Rycyną w dysydenta

We wrześniu 1978 roku został zamordowany bułgarski dysydent Georgi Markow.
 
       Georgi Markow uciekł w 1969 roku z komunistycznej Bułgarii, kiedy był już znanym dramaturgiem, eseistą i powieściopisarzem. W Londynie pracował w bułgarskiej sekcji radia BBC, był korespondentem monachijskiego Radia Wolna Europa oraz niemieckiej stacji Deutsche Welle.
 
        Urodzony w 1929 roku w Sofii związał się na początku lat 50. z partią komunistyczną. Był nawet bliskim współpracownikiem Todora Żiwkowa. W 1961 roku ukazała się jego pierwsza powieść „Ankieta”, a także zbór opowiadań „Między dniem i nocą”. Niebawem jego kolejną książkę „Mężczyźni” uznano za powieść roku. W latach sześćdziesiątych stał się jednym z najpopularniejszych pisarzy bułgarskich: wydał kilka powieści i sztuk teatralnych przygotowywał też filmowe scenariusze.
 
         Stopniowo jednak stał się coraz bardziej krytyczny wobec rządów komunistycznych w Bułgarii. W końcu lat 60. cenzura wstrzymała publikację jego powieści Dach, a dwie sztuki napisane na podstawie jego scenariuszy zostały zdjęte z afiszy.
 
       Kiedy 1969 roku dostał zgodę na wyjazd do Włoch, aby spotkać się tam z bratem, postanowił nie wracać. Osiadł w Anglii. Wciąż pisał i odnosił sukcesy: w 1974 roku jego sztuka „Archanioł Michał” zdobyła pierwszą nagrodę na festiwalu teatralnym w Edynburgu. Z bułgarskich bibliotek usunięto jego książki, a z filmów wymazano jego nazwisko.
 
       W swoich felietonach radiowych wyśmiewał czułego na własnym punkcie Żiwkowa, mówiąc o chamstwie „wioskowego policjanta” i „niesmacznie miernym poczuciu humoru” pierwszego sekretarza bułgarskiej partii komunistycznej. W Sofii uznawany był za nieprzejednanego i nieprzekupnego wroga komunizmu. Władze postanowiły go więc zlikwidować, korzystając z pomocy KGB.
 
      W połowie lat siedemdziesiątych komuniści bułgarscy zaczęli pozbywać się swych wrogów, którym udało się uciec z kraju. W 1974 roku zniknął ze swego duńskiego mieszkania redaktor i wydawca emigracyjnego pisma Boris Arsow. Odnalazł się po dwóch miesiącach – w sofijskim areszcie. Skazano go na piętnaście lat więzienia. Władze nie ukrywały, że został porwany przez funkcjonariuszy Komitetu za Drżawną Sigurnost, czyli bułgarską bezpiekę. Po roku odsiadki znaleziono go martwego w celi.
 
      Jego śmierć zbiegła się w czasie z zastrzeleniem w Wiedniu trójki emigrantów bułgarskich, którzy pomagali organizować ucieczki na Zachód: Weselina Stojowa, Petera Niezamowa i Iwana Kolewa. Zidentyfikowany przez austriacką policję zabójca, agent KDS, zdążył uciec pod opiekuńcze skrzydła Żiwkowa.
 
       Na początku 1978 roku bułgarski minister spraw wewnętrznych gen. Dymitr Stojanow zwrócił się – w imieniu Żiwkowa – z prośbą do szefostwa KGB o pomoc w zorganizowaniu zamachu na Markowa. Ówczesny przewodniczący KGB Jurij Andropow polecił Olegowi Kaługinowi pomóc „bułgarskim towarzyszom”. Ten zwrócił się do Zarządu Operacyjno-Technicznego, w ramach którego działało osławione Laboratorium 12, które zajmowało się produkcją śmiercionośnych trucizn.
 
        „Nie planujcie żadnego bezpośredniego udziału z naszej strony. Dajcie Bułgarom, czego potrzebują, pokażcie, jak tego używać i wyślijcie kogoś do Sofii, żeby wyszkolił im ludzi. Ale na tym koniec” – takie polecenie Andropowa cytuje były archiwista KGB, Wasilij Mitrochin.
 
        Zastępca Kaługina Siergiej Michajłowicz Gołubiew odpowiedzialny za zagraniczne „akcje specjalne” uznał, że najlepsza będzie rycyna wstrzyknięta w śmiertelnej dawce. Do zabiegu posłużyć miało urządzenie umieszczone w szpicu parasola.
 
         Sowieci wybrali parasol amerykańskiej produkcji, a Bułgarzy – datę zamachu: urodziny towarzysza Żiwkowa. Dziesięć dni przed planowanym zamachem Bułgarzy przetestowali broń na innej ofierze – b. pułkowniku KDS Władimirze Kostowie, który uciekł na Zachód. Przeprowadzona w Paryżu akcja zakończyła się niepowodzeniem – ofiara miała bardzo gruby sweter i trucizna nie dostała się do układu krwionośnego. Po dwóch dniach walki o życie Kostow doszedł do siebie. Po miesiącu od ataku, 25 września, z jego pleców chirurdzy wydostali kuleczkę podobną do tej, którą znaleźli w ciele Markowa. Tym razem pocisk nie wszedł dostatecznie głęboko w ciało ofiary, a ponadto kulka była nienaruszona, więc trucizna nie przesączyła się do krwiobiegu. Kostow wydał później książkę „Bułgarski parasol”, w której opisał metodę stosowaną przez KDS.
 
