O roku ów...

O roku ów! Anno Domini 2014 to doprawdy rok szczególny w dziejach polskiego sportu, a także być może w obszarze polskiej mentalności. Przełamaliśmy „nieszczęsny imposybilizm” czyli nieszczęsne myślenie , „że nic się nie da zrobić”. Biało-czerwoni kroczyli niemalże od sukcesu do sukcesu.

Najpierw na zimowych igrzyskach olimpijskich - i to symbolicznie bo w Rosji ( Soczi) Kamil Stoch zdobył dwa złote medale w skokach narciarskich a Justyna Kowalczyk dołożyła swojego kolejnego Mazurka Dąbrowskiego mimo że biegła z pękniętą stopą. Następnie polscy lekkoatleci zdobyli najwięcej medali na Mistrzostwach Europy od blisko półwiecza. Potem biało-czerwoni zdobyli tytuł mistrzów świata w siatkówce- po raz pierwszy od równo 40 lat. Kilka dni później Polak został mistrzem świata w kolarstwie- też po kilku dekadach. Wreszcie piłkarska wisienka na tym sportowym torcie: wygrana z Niemcami w eliminacjach EURO 2016, będąca pierwszą wiktorią w dziejach futbolowych potyczek Sarmatów z Teutonami.

Skądinąd AD 2014 jest szczególny właśnie gdy chodzi o sportową wojnę polsko-niemiecką. I tu prawdziwy szok: z tym polityczno-ekonomiczno-sportowym mocarstwem wygraliśmy we wszystkich sportach zespołowych! Dodajmy: w meczach rangi mistrzowskiej , a nie towarzyskich. Nasi koszykarze wyeliminowali Niemców z ME, nasi szczypiorniści (piłkarze ręczni) zdobili to samo i też w eliminacjach europejskich, siatkarze stłukli „Szwabów” w półfinale Mistrzostw Świata, a na koniec tej „antygermańskiej” serii piłkarze przeszli do historii, spuszczając regularne baty aktualnym mistrzom świata! Wcześniej zresztą to samo zrobiła reprezentacja młodzieżowa. Nagle niemożliwe stało się możliwe.

Głosimy , że „warto być Polakiem” i potrzebę dumy narodowej. Polscy sportowcy pokazali, że „Polak potrafi” (sorry, za ten slogan z lat 1970) i że możemy być choć w sporcie (czy tylko?) lepsi od nacji bogatszych, bardziej wpływowych, ważniejszych. Że po prostu my też mamy „gen zwycięstwa”, tylko wcześniej musimy go w sobie odkryć.

Czy także inni Polacy mogą wziąć przykład z polskich sportowców? Tak. „Ino tylko trzeba chcieć” - mówiąc Wyspiańskim. Dotyczy to także - czy przede wszystkim - polityków. Szczególnie tych zajmujących się polityką zagraniczną, a więc dziedziną, która też przecież jest terenem rywalizacji międzynarodowej. Mniej spektakularnej, mniej emocjonującej być może, ale mającej jednak większe długofalowe znaczenie niż najbardziej nawet fantastyczne mecze piłkarskie czy siatkarskie.

*felieton ukazał się w listopadowym numerze miesięcznika „wSieciHistorii”