PiS wygrał, państwo przegrało

Nie, nie chodzi mi w tytule o to, co już artykułuje spora część komentatorów, całym sercem nastawionych na kolejne zwycięstwo partii rządzącej.  Dla nich jest jasnym, że demokracja jest prawie jak futbol. Co jakiś czas robi się wybory ale wygrywać zawsze mają Niemcy. To znaczy w tym akurat przypadku PO. Inne rozwiązanie w grę nie wchodzi bo… bo nie i już.

Przegrana a w zasadzie wręcz klęska państwa przejawia się w organizacji. Kiedy czyta się porozrzucane w necie relacje, dotyczące kulisów naszego ostatniego święta demokracji, włos jeży się na głowie. I nie chodzi tylko o owe żałosne „problemy z systemem”.  Te „źle wydrukowane karty”, to tułanie się komisji od Annasza do Kajfasza…

Jeśli napiszę, że z tego wszystkiego obecna władza powinna się natychmiast tłumaczyć i zdziwię się do tego, że jakoś nie widać by się poczuwała do winy, spodziewam się ze strony zwolenników, sympatyków i fanatyków tej władzy co najmniej pytania dlaczego się ma tłumaczyć. A dlatego szanowni zwolennicy, sympatycy i fanatycy, że jakoś nie dotarła do mnie informacja, że PKW stało się w tak zwanym międzyczasie podmiotem prywatnym, będącym sobie sterem i żeglarzem. Ani też, że wpisano ją do konstytucji jako szóstą, siódma czy którą tam władzę po monteskiuszowsku niezależną od egzekutywy.

Jeśli ktoś odpowiada za ten cały bardak, to właśnie egzekutywa. Jeśli ktoś zapyta kto konkretnie, zapraszam na stronę sejmowej wyszukiwarki aktów prawnych, gdzie w metryce Ustawy z dnia 5 stycznia 2011 r. - Kodeks wyborczy jako organ wydający umieszczono Sejm a jako „organy zobowiązane” Prezesa Rady Ministrów i cały komunik różnych ministrów.* Odpowiedzialnych za zapewnienie warunków do właściwego przeprowadzania wyborów. Warunków finansowych i technicznych. Nie wiem na ile prawdziwe są zawodzenia dziadków z PKW, że przecież prosili, uprzedzali…

Nie zapewnienie właściwego przebiegu wyborów wytłumaczyć się nie da w żaden sposób. Nie dałoby się nawet wtedy, gdyby był to pierwszy taki przypadek. A że nie jest…
Kiedy słyszy się pokpiwania z głosów, podnoszących wątpliwości co do prawidłowości i uczciwości tych i poprzednich wyborów, aż korci zapytać tych kpiarzy czy przypadkiem nie mylą czasów i szerokości geograficznych. Wszak mamy XXI wiek i sam środek cywilizacji europejskiej. A w zasadzie żaden tam środek tylko jej szczyt!
Ale przejdźmy do wyników. Dzięki zaawansowaniu technologicznemu ciągle opartych na sondażach i na „szczątkowych danych”. Te drugie są jak na razie bardzo ciekawe bo wychodzi z nich, że o pierwsze miejsce PiS ściga się wcale nie z PO tylko z PSL-em. Wedle tych danych PSL wręcz wygrało w kilku sejmikach. Ja oczywiście wiem, że to wynika z faktu, że pierwsze docierają wyniki ze wsi i skoryguje się to gdy wreszcie „odwiesi się” serwery i zaczną spływać większe miasta.

Jeśli wynik IPSOS-u potwierdzi się, zwycięstwo PiS będzie oczywiste. Nie wiem czy dla wszystkich zaskakujące ale dla mnie owszem. Wygrać z Hofmanem u szyi to wyczyn!
Zabawne są komentarze ciągle jeszcze nie wierzących w porażkę PO. Wielu z nich neguje sukces PiS zwracając uwagę, że w sejmikach wygrała jakaś tam „koalicja” i że ta „koalicja” władze utrzyma. Zaś wynik bezwzględny nie ma znaczenia. Ot, takie tam liczby…

Przypominają mi się komentarze, jak domyślam się, dokładnie tych samych osób po wyborach do europarlamentu. Tam, w ich mniemaniu „jakieś tam liczby” miały znaczenie decydujące a to, że PO straciło prawie połowę reprezentacji i miało dokładnie tylu samo deputowanych co główny konkurent miało znaczenie drugorzędne.

I na koniec uwaga do newsu, którym jakoś tam media próbują może nie „przykryć” (bo się nie da) ale przynajmniej „niuansować” konieczność przekazywania komunikatu o sukcesie PiS. Chodzi o „sprawę” Sobieniowskiego, którego PiS nie wpuścił do swej siedziby w czasie wieczoru wyborczego. Przyznam, że wysłanie tego akurat pracownika (jakoś ciężko mi napisać o nim „dziennikarz”) do siedziby PiS traktuje już nie jako dowód „zaprzyjaźnienia” z PO ale głębszych relacji intymnych. Przy okazji to dowód na to, że TVN za nic nie dopuszczał możliwości przegranej PO i pan Sobienowiski, naigrywający się z „9, oczywistej, wielkiej klęski PiS” miał być tych relacji intymnych swoistym zwieńczeniem. Wyszedł żałosny coitus interruptus.

Z drugiej strony… Gdyby w PiS wiedzieli jak się to skończy, widok Sobieniowskiego, który by się pewnie popłakał, byłby pewnie dodatkowym bonusem.

* http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20110210112