Tam gdzie da się żyć

Jestem w Warszawie. Nie, nic to nie ma wspólnego z tytułem. Prawie nic. W Warszawie żyć się nie da. Przynajmniej ja bym (chyba) nie mógł. Ruch, hałas, brak punktów orientacyjnych (Słońca, gwiazd, mchu na latarniach) i ceeeny. No i oczywiście bezinteresowne trąbienie wraz z równie bezinteresowną wiązanką rzucaną, kiedy się komuś samochód popsuje. Nie, w słoikowie żyć się nie da. Aż tak zakręcony nie jestem.

Jestem w Warszawie. Przeprowadzam wywiady do książki (informacje wkrótce). Byłem także na premierze filmu Magdy Piejko. Jejmość teatrolog wyreżyserowała bardzo dobry dokument o emigrantach. Miałem krótką okazję przeżywać to, co przedstawiani ludzie. Poczułem tę zapomnianą nadzieję, która syciła się napełniającym się portfelem. Poczułem ten absmak, który czułem w styczności z wyspiarskim otoczeniem. Czułem tę złość za to, że musiałem wyskoczyć na saksy (w moim wypadku był to do tej pory jeden epizod, lecz na pewno nie jedyny). Film nie powiem, że trzyma w napięciu, to byłoby złe określenie. Obraz zaczyna się spokojnie, by powoli, z rozwagą, niezapowiedzianie dotknąć widza właśnie tam, gdzie widz trzyma emocje. Trzyma za to coś i nie puszcza. Można tam zobaczyć samego siebie. Zwykłego człowieka, który podjął decyzję, z którą nosi się wielu z nas. Bardzo dojrzała praca. Aż dziw, że to pierwsza produkcja Magdy. Szczerze polecam wybrać się na premiery w kolejnych miastach (Wrocław, Kraków) albo/i zakup film ze świąteczną GPą.

Jeszcze jestem w Warszawie. Zostaję do jutra. Będę na marszu. Pójdę turystycznie. Bo jak można dawać radykalny osąd: „wybory sfałszowano”, a potem przystępować do drugiej tury? Nie mam aż tyle poczucia humoru. Ale pójdę. Policzmy się, żeby móc w przyszłym roku być: „TUTAJ, gdzie da się żyć”.