Rządowy program trafia w próżnię

Mimo wcześniejszych, szumnych deklaracji nowy program pomocy rządu w nabywaniu mieszkań przez młodych ludzi osiąga mizerne rezultaty. Jest przy tym wadliwie skonstruowany - setki milionów z budżetu idzie począwszy od obecnego roku na pomoc, lecz nie tym, którzy jej faktycznie potrzebują. Okazuje się, że z 10-15-procentowego uzupełniania tzw. wkładu własnego przy nabywaniu kredytu na kupno własnego mieszkania korzystają głównie stosunkowo zamożni młodzi single z największych miast. Zamiast porzuconego przed laty programu kas mieszkaniowych czy obowiązującego do końca 2012 r., a wymyślonego jeszcze za rządów PiS - „Rodzina na Swoim”, PO promuje program zapewne nieprzypadkowo skierowany głównie do jej podstawowego elektoratu. Przy okazji rząd - ze znanych sobie powodów - zdecydował się udzielać dopłat do kredytów zaciąganych na kupno wyłącznie nowych mieszkań budowanych przez prywatnych deweloperów. Jest to tym bardziej dziwne, że wymienione, wcześniej obowiązujące rządowe programy mieszkaniowe obejmowały pomoc w nabywaniu mieszkań na rynku wtórnym (już istniejących) - z reguły tańszych i tym samym chętniej kupowanych, a także dla wznoszenia przez siebie domów.
Tymczasem MdM nie ma nic wspólnego z rzeczywistymi potrzebami społecznymi. W dodatku według oficjalnych statystyk pozostał w tym roku stosunkowo rzadko wykorzystywany. Według Bartosza Turka z Lion’s Bank, z pieniędzy przewidzianych na sam 2014 r. zakontraktowano jedynie 204,4 mln zł. A więc ok. 1/3 z zaplanowanej kwoty 600 mln zł. Bardzo prawdopodobne jest więc, że kwota przynajmniej 370 mln zł nie zostanie wykorzystana. Oznacza to, że z punktu widzenia osób mających prawo do korzystania z MdM, przepadnie, wracając do kasy państwa. Bowiem pieniądze zarezerwowane w budżecie na dany rok mogą być wydane tylko w tymże roku.
Inne negatywne skutki społeczne MdM przewiduje dyr. Jakub Zagórski z firmy Skanska Residential Development Poland. Jego zdaniem kontynuowanie tego programu może nasilać proces „wypychania” młodych na peryferia i niekontrolowanego rozrostu miast. Bowiem wiele budynków z mieszkaniami objętych dofinansowaniem znajduje się w dzielnicach daleko od centrum i to właśnie tam zaczynają migrować młodzi. Spowoduje to dodatkowe koszty budowania koniecznej infrastruktury: dróg, parkingów, sklepów itd. przez samorządy. Ponadto konieczne jest doprowadzanie tam wody, gazu, energii, powstanie czy rozbudowa szkół, przedszkoli i innych instytucji użytku publicznego, poprowadzenie linii komunikacji miejskiej. Do tego dochodzą koszty społeczne i środowiskowe, wynikające m.in. ze wzmożonego ruchu samochodowego i zakorkowania dróg wylotowych.
Tym jednak rząd sobie głowy nie zawraca. Ma zapewne ważniejsze sprawy na głowie. Najbliższe miesiące to przecież kolejne wybory: prezydenckie i parlamentarne, które chciałby wygrać i zrobi wiele, by przypodobać się własnemu elektoratowi. Warto, by ich zwycięzcy pomyśleli o programach społecznych, które niosłyby pomoc osobom faktycznie na nią zasługującym.