Czerwone duchy z Polskiego Radia

Rada Programowa Polskiego Radia zakończyła właśnie kadencję spektakularnym protestem przeciwko decyzji prezesa Polskiego Radia. Nagrodził on swym Grand Prix reportaż Małgorzaty Żerwe z Radia Gdańsk pt. „Duchy z Placu Czerwonego”, nagranie opowieści wnuczki marszałka Rokossowskiego, rosyjskiej dziennikarki,  o jej pochodzącym z Polski dziadku. Po czym reportaż skierowano na prestiżowy konkurs Prix Europa.
http://www.radiogdansk.pl/inde...
Niech zabrzmią słowa listu przewodniczącego ustępującej Rady, Macieja Wojtyszki, do Prezesa PR. List ten poparli wszyscy obecni na ostatnim posiedzeniu 12 listopada br.:
„(...) Po uważnym wysłuchaniu całego reportażu nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zarzuty padające przeciwko nagrodzeniu tej pracy są w pełni uzasadnione. Opowieści wnuczki marszałka Rokossowskiego z przyczyn oczywistych przedstawiają go w zdecydowanie korzystnym świetle, a reporterka, prawdopodobnie wierząca w  obiektywizm tej narracji, nie potrafiła swoim komentarzem wystarczająco zrównoważyć i skorygować przedstawionego obrazu.  
Słuchacz, zwłaszcza młody, może odnieść wrażenie, że oto tragiczny i szlachetny bohater wplątany w niezawiniony sposób  w meandry historii został niesłusznie odepchnięty przez jego ukochanych rodaków. Dodatkowo ukarano bohatera pośmiertnie wmurowaniem jego urny w mury Kremla.
Marszalek Rokossowski z uzasadnieniem znienawidzony w powojennej Polsce był chyba jedynym dowódcą wysokiej rangi (jeśli nie liczyć generała Jaruzelskiego), który bez wahania zgodził się w 1956 roku na użycie wojska przeciw bezbronnemu, protestującemu społeczeństwu. Jego duże talenty dowódcze i prywatne deklaracje patriotyczne w żaden sposób nie mogą usprawiedliwić krwi, która znalazła się wtedy na jego rękach.
Zadania jakie spełniał w kraju podczas najbardziej okrutnego okresu okupacji sowieckiej powinny być zapamiętane głownie jako akty zbrodniczego terroru. Fakt, że sam był poddany represjom stalinowskim, ale nadal ponownie wiernie służył idei komunistycznej, nie usprawiedliwia go, lecz kompromituje. (...) Reportaż poświęcony choćby częściowej rehabilitacji Eichmanna czy Himmlera, wzbudziłby we mnie podobne zaskoczenie.”
Właściwej oceny etycznej „(...)w słuchowisku >>Duchy z Pl. Czerwonego<< zdecydowanie zabrakło. (...) Wystarczyłyby głosy rodzin ofiar wydarzeń poznańskich, by odpadł zarzut skrajnego braku obiektywizmu. Skalę tej pomyłki łatwo dostrzec, ale błąd został wzmocniony poprzez przyznanie reportażowi Grand Prix.”
Podpisało protest dziesięć osób: przewodniczący Rady Maciej Wojtyszko oraz Teresa Bochwic, Jerzy Bralczyk, Krzysztof Czabański, Stanisław Janecki, Krzysztof Knittel, Małgorzata Muzoł, Edward Pałłasz, Jan Poprawa, Piotr Węgleński i Zbigniew Nosowski.
Ten zbiorowy protest nic nieznaczącej ustępującej Rady Programowej Polskiego Radia powinien być usłyszany i – mamy nadzieję – wzięty pod uwagę na przyszłość.

