Nieznośna lekkość politycznej odpowiedzialności

Centralizm demokratyczny należy do tej samej kategorii monumentalnych wynalazków ludzkości, co schizofrenia bezobjawowa, jednoosobowa spółka skarbu państwa oraz odpowiedzialność polityczna. Proszę zauważyć, że wszystkie wymienione powyżej patenty zostały wynalezione dla polityków i służą do prowadzenia lub nieprowadzenia określonej polityki.

Sam centralizm demokratyczny w największym uproszczeniu służy do utrzymywania pozorów kolegialności, wolności wyboru i tym podobnych atrybutów demokracji. Tymczasem faktyczne decyzje podejmuje kilka osób w państwie, nie oglądając się specjalnie na nikogo, a już najmniej na opozycję czy wyborców. Tak to funkcjonowało za komuny i podobnie działa dzisiaj za Tuska, zachowując wszelkie proporcje co do metod i stylu sprawowania władzy.

Jednym z bardziej ulubionych narzędzi służących do uprawiania centralizmu przez obecnego premiera jest tak zwana odpowiedzialność polityczna, którą Tusk deklaruje przy każdej okazji. On się nigdy przed nią nie wzdraga, on ją niesie, czuje, czasami dźwiga, zawsze przyjmuje. A ona go wcale nie przeraża, ona wręcz mu pomaga, ona go stymuluje. Zatem on ją po prostu bierze na siebie i już. Tak to właśnie wygląda – i już! – bo żadnych dalszych konsekwencji odpowiedzialności politycznej od ekipy Tuska nie uświadczycie.

I oni tak sobie z tą odpowiedzialnością idą, tak sobie idą...i mijają po drodze te wszystkie misiaki i grześki; przechodzą obojętnie obok Zbycha i Rycha, co jakiś czas przeskoczą sobie przez podwyższone standardy Platformy Obywatelskiej; potem znowu spacerkiem, bez pośpiechu obok Karnowskiego, Ludwiczuka, Grabarczyka. Jedna katastrofa - giną wysocy oficerowie; potem druga hekatomba - ginie prezydent, generalicja, elity państwa, a oni przenoszą swoją odpowiedzialność polityczną z miejsca na miejsce, zawsze gotowi ją ponosić, no bo ileż to roboty? I tak już od trzech lat z górą.

Fraza o odpowiedzialności politycznej pełna jest namaszczonej powagi i państwowotwórczej troski, a jednocześnie odwraca kota ogonem – służy bowiem do unikania odpowiedzialności przez premiera i jego protegowanych. Właśnie w najbliższy piątek odbędzie się w Sejmie debata nad wotum nieufności dla ministra Bogdana Klicha, który trudzi się w rządzie Tuska obroną narodową. To wymarzona okazja, wręcz laboratoryjny przykład, żeby pokazać, jak poręcznym narzędziem jest odpowiedzialność polityczna dla kogoś, kto faktycznej odpowiedzialności chce uniknąć.

Wszyscy zainteresowani, czyli rząd, premier, sam delikwent, opozycja, opinia publiczna, media są zgodni co do jednego: minister, jak każdy polityk w rządzie ponosi odpowiedzialność polityczną za swój resort. Tyle że z tego kompletnie nic nie wynika. Niby oznacza to, że minister odpowiada bezpośrednio nie tylko za swoje błędy, ale także za swoich podwładnych. Nikt normalnie myślący nie może przez to rozumieć, że jakikolwiek minister powinien być zwolniony z powodu każdego złodzieja, łobuza czy nieudacznika, którzy wszędzie mogą się przytrafić. To byłaby groteska lub pusty propagandowy gest, jak w przypadku zdymisjonowania przez premiera ministra od sprawiedliwości, którego po roku sprawowania urzędu usunięto za to, że jego podwładni nie ustrzegli jednego bandziora powieszonego w celi.

Tak się jednak składa, że w przypadku Klicha, który ministruje od ponad trzech lat, cały jego resort wygląda jak cela, w której każdy robi, co mu się podoba, bo wszyscy wiedzą, o jakiej porze zagląda do celi klawisz. Klich zlikwidował armię poborową, ale nie zwerbował zawodowej. W efekcie mamy wojsko, w którym jest mnogość oficerów, a nie bardzo jest kim dowodzić, bo nie ma żołnierzy. Pod presją premiera Klich niemal unicestwił budżet resortu, w rezultacie nie ma czym walczyć, ani czym się bronić, ani nie ma nawet komu płacić. Za Klicha wyginęła najwyższa kadra dowódcza wojska w dwóch kolejnych katastrofach, bo po pierwszej potrafił wyegzekwować własnych zarządzeń pokontrolnych.

W wojsku nikt się z nim nie liczy, nie ma posłuchu, brak mu jednocześnie kompetencji, charakteru i autorytetu. On sam chowa się za jakieś parawany, procedury, przepisy. Określenie słaby minister to wobec tragicznej słabości Klicha klasyczny eufemizm. Kompletne dno, bo nominat polityczny w obojętnie jakim resorcie musi mieć chociaż jeden z tych atutów albo przynajmniej nadzwyczajne zdolności uczenia się – wtedy przy odrobinie szczęścia i przy umiejętnym doborze współpracowników może uda się przebrnąć przez trudne początki. Ale Klich nie miał nawet szczęścia. Bez wiedzy, bez ducha, bez zapału.Takiego człowieka będzie w piątek bronić Platforma Obywatelska przed odwołaniem ze stanowiska.

Na pewno osobiście zaangażuje się premier Donald Tusk. I zapewne padnie z jego strony bardzo dużo słów o odpowiedzialności politycznej. Za komuny był taki dowcip o wydajności zbóż z jednego hektara, którą partia przewodnia ciągle podnosiła i....przenosiła na drugi hektar. Analogicznie jest z odpowiedzialnością polityczną według Tuska.

On ją oczywiście uniesie, a jakże. Premier się przecież przed nią nie uchyla, nie wzdraga, on ją weźmie i poniesie ministrowi. A Klich mu ją potem odniesie. Ktoś przyniesie ministrowi kwiaty. Stefan zarechocze. A Gowin się skrzywi z niesmakiem. Polityczna odpowiedzialność.