Kto wygrał?

Pisałem niedawno o stanie naszych przygotowań na ewentualność unijnej kapitulacji wobec Putina, czego wyrazem były rezultaty konferencji mediolańskiej, jako żywo przypominającej monachijską z roku 1938.
Ale przecież cała sprawa ukraińska jest tylko fragmentem kompleksu działań związanych z tworzeniem nowego układu europejskiego.
Został ten układ zapoczątkowany traktatem „4 + 2”, w którym de facto rozdającym karty był 1 + 1, czyli Niemcy i Rosja.
Amerykanie mimo wsparcia brytyjskiego dokonali generalnej rejterady z Europy oddając inicjatywę w ręce protegowanych przez siebie Niemców. Była to powtórka, równie żałosna, z rezultatów I wojny światowej, kiedy Amerykanie mimo decydującego udziału w wojnie wycofali się z Europy stwarzając dla Niemców pole do działań odwetowych.
Protegowana przez Amerykę RFN okazała swoją wdzięczność natychmiast w postaci dogadania się z Rosją za cenę opuszczenia Niemiec przez sowiecką armię.
Nie znamy treści rozmów moskiewskich na początku lat dziewięćdziesiątych, podobnie jak i nie znaliśmy treści tajnego spisku Ribbentrop – Mołotow.
Możemy się jedynie domyślać, że za cenę dopomożenia Rosji w dźwiganiu się ze stanu upadłości Niemcom oddano wpływy na obszarze zachodniej części byłego imperium sowieckiego.
Było to nawet więcej niż tradycyjna niemiecka „Mitteleuropa”, bowiem obejmowała obszar od krajów bałtyckich przez Polskę, Czechosłowację, Węgry, Rumunię po Bułgarię.
Rosja zatrzymała sobie dawne zachodnie republiki sowieckie – Białoruś, Ukrainę i Mołdawię.
 
Ten podział został zachowany do dziś z tą różnicą, że Niemcy o swoją strefę zadbały włączając ją do podległej sobie UE i dokonując takich przekształceń ustrojowo gospodarczych, które uzależniły ten obszar od Niemiec.
Gorzej było ze strefą rosyjską, wprawdzie pozostawiono w niej odpowiednie zabezpieczenia systemu władzy, ale znacznie gorzej było ze stworzeniem efektywnych powiązań ekonomicznych. Mimo pozostałości powiązań szczególnie w uzależnieniu energetycznym i kooperacji przemysłowej, gospodarka rosyjska jest zbyt słaba żeby stworzyć warunki dla rozwoju produkcji i wymiany na skalę umożliwiającą znaczący wzrost poziomu życia.
Stąd we wszystkich krajach postsowieckich pojawiły się tendencje do zbliżenia z krajami zachodniej Europy, były one wymuszone postawą ludności, która poszukiwała dla siebie poprawy egzystencji przez drobny handel i pracę na zachodzie.
Spośród wszystkich krajów dawnej europejskiej części ZSRS tylko reżim białoruski Łukaszenki okazał się odporny na te tendencje i kontynuuje politykę w dawnym sowieckim stylu konsekwentniej niż w samej Rosji.
Pozostałe kraje stanowią najsłabsze ogniwa wszelakich więzi z ośrodkiem centralnym w Moskwie, a Gruzja wprost ogłosiła wystąpienie z podstawowej organizacji postsowieckich krajów – WNP.
  
