Być Polakiem na Ukrainie

Październik 2014. Miejscowość Chodów pod Tarnopolem. W tym miejscu równo 320 lat temu, 400 polskich husarzy i pancernych pognało... 40 tysięcy Tatarów. To jedna z najbardziej spektakularnych wiktorii polskiego oręża. Rocznica bitwy nie jest specjalnie okrągła, ale dobrze, że ją obchodzimy. Do Chodowa zjechała grupa rekonstrukcyjna polskiej husarii, polscy parlamentarzyści i dyplomaci. Są też miejscowe władze ukraińskie ‒ żeby było ciekawie reprezentujące partię... „Swoboda”, silną na tamtym terenie, choć za parę dni poniesie ona druzgocącą porażkę w wyborach parlamentarnych. Do polskich husarzy w ramach braterstwa broni dołączyli Kozacy, choć prawdę mówiąc, w bitwie pod Chodowem wcale ich nie było.
Następnego dnia w Tarnopolu odbywa się uroczysta msza święta w szóstą rocznicę oddania do użytku nowego kościoła katolickiego, w którym pracują polscy księża i wokół którego skupiają się Polacy. Dobrze, że go zbudowano, ale ja zupełnie nie rozumiem dlaczego Ukraińcy nie oddali miejscowej polskiej wspólnocie kościoła podominikańskiego, który przejęli, prawem kaduka, grekokatolicy. Skądinąd zabrali oni też budynki przyległe do katedry, w tym szkołę pojezuicką i nie chcą oddać. To przykład jednego z wielu problemów własnościowych, religijnych, po części politycznych jakie istnieją w relacjach między Ukraińcami a Polakami u naszego sąsiada.

Gdzie zniknęło 130 tysięcy Polaków?

Według spisu powszechnego z 1989 roku na terenie Ukrainy żyło 270 tysięcy Polaków. Natomiast według spisu z 2001 roku ich liczba spadła do ledwie 144 tysięcy. Tak olbrzymia zmiana ilościowa ‒ zmniejszenie polskiej populacji o blisko połowę ‒ wydaje się wręcz nieprawdopodobna. Tym bardziej, że przecież w ciągu tych 12 lat nie nastąpiła jakaś specjalna fala emigracji do Polski. Prawdopodobnie zatem spis ten został sfałszowany.
Są trzy główne polskie skupiska na terenie Ukrainy. To, w kolejności liczby Polaków, Żytomierszczyzna (która przestała być częścią Polski podczas II rozbioru, a mimo to ‒ cóż za fenomen ‒ polskość kwitnie tam do tej pory), drugie ‒ Lwowskie, trzecie ‒ Obwód Chmielnicki. Te trzy skupiska stanowią połowę Polaków na Ukrainie. A jaka jest ich rzeczywista liczba? Biorąc pod uwagę rzymskich katolików ‒ a ci przeważnie to Polacy ‒ mieszkających na zachodniej i centralnej Ukrainie, społeczność polską można szacować na 300 do 500 tysięcy osób.
Jak na tak sporą ilość Polaków zaskakiwać może relatywnie niska ilość polskich szkół i punktów nauczania języka polskiego. W tej chwili na Ukrainie istnieje sześć szkół z językiem polskim. Pięć z nich jest na Ziemi Lwowskiej, jedna w Obwodzie Chmielnickim, a konkretnie w Gródku Podolskim. Ponadto istnieje też przeszło sto szkół, w których uczy się języka polskiego. Są to szkoły sobotnio-niedzielne lub funkcjonujące popołudniami w dni powszednie. Dopiero od 2014 roku MSZ, który formalnie odpowiada za polską diasporę zaczął monitorować co dzieje się z polskim szkolnictwem na Ukrainie.
Ponadto język polski jest również nauczany jako język obcy lub jako dodatkowy przedmiot fakultatywny w 150 ukraińskich szkołach. W sumie uczy się go 8 000 osób. Ciekawe, że tylko nieco ponad połowa z nich przyznaje się do polskich korzeni. Oznacza to, że ten znaczący wzrost chętnych wynika nie tylko z odkrywania swoich polskich korzeni, ale też, może przede wszystkim, z uznania, że wato uczyć się polskiego ‒ języka kraju, który jest częścią Unii Europejskiej i którego znajomość może być przydatna w osobistej karierze.

Renesans polskiej oświaty?

