​Warsiawskie pierony czyli efekt Gierka

Szwajcarscy bankierzy to chyba czytają polską media. Do takich wniosków doszedłem analizując wydarzenia pomiędzy 14 i 17 stycznia tego roku. Między tymi dniami „za zakładkę” nałozyły się na siebie dwa wydarzenia. Jak wiadomo 17 stycznia podpisano porozumienie ze strajkującymi górnikami a 14 stycznia został spuszczony łańcucha kurs CHF. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy jestem przekonany, że gdyby nie 14 stycznia to do dziś media zalewałby lawina komentarzy typu „dosyć przywilejów górników”, „a ile oni zarabiają?”, „z czego im płacą te czternastki?” i tym podobnych.

Szwajcarscy bankierzy czytali pewnie te komentarze i doszli do wniosku, że „a, że qrna wasza taka i owaka, to my dokładamy do tego interesu a wy jak biblijny niegodziwy sługa chcecie łupić tego, który jest niżej od was?!” No i uwolnili. I nagle jak ręką uciął. Zero komentarzy z przywilejach górników i o ich zarobkach. Za to z coraz większą mocą pojawiła się fala komentarzy, że należy pomóc frankowskim fedrującym w mazowieckim, wielkopolskim, pomorskim (wpisujta tu swoje województwa, gdzie tam jeszcze fedrujeta).

Jestem przekonany, że gdyby nie „14 stycznia” to strajki trwałyby nadal i górnicy byliby otaczani coraz większą – sterowaną – nienawiścią. Ta data to sądny dzień zapłaty a jednocześnie moment odsłaniający kulisy kuchni politycznej. Bo wbrew temu co sądzi, kredyty w CHF – których nikt nigdy nie widział i nikt nigdy nie dotknął – to nie instrument finansowy a polityczny. I ja to rozumiem, państwo powinno zapewnić obywatelowi jakąś godziwą nieruchomość na własność aby  ten był do niej przywiązany tak bardzo, że płaciłby do końca swoich dni wszelkie możliwe podatki właśnie temu państwu a gdyby zaszła taka potrzeba to i stanął w jego obronie.

I tak byłoby i tak być powinno gdy to państwo istniało, gdyby kierowało się perspektywą racji stanu a nie wąskim interesem jakiejś grupy. Gdyby nie zostało zamienione w kamieni kupę. Gdyby roli państwa nie przejęła Partia-Matka. Bo Partia-Matka zrobiła z tego swój oręż do wyborczej prolongaty po wszystkie dnia aż do skończenia świata i jeden dzień dłużej. Bo czegóż najbardziej boi się kredytobiorca? Gwałtownego pogorszenia się stóp procentowych, gwałtownego wzrostu kursu walut, załamania w gospodarce mające skutek w wysokiej inflacji. Gdy już przyjdzie ten moment jak dopust boży to wtedy nagle otwierają się oczy poszukujące kto i dlaczego do tego doprowadził. Trzeba zająć się ratowaniem samych siebie. Ale dopóki nie przychodzi to towarzyszy kredytobiorcy lęk przed możliwością zaistnienia a nie faktem. Ten lęk jest paraliżujący. I Partia-Matka z premedytacją to przez cały czas wykorzystywała. „Macie tu tani kredyt, bierzcie ile dusza zapragnie a my jesteśmy gwarantem jego bezpieczeństwa. My i tylko my”. 

Po 10 kwietnia 2014, widząc rżenie że śmierci Prezydenta Kaczyńskiego zwanego przez rechoczącą tłuszczę Kaczorem napisałem na swoim blogu notkę „Teatr prowincjonalny”  a w niej taki zdanie: 
Ale ale, obywatelu. Jeśli myślisz, że to Ciebie nie obchodzi to jesteś w błędzie. Jeżeli Twoje państwo wybrało spolegliwą bezczynność w obliczu utraty części elity to nie licz na to, że gdy znajdziesz się w trudnej sytuacji to państwo pospieszy Ci z pomocą. Zapomnij. Uchwyć odpowiednią perspektywę swojej marnej osoby w stosunku do Prezydenta, dowódców wojska, parlamentarzystów. No i kim w tej perspektywie jesteś? I na co liczysz? Że przypadkiem świta dygnitarzy z rządowymi operatorami kamer i mikrofonów przypadkiem będzie przejeżdżać obok Twego gospodarstwa i coś Ci z tej łaski pańskiej spadnie? Daruj sobie. Lepiej graj w lotto.

Widząc miernotę tych, których nazywa się dziennikarzami napisałem też: 

Od kilku lat czytam różne blogi. Wolę to od płatnego dziennikarstwa gostków, którzy muszą spłacać czymś te swoje kredytowe inwestycje. A że przy tym niemiłosiernie tracą cnotę, że aż żal patrzeć to ich po prostu unikam.

No właśnie o tym traceniu cnoty warto coś dziś dodać z perspektywy upływu czterech lat od momentu napisania tamtej notki. To delikatne sformułowanie należy zastąpić radykalnie silniejszym określeniem, bliższym prawdy. To jest po prostu prostytucja. Prostytucja psuje człowieka. Powoduje, że staje się coraz bardziej wulgarny i traci swoją wrażliwość. Na krzywdę ludzką, na sprawy wielkiej wagi. Stąd być może coraz częściej pojawiające się głosy, że gdyby przyszło do obrony Ojczyzny to oni, ci których przecież zalicza się do elity, by po prostu – uwaga cytuję – „spierdolili stąd”. Do innego alfonsa.