O grillowaniu Polski i referendum konstytucyjnym

Poniżej fragmenty wywiadu, którego udzieliłem Antoniemu Opalińskiemu z Radia „Wnet”.

Poranek „Wnet”, Antoni Opaliński, minęła godzina ósma, zapraszamy do słuchania drugiej i trzeciej godziny poranka. W studiu jest już kolejny gość, pan Ryszard Czarnecki, poseł do Parlamentu Europejskiego. Dzień dobry.

- Witam Pana, witam Państwa

Przybywa do Polski pan Timmermans, kolejny raz. Czy te rozmowy, przepraszam, mają sens?

- To jest rozmowa ostatniej szansy. Nie wiem, na ile pierwszy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej przyjeżdża ze względów taktycznych, aby odfajkować wizytę, aby pokazać: „próbowałem, chciałem, ale opór polskiej strony spowodował, że nic z tego nie wyszło”. Natomiast z polskiej strony jest dobra wola porozumienia, pokazujemy to, bo to jest ważne, pokazujemy krajom członkowskim UE. Dlaczego to jest ważne? Ponieważ, jak dojdzie do głosowania artykułu 7. w Radzie Europejskiej, to kraje członkowskie decydują o tym, czy ten artykuł będzie uruchomiony. Kraje członkowskie były mamione przez 2 lata taką sieczką propagandową ze strony Brukseli, ze Polska nie chce porozumienia, że Polska się zamyka, że nie chce rozmawiać, że ma złą wolę. Okazało się w tym ostatnim półroczu ,iż to nieprawda,więcej – także polski rząd przedstawia konkrety: „Biała Księga”, fakty, argumenty, dowody na to, ze bzdury o Polsce różni komisarze opowiadają, że polski rząd ma, to się nazywa w języku dyplomacji: „good will”, dobrą wolę, że w praktyce to Polska dąży do porozumienia, a Komisja Europejska w mniejszym stopniu i mam wrażenie, że jeżeliby kogoś tutaj obwiniać za brak porozumienia, jeżeli tak się stanie, to na pewno stronę unijną, a nie nas.

A czy nie jest tak, że rządy krajów europejskich doskonale wiedzą, co się dzieje, tylko że Polska będąc w słabszej pozycji negocjacyjnej jest po prostu cały czas atakowana? To jest wygodne dla Francuzów, Belgów, Holendrów w perspektywie nowego budżetowego rozdania i lobbingu w tej kwestii.

- Tak, to jest wygodne dla nich. Zwłaszcza ojczyzna pana Timmermansa, Holandia, walczy o uratowanie największego obok Wielkiej Brytanii –a Londyn odchodzi z Unii – a więc największego w Unii w ogóle rabatu. Największa ulga w składce członkowskiej – czyli różnica pomiędzy tym, co powinno być wpłacane do kasy w Brukseli, a tym, co jest wpłacane – to jest właśnie rabat holenderski . Jeżeli premier Morawiecki kilka tygodni temu wypowiedział się przeciwko wszelkim rabatom, ulgom, bo to zmniejsza unijny budżet, zatem zmniejsza część tego budżetu dla Polski – no to, uderz w stół, holenderskie nożyce się odezwą i stąd pan Timmermans teraz wrzuca kwestię Polski, artykułu 7., praworządności, bo tak naprawdę chciałby, żeby negocjacyjna pozycja Polski przy tym stole rokowań w sprawie budżetu była słabsza.