*

Miałam zaszczyt zasiadać od 2010 roku w Radzie Polskiego Radia razem z większym (15) gronem osób, nieco zmiennym, ponieważ mianowani do niej posłowie PO kolejno robili kariery w partii lub rządzie i na ich miejsce przychodziły nowe osoby. W Radzie obok posłów zasiadało sporo osób ze świata muzyki, nauki i dziennikarstwa, jak językoznawca Jerzy Bralczyk, dziennikarze Krzysztof Czabański, Zbigniew Nosowski i Stanisław Janecki oraz Andrzej Turski, muzycy Krzysztof Knittel, Edward Pałłasz i Jan Poprawa z Krakowa, reżyser Maciej Wojtyszko, kurator oświaty z Kielc Małgorzata Muzoł oraz rektor UW Piotr Węgleński, a także Bożena Żelazowska i Wojciech Kurdziel. Andrzej Turski zmarł w trakcie kadencji, a na jego miejsce przyszedł Zbigniew Nosowski.
W roku 2003 SLD, podobnie jak dziś PO, uważało, że tylko ono może bawić się w polskiej piaskownicy, a reszta nie dostanie nawet łopatki do potrzymania. W 2003 roku wytępiono z KRRiT już chyba jakikolwiek głos poza związanymi z poręczeniem SLD. Po krótkotrwałym przewietrzeniu atmosfery przez sprawę Rywina Jarosław Sellin przeprowadził rozszerzenie składu Rad Programowych o przedstawicieli milczących a raczej przykneblowanych grup społecznych, zaproponował do rad 80 osób, z których weszło wtedy 15.
Piętnastoosobowe Rady mediów publicznych to ciała nic nieznaczące, ale zawsze jakiś głos mają, choćby głos protestu. To organy  ustawowe spółek mediów publicznych, powoływane przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji z rekomendacji partii politycznych lub organizacji społecznych i kulturalnych. Praca w takiej radzie – a „zasiadałam” w trzech rozmaitych od bodajże 2003 roku – to szczególne zadanie. Rada zbiera się przez cztery lata raz na miesiąc i deliberuje o programie medium, którym się zajmuje, bez nadziei, że cokolwiek z tego zostanie wzięte pod uwagę, ale czasem jednak coś się udaje przepchać. To jest to miejsce, gdzie establishment medialny w wersji publicznej czuje i powinien czuć czyjś oddech na plecach, tu opozycja miewa głos nawet donośniejszy niż sejmowa, a czasem słychać zdroworozsądkowy pisk ludzi kultury, jeżeli ci akurat myślą zdroworozsądkowo i jeżeli w większości myślą to samo.
Przez cztery lata niejedno się zdarza i niejedno widać. W ostatniej kadencji w Polskim Radio nie udało się udaremnić wszystkich eksperymentów nowego, młodego i nadmiernie prężnego kierownictwa Jedynki, które jednak już po roku zrozumiało, że np. przestawianie z miejsca na miejsce pewniaków programowych jak południowy magazyn informacyjny może prowadzić wyłącznie do katastrofy. Nie udało się powstrzymać likwidacji koncertów chopinowskich w programie I Polskiego Radia, choć dzięki zgodnemu protestowi Rady i nieugiętej postawie prof. Edwarda Pałłasza pozostał ogryzek w postaci kawałka Chopina raz na miesiąc około 1.00 w nocy. Dyskusyjna, ale podparta racjonalną argumentacją decyzja skrócenia hejnału z Wieży Mariackiej w południe okazała się mniej rujnująca niż wydawało się początkowo, nie zlikwidowano też wbrew obawom Rady Hymnu o północy (tego akurat nie planowano, trzeba przyznać).
Radzie nie udało się nigdy dostać dostępu do wewnętrznych analiz programowych, co pomogłoby jej w pracy. Osobiście czułam się w tej sprawie rozdwojona, bo wiem, że rady nie powinny otrzymywać tego rodzaju tekstów, jako wicedyrektor programowy Polskiego Radia też nigdy do tego nie dopuściłam, ale na pewno by się Radzie przydały.
Tak więc przez cztery lata kołysaliśmy się w Polskim Radiu, w nieustającej dyskusji chłopa (to my) z panem (zarząd) i plebanem (dyrekcja programowa), kłótni Karnawału (dyrektor Jedynki Kamil Dąbrowa) z Postem (też my), aż doczołgaliśmy się wespół do końca kadencji.
I miało być miło, pożegnalnie, kolorowo i bezproblemowo. Ale niestety nie jest.
----------------------
Tekst ukazal się 13.11.2014 na portalu sdp.pl
 
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Obywatel

13-11-2014 [23:06] - Obywatel | Link:

Pozwolę sobie na dygresję, pewnie nieco naiwną. Skoro głównym powodem upadku publicznych środków przekazu czy choćby odwrotu od „misji” jest fetyszyzowanie „słupków słuchalności” (oglądalności) w pogoni za reklamodawcą, to może należy, ni mniej ni więcej, tylko wyeliminować TVP i Polskie Radio z rynku – tzn. wprowadzić ustawowy zakaz emisji reklam. Media publiczne byłyby wówczas finansowane z daniny jaką płaciliby nadawcy komercyjni za wyemitowanie każdej sekundy reklam. Rozwiązanie to byłoby, moim zdaniem, sprawiedliwe: TVP i PR nie konkurują ze stacjami prywatnymi, te w zamian pośrednio przekazują jej środki potrzebne do produkcji audycji o misyjnym charakterze. Każdy widz, powiedzmy, jakiegoś reality show w ten sposób przyczyniałby się (choćby bezwiednie) do powiększenia budżetu np. na koncerty szopenowskie. Stacje Telewizji Polskiej i Polskiego Radia nie byłyby przy tym wodzone na pokuszenie... Wydaje mi się, ze to lepsze rozwiązanie niż opłacanie TVP i PR wprost z budżetu zgodnie z zasadą jednego kotła - władza wykonawcza nie ma w takim razie jakiś szczególnych środków nacisku na media i nie może „nadzorować” ich „linii” politycznej. Jednocześnie rada programowa z regulatorem oraz rady nadzorcze pilnowałaby dochowania standardów w sferze programowej i ekonomicznej. Pomysł sam się narzuca, więc na pewno nie jest nowy.

Obrazek użytkownika Teresa Bochwic

14-11-2014 [10:19] - Teresa Bochwic | Link:

Pomysły są, również podobny do Pana projektu, tylko woli politycznej nie widać...