Kluczową pozycję w rosyjskim bloku zajmuje Ukraina zarówno z racji wielkości kraju jak i położenia na drodze do południowo zachodniej Europy, a szczególnie na Bałkany, tradycyjnie znajdujących się w centrum zainteresowania Rosji.
„Pomarańczowa rewolucja” dokonana na Ukrainie w początkach nowego tysiąclecia zagroziła wyrwaniem Ukrainy spod rosyjskiej dominacji. Poczyniono, zatem znaczne wysiłki żeby władze wyniesione przez nią skompromitować i zastąpić swoimi agentami.
Kiedy to się udało przez obsadzenie Janukowicza i sterowanej z Moskwy ekipy, okazało się, że są to ludzie nieudolni niepotrafiący utrzymać narodu w takich ryzach jak to uczynił Łukaszenko.
Moskwa też przespała możliwość powstrzymania odśrodkowych ruchów na Ukrainie i w ten sposób dopuszczono do „Majdanu”, czyli następnej fazy „pomarańczowej rewolucji”.
Tym razem sprawa okazała się groźniejsza gdyż Ukraińcy wykazali wolę całkowitego zerwania z Moskwą i włączenia się w struktury europejskie.
Nagle okazało się, że perfidny plan włączenia do Ukrainy rosyjskojęzycznych, uprzemysłowionych obszarów może obrócić się przeciwko Rosji.
Dla władców Kremla rozumujących w kategoriach – poddany, albo przeciwnik – przejście Ukrainy do obozu europejskiego oznacza usadowienie w niej siły wrogiej i groźnej dla Rosji.
Każdy objaw niezależności ze strony sąsiadów jest traktowany, jako przejaw wrogości.
Temu rozumowaniu można przyznać rację o tyle o ile rzeczywiście ludy siłą włączone do sowieckiego imperium nie mają zbyt wielu powodów do obdarzania Rosji sympatią.
Ale przecież normalne państwo może stworzyć atmosferę sprzyjającą rozwojowi stosunków partnerskich z nowopowstałymi sąsiadami. Należy tylko zerwać z koszmarną przeszłością, potępić zbrodnie, a nawet poczynić gesty zadośćuczynienia i wtedy można zacząć budować normalne stosunki.
Może kiedyś w Rosji taki mądry rząd nastąpi, jak na razie mamy do czynienia z kontynuacją imperialnej i zaborczej polityki uprawianej przez Rosję od kilkuset lat ze szczególnym natężeniem za bolszewickiej władzy.
Stąd u sąsiednich narodów powszechnymi uczuciami w stosunku do Rosji jest strach i nienawiść i coraz silniejsze tendencje ucieczki spod rosyjskiej kurateli.
 
Rosja dawno przegrałaby tę walkę gdyby nie pomoc lojalnego sojusznika niemieckiego.
Niemcy bez wahania przedłożyły utrzymanie dobrych stosunków z Rosją ponad stosunki z sąsiadami, a nawet zobowiązania sojusznicze z traktatem unijnym na czele.
Niemcom przyświeca miraż światowej potęgi opartej na rosyjskich surowcach i rynku zbytu. Jest to nowo sformułowana polityka Bismarcka, a nawet nawiązuje do marzeń Hitlera o uczynieniu z Rosji kraju poddanego. Oczywiście w wydaniu współczesnych Niemiec nie jest to tak brutalna forma, ale istota pozostaje bez zmian.
W świetle tych, realizowanych na bieżąco planów, imperialistyczna władza w Rosji jawi się, jako agentura Niemiec torująca im drogę do panowania w Eurazji.
Jest to powtórka z sytuacji w XVIII wieku, kiedy agentura niemiecka z Katarzyną II na czele rządziła Rosją, z tą tylko różnicą, że potęga Niemiec jest dziś znacznie większa od stanu w XVIII wieku i wpływy nieporównywalnie silniejsze. Nie potrzebują forsować planów rozbioru Polski, bowiem Polska leży obecnie w strefie całkowitej dominacji niemieckiej.
Uzyskały natomiast okazję do przejęcia części strefy rosyjskiej, co nie stanowi większych trudności, ale psuje stosunki z Rosją wykazując brak lojalności w stosunku do podjętych decyzji o podziale wpływów.
Z punktu widzenia doraźnych interesów niemieckich jest to przedsięwzięcie nieopłacalne, znacznie bardziej opłaca się pozostawienie Rosji wolnej ręki w rozwiązywaniu problemów Ukrainy, tym bardziej, że im więcej Rosja będzie miała kłopotów ze swoimi sąsiadami tym bardziej będzie zależna od Niemiec.
  
