Identyfikacja

W relacji smoleńskich pielęgniarek, które uczestniczyły w akcji ratunkowej, było, jak pamiętamy, jasno i wyraźnie powiedziane o tym, że w przeciągu pół godziny widziały one na miejscu zdarzenia blisko 90 ciał ofiar. Ciała te więc, musiały być identyfikowalne, skoro tak szybko je policzono. 10 Kwietnia zresztą min. Szojgu oznajmia o godz. 19.39 carowi Putinowi, że wydobyto ciała wszystkich ofiar katastrofy (http://www.rmf24.pl/raport-lec...) (http://www.rmf24.pl/raport-lec... (tu też mało chyba znany Państwu filmik z układaniem czerwonych trumien na ciężarówki)).

Pamiętając o tych właśnie wypowiedziach, wczytajmy się uważnie w przywołane niżej przeze mnie relacje, które pojawiły się w kwietniowym (2010), pierwszym wydaniu „Misji specjalnej”, poświęconym tragedii z 10 Kwietnia. Kwestia obchodzenia się z ciałami ofiar należy do wyjątkowo zagadkowych w całej „sprawie katastrofy” nie tylko z tego względu, że ciał, wedle relacji polskich świadków, zrazu nie było widać na pobojowisku w Sewiernym, a potem się zaczęły stopniowo pojawiać tak jak i wiele rzeczy dużo później po zakończeniu (jak to ujął wybitny fachowiec J. Miller) „badań polowych”. Także z tego względu kwestia ciał jest zagadkowa, że z ich „ewakuacją”, „identyfikacją”, z „sekcjami zwłok” i „badaniami” niezwykle się w Rosji spieszono. Spieszono się tak samo, jak ze sprzątaniem „miejsca zdarzenia” i kończeniem „badań polowych”.

O ile bowiem wyjątkowo opieszale szło Ruskom przekazywanie Polakom jakichkolwiek dokumentów dot. tego, co się miało stać 10 Kwietnia (najważniejszych dokumentów i dowodów nie ma do dziś), o tyle migiem (bo w pierwszych kilkunastu minutach) ustalili oni „przyczyny katastrofy” i zajęli się usuwaniem/niszczeniem wraku, wycinaniem drzew, zasypywaniem etc. W pośpiechu też, dodajmy, przejmowano wakaty w Kancelarii Prezydenta i innych instytucjach w Polsce (już wczesnym popołudniem 10 Kwietnia, medialni eksperci dumali, jak też to zapełnią się puste miejsca po tylu czołowych osobistościach politycznych – przez taki właśnie pryzmat patrząc na to bezprecedensowe wydarzenie w polskiej historii), ale to osobna sprawa.

Wróćmy do kwestii identyfikacji ofiar. Od razu uprzedzam, że to tematyka drastyczna. Oto fragmenty relacji jednego ze świadków (podaję za kwietniową „Misją specjalną” (od 13'54'' materiału); wszystkie podkreślenia w cytowanych tekstach są moje):

„Odnieśliśmy takie wrażenie, że wszystkim zależało na takim straszliwym pośpiechu, że tutaj kwestią kluczową były te uroczystości, które miały się odbyć w sobotę w Warszawie. Były nam proponowane, że tak powiem, pewne warianty ubrań... Czyli np. były takie pytania: czy mógł mieć to, czy mógł mieć coś innego, ale nic do siebie nie pasowało i to co my opisywaliśmy, no, ich zdaniem również nie pasowało do żadnej ofiary. Pani minister Kopacz użyła takiego określenia, że: „zeszłam tam do nich na dół”...

My to zrozumieliśmy, że zeszła do nich do prosektorium, tam, gdzie znajdowały się ciała i zobaczyła, że tam jest jeszcze dużo ciał bardzo dobrze zachowanych, które z jakichś powodów nie zostały włączone do procesu identyfikacji. I nakłaniała, mówiła, żeby jeszcze może zostać. Kto może psychicznie podoła jeszcze temu, to niech zostanie, bo Rosjanie mają jeszcze jakieś nowe ciała... Na początku zidentyfikowano ofiarę, później okazywało się, że to był ktoś inny. Stąd właśnie nerwowy przebieg tego spotkania. Były nawet pytania kierowane do ministra Arabskiego (…): co będzie, jeśli się okaże, że ciała przywiezione do Polski tak naprawdę nie będą tymi ludźmi, których zidentyfikowano, że doszło do pomyłek. Czy będziemy te ofiary wykopywać później po pogrzebach?”

