Czy warto na lokalne wybory iść do ludzi z konkretami?

    Czy warto na lokalne wybory iść do ludzi z konkretami? Poniżej moja ulotka wyborcza.
   Każdy znający się na fachu Pi-aR-owsko-reklamiarskim dostrzega, że sporządziłem ją wbrew wszelkim zasadom sztuki tego rodzaju. A jednak świadomie zdecydowałem się na taki właśnie przekaz. Czy skuteczny? Zobaczymy w poniedziałek.

*  *  *

   Osobom spoza Stołeczno Królewskiego Miasta Krakowa polecam lekturę jako materiał poglądowy, ilustrujący, czym w istocie jest kompleks patologicznych zjawisk zwanych krakówkiem. W XXI wieku kilka tysięcy ludzi od dziesięciu lat przedziera się do swoich bloków przez stary zaniedbany park (żeby było ciekawiej nazywa się toto Park Kultury), w deszczowe dni zamieniający się w bagno, a po zmroku tonący w ciemnościach. Jest więc i straszno i smieszno. Co odpowiadają na to władze (z niejakim Majchrowskim włącznie), można przeczytać na drugiej stronie. A tymczasem radni z lokalnego platformiano-majchrowskiego układziku w dzielnicy podejmują uchwałę o przyznaniu samym sobie medali w uznaniu swoich własnych zasług. Hitchcock i Monty Python zarazem! To jeszcze nie wszystko: część osób właśnie z mojej ulotki parę dni temu dowiedziała się, że ich blok nie znajduje się już w tej dzielnicy, w której znajdował się zwykle (urzędnicy przenieśli, ale mieszkańców zapomnieli poinformować). Krakówek w czystej postaci!

*  *  *

   I na marginesie: na końcu namawiam do głosowania na kilka innych osób w wyborach do innych szczebli odbywających się tego samego dnia, na które moim zdaniem warto oddać głos. Tak, jak np. Mirosław Boruta, szef krakowskiego klubu Gazety Polskiej. Zwracam uwagę, że niekoniecznie są one łatwe do odnalezienia na listach PiS-u... I to również jest pewien smaczek tych wyborów w Krakowie...