Niemcy mają też swoje wewnętrzne zmartwienia, a przede wszystkim stały ubytek ludności niemieckiej uzupełniany imigracją. Poziom tej imigracji daje o sobie znać w postaci domagań uznania jej praw do własnej tożsamości. O ile dość liczna emigracja polska i innych narodów słowiańskich stawia swoje roszczenia w umiarkowanej formie, co pozwala na ich ignorowanie, o tyle najliczniejsza imigracja muzułmańska z turecką w pierwszej kolejności, stawia żądania agresywnie zmuszając obecny rząd niemiecki do realnych ustępstw, a nawet wychodzenia naprzeciw tym roszczeniom jak ma to miejsce w zobowiązaniu budowania meczetów.
Niemcy, zatem ukazują się, jako zwycięzca w globalnym konflikcie europejskim, ale również stają w obliczu klęski wewnętrznej w nieuchronnej konfrontacji z napływem elementów pozaeuropejskich.
 
W tych okolicznościach Putin wprawdzie może liczyć na pewien sukces w stosunku do Ukrainy, ale w istocie ponosi klęskę utraty bezwzględnej dominacji nie tylko na Ukrainie, ale też na obszarze innych postsowieckich krajów.
Niemcy zapatrzone w tworzenie nowego układu euroazjatyckiego ze swoim przewodnictwem tracą na własnej spoistości i integracji europejskiej.
Pozostałe kraje europejskie nie mogą mieć nawet złudzeń sukcesu, nowy układ niemiecko rosyjski spycha je do roli drugorzędnych pomocników, lub skazanych na klęskę izolacjonistów.
Jeżeli jednak spisek niemiecko rosyjski nie powiedzie się, czego mieliśmy w historii kilkakrotne przykłady, to klęska spadnie na barki całej Europy, a krajów takich jak Polska w szczególności.
We współczesnej Europie nie widać nawet śladu jakiejkolwiek alternatywy dla obecnego układu, jeszcze w końcu ubiegłego wieku istniały takie szanse w postaci aktywności włoskiej chrześcijańskiej demokracji usiłującej stworzyć blok przeciwstawny niemieckiej hegemonii w EWG. Pamiętam słowa Andreottiego wypowiedziane do grona przedstawicieli chrześcijańskiej demokracji ze środkowej Europy, że „dopóki ja żyję będę walczył o niezależność od Niemiec”. Dzisiaj nie ma już ani włoskiej chrześcijańskiej demokracji, ani środkowoeuropejskiej, ani nawet takiej frakcji w europejskim parlamencie. Niemiecka „chrześcijańska demokracja” wyeliminowała wszystkich swoich partnerów obejmując całkowite panowanie na obszarze UE, ale rosnąca w ten sposób izolacja Niemiec obróci się przeciwko nim samym.
 
 
Dla ratowania Europy z Niemcami włącznie niezbędna jest alternatywa dla obecnego układu, nie da się tego zrobić w istniejącej konwencji kształtowania stosunków wewnątrz europejskich.
Sprawa jest bardzo pilna, bowiem konsekwencje stanu, jaki powstanie w rezultacie wojny ukraińskiej mogą być dla całej Europy katastrofalne. Nie można czekać aż nieszczęście, które dotknęło naród ukraiński rozleje się na inne kraje.
W Europie musi się znaleźć solidarna siła, która powstrzyma agresję i zaproponuje organizację nowej formuły współdziałania na równych warunkach dla wszystkich uczestników. Jest to jedyna droga uniknięcia klęski powszechnej, jaka nieuchronnie grozi Europie przy kontynuowaniu obecnej polityki agresji z jednej strony i tchórzostwa z drugiej.