Jacek Saryusz-Wolski mówi, że to należy zakończyć, że Polska powinna zażądać głosowania jak najszybciej, żeby sprawa się rozstrzygnęła.
- Grillowanie Polski jest korzystne dla wrogów naszego kraju. Bardzo źle się dzieje, że w tym grillowaniu Polski biorą udział „totalsi”, politycy totalnej opozycji, którzy są w jakiejś mierze albo pożytecznymi idiotami dla wrogów Polski, albo w sposób świadomy i cyniczny podnoszą rękę na własny kraj. To trzeba powiedzieć bardzo jasno, bardzo wyraźnie i nie mieć żadnych oporów w nazywaniu rzeczy po imieniu. Natomiast myślę, że to głosowanie dla Polski może być korzystne. Uwaga – jeżeli wygramy, to wiadomo dlaczego, a ewentualna porażka – artykuł 7. nie oznacza żadnych poważnych sankcji. To jest w wymiarze propagandowo-medialnym i politycznym niefajne, ale to nie niesie żadnych konsekwencji ekonomicznych. A na sankcje wrogowie Polski nie mają żadnych szans, żeby je uzyskać – ponieważ tu potrzeba jednomyślności, a z tą jednomyślnością jest tak, że większość krajów członkowskich UE wie doskonale, że „dzisiaj Polska, a jutro Węgry” czy inne państwa – w związku z tym jednomyślności Bruksela nie uzyska.

No właśnie, mówi pan, że jeśli wygramy – a jak w tej chwili rozkłada się to poparcie po naszej stronie? O kim wiemy, że będzie po naszej stronie?
- Ja myślę, że na dzisiaj – choć to tylko deklaracje – to jest dla nas dobrze, ale Unia na pewno będzie naciskała, na pewno będzie starała się złamać tę solidarność z Polską. Być może będzie używała różnych nacisków finansowych w kontekście budżetu Unii poczynając od tego na kolejne 7 lat od roku 2021. Stan na dzisiaj jest dobry, jest OK. Natomiast to, co będzie już w momencie głosowania – zobaczymy. Na razie, dzisiaj, premier Morawiecki pokaże „Urbi et Orbi”, że mamy jako Polska dobrą wolę porozumienia z Komisją Europejską. Nie chciałbym być pesymistą, ale mam wrażenie, że pan Timmermans gra w pewnym teatrze i tutaj chodzi o pewne teatralne pozy, teatralne gesty – takie aktorstwo, tanie zresztą - ale że nie chodzi o wolę porozumienia z naszym krajem.

Aktorstwo, teatr. Tak to bywa w polityce. A te informacje, że inne zdanie miał pan Juncker, inne pan Timmermans – czy one były rzeczywiste? Czy to też był teatr?
- Myślę, że przez długi czas to był świadomy podział ról, na dobrego policjanta Junckera, który chce porozumienia, klepie po ramieniu każdego polskiego polityka, żeby pokazać, że jest OK, a Timmermans był tym złym policjantem. Myślę, że to się zmieniło w ostatnich kilku tygodniach. Myślę też, że Juncker patrzy z perspektywy szefa Komisji i będzie oceniany przez historię, za jego kadencji wydarzył się Brexit. A więc to już jest klęska, pierwszy raz w historii Unii Europejskiej poza odejściem Grenlandii (to wielkie terytorium, ale jednak nie samodzielne państwo). Natomiast teraz ten trwały konflikt z Polską, a też w praktyce z Węgrami, to było pęknięcie między „starą” a „nowa” Unią – to było zapisane na konto, tak patrząc praktycznie – na konto Junckera. Z różnych względów – on chce myślę porozumienia z Polską i myślę, że szczerze, no ale liczba wrogów Polski w Komisji czy tez przedstawicieli krajów, które konkurują z nami i chcą osłabienia Polski jest spora.

Obserwował pan może w Brukseli to, co się działo, kiedy powstał we Włoszech nowy rząd? Jak zachowywali się wywodzący siew z Włoch politycy w Parlamencie Europejskim w Brukseli?

