznie zagospodarowuje nie tylko elektorat, ale i ludzi Lewicy. Waldemar Dubaniowski (były szef Kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego) został właśnie ambasadorem w Singapurze. Adam Giersz (za rządów SLD 2001 – 2004 był wiceministrem odpowiedzialnym za sport) jest szefem gabinetu politycznego ministra Drzewieckiego. Do ministerstwa finansów powrócił znów „duch” minister Elżbiety Chojnej – Duch. W spółkach Skarbu Państwa trwa w najlepsze powrót „fachowców”, którzy kierowali tymi przedsiębiorstwami za rządów Oleksego, Cimoszewicza, Millera i Belki. Nawet Marka Dyducha (byłego sekretarza generalnego SLD) udało się Platformie przytulić w jakiejś radzie nadzorczej.

Na dole wcale ni jest inaczej. Posłem PO z Bydgoszczy jest niejaki Paweł Olszewski, którego ojciec był z ramienia SLD najpierw wojewodą, a potem wiceprzewodniczącym Rady Miasta. Nie widząc przyszłości w poglądach taty tamtejsze struktury postnomenklaturowe zainwestowały, skutecznie zresztą, w syna. Na Kujawach, gdzie zawsze SLD było mocne obecnie jest w zaniku. W powiecie włocławskim do Platformy przepisywały się niejednokrotnie całe koła Sojuszu. Na dobrą sprawę trwa swego rodzaju rozbiór SLD. A działacze tego ugrupowania zachowują się momentami tak jak co bardziej elastyczni przedstawiciele polskiej magnaterii po zaborach, która wprawdzie Polski żałowała, ale tytuły arystokratyczne od zaborców przyjmował bez większych oporów (w Rzeczypospolitej szlachcic na zagrodzie był równy wojewodzie i żadnych hrabiowskich tytułów nie było).

Jakiś czas temu opublikowałem tekst pt. „Portugalska droga polskiej ceny politycznej”. Jego główna teza sprowadzała się do tezy, że nasza scena polityczny będzie ewoluowała do systemu dwupartyjnego, a dominującą pozycję będą w nim odgrywały dwa ugrupowania Platforma Obywatelska (która stanie się z czasem formacją soc –  liberalną) i Prawo i Sprawiedliwość (które zajmie ostatecznie pozycję konserwatywno – ludową). Jako pewien przykład tego typu ewoluowania sceny politycznej wskazałem Portugalię. Tam dominującą pozycję ogrywają: Partia Socjalistyczna (typowe ugrupowanie lewicowe), której lider José Sócrates jest obecnie szefem portugalskiego rządu i Partia Socjaldemokratyczna (ugrupowanie konserwatywne), z której wywodzą się obecny portugalski prezydent prof. Aníbal Cavaco Silva oraz najbardziej znany portugalski polityk, byłe premier tego kraju, a obecnie Przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso. Mimo tego, że oba ugrupowania mają lewicowy rodowód z upływem czasu jedno zdominowało scenę polityczna po lewej, a drugie po prawej stronie. Im dłużej się przyglądam temu co się dzieje na Lewicy to mimo ciągłej jeszcze dużej słabości PiS-u, z trudem wychodzącego z wyborczej porażki jestem przekonany, że ta moja analiza pt. „Portugalska droga polskiej ceny politycznej” wypełni się szybciej niż mi się pierwotnie wydawało.