Można powiedzieć, że nasza mowa ojczysta ‒ trochę też jak sama Polska ‒ ma dziś na Ukrainie swoje „pięć minut”. Tym bardziej warto wykorzystać ten czas. Dlatego tak bardzo dziwi fakt, że nasz MSZ nic nie robi, aby jak najszybciej przygotować i podpisać polsko-ukraińską umowę oświatową, która zabezpieczy nasze szkolnictwo w tym kraju. Poprzednia umowa wygasła już kilka lat temu, za rządów koalicji PO-PSL. Przez ten czas resort ministra Sikorskiego i sam premier nic nie zrobili, aby tę sprawę załatwić. Na razie mamy sytuację w miarę niezłą: polski jest popularnym językiem, ale przecież wcale tak później nie musi być. W tym kontekście brak prawnych zabezpieczeń dla nauczania języka polskiego może w przyszłości okazać się fatalny.
Nieoficjalnie MSZ w Warszawie daje do zrozumienia, że w tej chwili Ukraina ma na głowie inne, ważniejsze problemy. To wyjaśnienie o tyle nie trzyma się kupy, że przed dwoma miesiącami analogiczną umowę oświatową Kijów podpisał z Bratysławą. Skoro Słowacja mogła, to czemu nie może Polska?
Warto podnosić tę kwestię szczególnie mocno teraz, gdy ukraińskie ministerstwo oświaty zapowiedziało reformę systemu szkolnictwa zmierzającą do zlikwidowania nauczania mniejszości narodowych w pełnym wymiarze i ograniczenia ich tylko do jednego przedmiotu. Oczywiście skierowane jest to przeciwko Rosjanom ‒ choć tego nikt nie mówi ‒ ale uderzyć może, niejako przy okazji, także w polskie szkolnictwo i nauczanie języka polskiego.
Polska oświata jest ‒ mimo rozkwitu nauczania naszego języka ‒ prawdopodobnie głównym bólem głowy dla Polaków mieszkających na Ukrainie i tych w Rzeczpospolitej oraz na całym świecie, którzy ich wspierają.
Inna sprawa to oddanie kościołów oraz budynków przykościelnych katolikom, przeważnie Polakom, które zostały zabrane przez grekokatolików zaraz po 1990 roku. To nie tylko spór międzywyznaniowy, ale jednak też narodowościowy. Niestety, ani mimo polskiego zaangażowania w Pomarańczową Rewolucję, ani też jednoznacznego poparcia „euromajdanu”, Ukraińcy nie śpieszą się z oddawaniem tych kościołów i nieruchomości.

Polacy na Majdanie, Polacy w ATO

Są też rzeczy, które zależą wyłącznie od polskich władz. Otwartym pozostaje pytanie czy państwo polskie powinno fundować stypendia dla naszych studentów z terenu także, choć nie tylko, Ukrainy na uczelniach wyższych na terenie Rzeczpospolitej czy też raczej finansować ich studia tam gdzie się urodzili, a gdzie ich przodkowie mieszkali od wieków. Pierwszy scenariusz oznacza ściągnięcie do Polski setek, z czasem tysięcy młodych energicznych Polaków, którzy uzupełnią nieco ewidentną dziurę demograficzną w naszym kraju i naszym szkolnictwie wyższym. Scenariusz drugi oznacza wsparcie dla nowej, młodej polskiej inteligencji w Kijowie, Lwowie czy innych miastach. Oba rozwiązania mają swoje plusy i minusy. Ostatnio państwo polskie przychyla się raczej do tego pierwszego wariantu.
A jaki jest stosunek polskiej mniejszości do Majdanu? Otóż przytłaczająca większość Polaków wspierała przemiany na Ukrainie, dokonujące się od końca listopada 2013 roku. Ta solidarność z ukraińskimi sąsiadami, dla niektórych obserwatorów zaskakująca, była wszak racjonalna: „rewolucja godności” miała przecież wymieść korupcję i różne lokalne układy, które też nie dawały żyć Polakom po prostu jako obywatelom Ukrainy. Rodacy mieszkający u naszego sąsiada liczą wszak, że to Polskie wsparcie może w przyszłości, już po ustaniu czy ograniczeniu rosyjskiego niebezpieczeństwa, doprowadzić do uregulowania takich bolących spraw, jak kwestia rzezi na Wołyniu podczas II wojny światowej.
Trzeba też powiedzieć, że przedstawiciele polskiej mniejszości walczyli na Majdanie ramię w ramię z Ukraińcami. Właśnie tam zginął Romek Toczyn z Nowego Rozdołu spod Lwowa, katolik z kartą Polaka. Jeżeli ktoś dziś przyjedzie do Żytomierza, to w centrum zobaczy wielkie tablice z nazwiskami osób poległych w walce z Rosjanami w ramach ATO (antyterrorystyczna operacja). Jest tam bardzo dużo polskich nazwisk, ludzi polskiego pochodzenia i wyznania rzymskokatolickiego, co na tamtych terenach odróżnia Polaków od Ukraińców.
Warto, aby te fakty znali ci nasi rodacy w Polsce, którzy ‒ choćby w najlepszych intencjach ‒ krytykują zaangażowanie Polski w odcięciu Ukrainy od rosyjskiej pępowiny.

*artykuł ukazał się w „Gazecie Polskiej” (19.11.2014)

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

22-11-2014 [11:45] - NASZ_HENRY | Link:

Posłowie zamiast zaangażować się w pracę na rzec zwycięstwa kandydatów PiS-u w zbliżającej się już praktycznie za tydzień drugiej turze wyborów, postanowili… no właśnie nie bardzo wiadomo, co postanowili i dalej już ani słowa, bo robi się naprawdę nieprzyjemnie ;-)

Gdzie jest lista, gdzie startują kandydaci PiSu w drugiej turze ;-)

Obrazek użytkownika alchymista

22-11-2014 [12:03] - alchymista | Link:

Litości!
Cała armia tatarska liczyła w porywach do piętnastu tysięcy kawalerii.
Siłą tej armii nie była liczba, tylko ruchliwość i nadzwyczajna wytrzymałość na trudy. Tatarzy sprawiali wrażenie, że mają zdolność do bilokacji, a nawet trilokacji. Wszędzie ich było pełno i nie wiadomo było gdzie uderzy gros sił.
W przypadku Hodowa można by ograniczyć liczbę Tatarów do 4000 (Olgierd Górka zalecał pomniejszać podawane liczby Tatarów 10-11 razy). To i tak wielka chwała naszego oręża.