- Generalnie demonstrował sceptycyzm, natomiast jednak trudno porównać ich reakcję z tą histerią ze strony totalnej opozycji w Polsce. Jednak nie uciekano się do wykorzystania instytucji unijnych, europejskich do walki z nowym rządem Republiki Włoskiej, czyli nie skopiowano tego, co robi opozycja w Polsce z własnym krajem i rządem Rzeczpospolitej Polskiej. Tu jest wyraźna różnica. Owszem, pani Spinelli, włoska eurodeputowana bardzo skrytykowała w liście otwartym pana Tajaniego, że zdecydował się kandydować na premiera Włoch, to jeszcze było przed wyborami, i to zostało rozesłane do wszystkich nas, europosłów. Natomiast poza tym listem nie było żadnej inicjatywy, żeby umiędzynarodowić sprawę włoską przez Włochów. Tym się różni włoska opozycja lewicowo-liberalna w stosunku do lewicowo-liberalnej opozycji w Polsce.
Pan Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej już chyba przestał nawet ukrywać, że ma ambicje polityczne związane z polityką krajową. Czy pan uważa, że tutaj jego informacje o jakiejś jego liście, jego powrocie do polskiej polityki są realne?

- Political fiction. Pamiętamy, jak pan Kwaśniewski, były prezydent chciał stworzyć własną listę i stworzył na wybory europejskie – było to kompletną klapą, otrzymała ona bardzo słaby wynik, nikt nie wszedł do europarlamentu. Tusk jest w podobnej pozycji. Myślę, że Tusk chce być w grze puszczając tego typu przecieki, pokazując „ile ja mogę zrobić” . W ten sposób lewaruje, jak sądzę w samej Platformie dla swoich zwolenników lepsze pozycje wyjściowe pod kątem europarlamentu na przykład. Ja nie wierzę w taką listę byłych premierów, chociaż na pewno część z nich by marzyła, żeby być w europarlamencie: pan Marcinkiewicz na przykład. Natomiast jak ja słyszę- to jest szopka, kabaret- że są nazwiska Millera czy Cimoszewicza, jednocześnie SLD ogłasza, że oni startują z listy lewicy i jednocześnie z listy Tuska, to jest naprawdę śmieszne, przechodzące w żałosne – no, ale tak ten opozycyjny krawiec kraje, jak mu materii staje.

Skoro rozmawiamy już o krajowej polityce – pan przestrzegał przed tą ideą prezydenckiego referendum, wskazywał również w rozmowach, również w radiu „Wnet”, że referenda często prowadza do upadku tych polityków, którzy te referenda inicjują. Wygląda na to, że prezydent RP ma jednak dużą ochotę, żeby referendum było.

- Ma pan dobrą pamięć. Rzeczywiście, mówiliśmy o tym przeszło rok temu. Ja powiem tak: chwała prezydentowi Rzeczpospolitej Polskiej, panu doktorowi Andrzejowi Dudzie, że uruchomił tak mocno ideę zmiany konstytucji. Ma rację w stu procentach i trzeba go popierać – ta Ustawa Zasadnicza powinna być zmieniona, nawet nie tylko ze względów stricte politycznych, ale po prostu w wymiarze gospodarczym i społecznym. Konstytucja uchwalona ponad dwie dekady temu, w trakcie transformacji ustrojowej, dzisiaj po prostu nijak przystaje do rzeczywistości ekonomiczno-socjalnej. I z tych względów trzeba by ją zmienić. Natomiast, diabeł siedzi w szczegółach, jak mówi polskie przysłowie, bo żydowskie mówi, że Bóg siedzi w szczegółach. Otóż, wydaje się, że mówiąc tak bardzo konkretnie, referendum nie powinno być w Święto Niepodległości, ono powinno Polaków łączyć, a nie dzielić. To jest jasne. A więc pytanie: czy akurat w dniu Święta Niepodległości czy też referendum ma potwierdzać już wcześniejszą pracę w parlamencie i poza nim, z konsultacjami pozarządowymi, kierunek zmian już wcześniej przyjętych. Czy referendum ma narzucać kształt Konstytucji? Czy też ma puentować prace nad nią? To są pytania bardzo konkretne. Pod względem formalnym Senat RP przede wszystkim czeka na konkretną inicjatywę prezydenta.