Sarmata, koń, byk i głupi(a)...

Jestem typowym Sarmatą, a typowy Polak-Sarmata to chodząca przekora. Uwaga: nie mylić z … przecherą. Jak wszyscy gromią ‒ zastępując Zeusa gromowładnego – naszych piłkarzy, to ja, wręcz przeciwnie, chwalę. Oczywiście piłkarzy siatkowych, a nie nożnych. Jak pytają mnie o wynik 3:0, to ja od razu z kamienną twarzą odpowiadam, że bardzo się cieszę z wyniku 3:0 i zanim twarz rozmówcy (np. dziennikarza TVP Krzysztofa Ziemca) całkiem zastygnie w osłupieniu, trochę się tym sycąc, ale skracając męki, informuję, że chodzi mi o wynik 3:0 w meczu siatkówki z Australią, a nie 0:3 w meczu Polski z Kolumbią. Bo nasi ogolili do zera kangurów na ich terenie, co dało im awans do tzw. „Final Six” czyli turnieju finałowego Ligi Narodów (dawna Liga Światowa), który odbędzie się na początku lipca we Francji. Gdy nasi siatkarze wśród których roi się od byłych mistrzów Europy i globu kadetów oraz juniorów będą walczyć o medale, naszych piłkarzy dawno już w Rosji nie będzie.

A ponieważ żem przekora, jak każdy prawdziwy Polak, to już nic więcej nie napiszę o piłkarzach. Pewnie i ja tupnąłbym na nich nogą ze złości, ale skutecznie odechciało się po przeczytaniu wynurzeń (żeby nie wypowiedzieć: wynaturzeń) Krystyny Jandy, która, w TVN (a jakże) śmieje się nerwowo i roztacza katastrofalną wizję, co się stanie z Polakami, jakby nasi futboliści spuścili lanie innym. Nie spuścili, nam spuszczono, dzięki temu pani Krystyna, która na co dzień krytykuje polski rząd, a jednocześnie bierze od tego rządu pieniądze na swoje sztuki, mogła odetchnąć. Prawdę mówiąc i tak przebiła ją Środa Magdalena, która na łamach „Gazety Wyborczej” (a jakże) wyraziła wprost szczery zachwyt, że nasi żegnają się z mistrzostwami. Przy okazji dorobiła do tego ideologię ponadpiłkarską ‒ w skrócie było to tak: polscy piłkarze zasuwają tylko w zachodnich klubach, gdzie dobrze im płacą, reprezentację maja w nosie, przyjeżdżają na nią na obozy i mundiale, żeby zrobić rekonwalescencję – i , uwaga, to jest najsmaczniejsze: cała Europa powinna porzucić myślenie w kategoriach Narodów i Ojczyzn i przejść,według środowych bajan, na poziom wspólnot lokalnych (sic!). Dyrdymały to straszne, bełkot wierutny, kocopoły straszliwe. Szczerze mówiąc, nawet już nie złoszczę się czytając takie brednie, tylko ziewam, aaaa..., szeroko. Pani Środa w piętkę goni, najwyraźniej , ale co mnie to obchodzi? Cóż, bełkotu ci u nas dostatek, ale „plwajmy na to”, mówiąc Mickiewiczem i „zstąpmy do głębi” ‒ czyli zajmijmy się rzeczami dla narodu i państwa fundamentalnymi, strategicznymi, a nie głupotami wygadywanymi przez profesora X czy profesor Y (jedna z nich właśnie zapowiedziała, że nie pojedzie na Węgry, bo to kraj... dyktatorski i rasistowski). Czytając takie farmazony przyznaję rację mojej śp. babci Bronisławie, która mawiała: „nie podchodź do byka z przodu, do konia z tyłu, a do głupiego z żadnej strony jego”. Kochana Babciu, melduję, że głupich płci obojga omijam szerokim łukiem.

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (04.07.2018)