         Pomimo dyskretnej opieki policji angielskiej Markow czuł się zagrożony, otrzymywał pogróżki telefoniczne z Bułgarii. Latem 1978 roku ktoś zadzwonił do niego z ostrzeżeniem, że w najbliższym czasie może zostać otruty. Jadł i pił wyłącznie w towarzystwie najbliższych przyjaciół.
 
         W dniu pięćdziesiątych siódmych urodzin  Żiwkowa, 7 września 1978 roku o godzinie 13.30 Markow zbliżał się do przystanku autobusowego na południowym krańcu Waterloo Bridge. Nagle w prawym udzie z tyłu poczuł ostry ból. Odwrócił się i zauważył mężczyznę, który podnosił z ziemi upuszczony parasol. „Przepraszam” – powiedział z mocnym obcym akcentem. Wkrótce zatrzymała się obok nich taksówka, do której mężczyzna wsiadł.
 
        Kilka godzin po incydencie na przystanku, Markow poczuł się bardzo źle i trafił do szpitala. Przypomniał sobie, że podczas spotkania z obcokrajowcem poczuł ukłucie w nodze, na które wówczas nie zwrócił uwagi. „Miał mdłości i wymiotował – stwierdził doktor Riley – Miał wysoką temperaturę, ale wszystko to wyglądało na zwykłą gorączkę”. Wkrótce jego stan znacznie się pogorszył i w dniu 11 września 1978 roku Markow zmarł. Podczas sekcji znaleziono w miejscu ukłucia platynową kulkę o średnicy 1,5 milimetra, zawierającą śmiertelną dawkę rycyny. Na powierzchni kulki znajdowały się dwa małe otwory.
 
        Sprawa Markowa trafiła na czołówki zachodnich gazet, jednak dopiero po wspomnianym odkryciu rycyny w ciele Kostowa, udało się angielskiej policji ustalić przyczyny jego śmierci.
 
        Wkrótce w tajemniczych okolicznościach została zniszczona jego dokumentacja medyczna w szpitalu, w którym spędził ostatnie dni życia. Po upadku komunizmu w Bułgarii większość dokumentacji związanej z zabójstwem Markowa wywieziono do Moskwy.
 
         Wiadomo jednak, że zamachu dokonał niejaki Francesco Gullino – Duńczyk włoskiego pochodzenia urodzony w 1946 roku w Bari, który został w 1970 roku zwerbowany przez KDS i otrzymał pseudonim „Piccadilly”. Przez kilka lat jeździł po Europie, udając handlarza antykami; trzykrotnie odwiedził Związek Sowiecki. Dzień po ataku na Markowa w 1978 roku uciekł do Włoch. W nagrodę za zabicie pisarza dostał trzydzieści tysięcy dolarów, za które otworzył w Danii sklepik.
 
       W 1993 roku został przesłuchany przez duńskie i brytyjskie służby, które pobrały jego odciski palców. „Piccadilly” kategorycznie zaprzeczał, by miał jakieś związki ze sprawą Markowa. Duńczycy musieli go zwolnić, bowiem nie mieli podstaw do wystąpienia z oskarżeniem. Wkrótce potem wyjechał z Danii i ślad po nim zaginął.
 
       Wszczęte w 1990 roku w Bułgarii śledztwo w sprawie mordu na Markowie zakończyło się niczym – w służbach nadal pracuje wielu b. funkcjonariuszy KDS, którzy nie są zainteresowani w wyjaśnieniu okoliczności sprawy. W 2007 roku doszło nawet do skandalu, gdy szef ekipy prowadzącej śledztwo w tej sprawie, Andrej Cwetanow, zakomunikował publicznie, że winnymi śmierci emigranta byli brytyjscy lekarze, którzy nie rozpoznali oznak zatrucia i leczyli ofiarę na grypę.
 
       W 2010 roku w Bułgarii odtajniono dokumenty komunistycznych służb bezpieczeństwa związane z działalnością komórki „Service 7”. Zorganizowana przez pułkownika Petro Kowaczewa w latach sześćdziesiątych grupa składała się z zawodowych morderców, którzy na polecenie bezpieki, często współdziałając z KGB, porywali i zabijali za granicą bułgarskich emigrantów. „Musimy wykonywać wyroki śmierci – pisał w lipcu 1970 roku ówczesny minister spraw wewnętrznych Angel Solakow. – Wiem, że to wygląda na brudną robotę, ale dla nas praca ta jest zaszczytem”.
 
 
Wybrana literatura:
 
B. Wołodarski – Truciciele z KGB. Likwidacja wrogów Kremla. Od Lenina do Litwinienki
 
A. Zechenter  - Kremlowskie trucizny