I jeszcze bardziej zaskakująca wypowiedź M. Wassermann (od 17'48''):

„Koło 12-tej (10/11 Kwietnia? - przyp. F.Y.M.) był pierwszy telefon, że tata jest zidentyfikowany w stu procentach i że nie ma takiej potrzeby, żeby lecieć. Później zeszła moja bratowa z aparatem przy uchu, powtórzyła mi to samo. Ja również z tą panią rozmawiałam; ona mi przekazała, że jest stuprocentowa identyfikacja i że to jest tylko kwestia, czy po prostu chcemy lecieć (do Moskwy na rozpoznanie ciała ofiary – przyp. F.Y.M.). Ja mówię, że oczywiście w tej sytuacji, w tych okolicznościach nie chcemy lecieć. W tym przeświadczeniu żyliśmy do poniedziałku. Włączyłam radio, pani minister Kopacz odczytywała listę ciał zidentyfikowanych i na tej liście nie było ojca.

I w zasadzie przez najbliższe kilkanaście bądź kilkadziesiąt minut, bądź być może godziny, nie umiem na to pytanie już odpowiedzieć, dostawaliśmy informację, że jest zidentyfikowany, nie jest, jest – nie jest, to rwało chwilę, dłuższą chwilę. W końcu dostałam taką informację, że na pewno nie jest zidentyfikowany. I wtedy zaczęła się rozmowa, czy trzeba lecieć do Moskwy, czy nie trzeba. (…)

Brało się osobę, która była wolna, wolnego prokuratora tudzież tłumacza czy psychologa i on po prostu szedł z tą rodziną, która wymagała pomocy, do jakiegoś pokoju i tam przeprowadzana była rozmowa, a następnie identyfikacja. Zadawano nam pytania, tzn. pytano nas o rzeczy, które znaleziono przy tym ciele, które typują jako ciało mojego ojca i pytano nas o znaki szczególne. Spisano protokół (…) z naszych zeznań i powiedzieli wtedy Rosjanie, że mają ciało, które by odpowiadało temu, co my opisujemy i że będziemy przechodzić na dół do tego miejsca, gdzie były te ciała przetrzymywane (...)” (później zaczyna się, jak pamiętamy, kuriozalne przesłuchanie p. Wasserman).

Czy możliwe jest, że czekiści nawet z ciałami ofiar urządzili iście diaboliczne theatrum, pokazując rodzinom zwłoki innych osób? Czy podsuwano do identyfikacji całkowicie zszokowanym rodzinom lub znajomym zabitych członków delegacji prezydenckiej inne, zupełnie zmasakrowane i nierozpoznawalne ciała? Jak to możliwe, że śp. posła Z. Wassermanna zidentyfikowano najpierw w stu procentach, a potem w stu procentach nie zidentyfikowano? Sama ta procedura identyfikacji, jak widzieliśmy wyżej, miała jakiś osobliwy charakter, słuchano bowiem najpierw dokładnych opisów rodzin, a następnie... szukano ciała odpowiadającego temu opisowi. Czy strona polska nie przekazała zdjęć Ruskom? Czy Ruscy nie mieli takich zdjęć typu czołowych osobistości z Polski? Czy nie przekazano Ruskom, zanim przybyły rodziny, choćby zdjęć paszportowych?

Niektórym rodzinom, jak np. krewnym załogi, ciał w ogóle w Moskwie nie okazano, twierdząc, że zachowały się w stanie niepozwalającym na rozpoznanie. W jaki więc sposób możliwe były ruskie drobiazgowe analizy zachowań, pozycji ciała i ucisku rąk poszczególnych członków załogi, przedstawione w „raporcie komisji Burdenki 2”? Jak to możliwe, że niektóre ciała uległy całkowitej dezintegracji, ale ich ubranie (np. mundur) pozostało nierozerwane? W tymże „raporcie” zresztą, jak już zwracałem uwagę w moich poprzednich postach, w pierwszych godzinach „po katastrofie” przygotowano 100 miejsc w smoleńskiej kostnicy i 5 miejsc w szpitalu klinicznym. Tymczasem, jak wiemy, ciała zabierano od razu z pobojowiska (czy tylko stamtąd?) do Moskwy (w „Superwizjerze” z kwietnia 2010 jest też mowa o... Briańsku) – choć, jak także wiemy, z tym wywożeniem ciał z Siewiernego też było dziwnie, gdyż 14 ciał miało być „dobrze zachowanych”, 10 pofragmentowanych, a potem już, o ile sobie dobrze przypominam, nie było medialnych komunikatów o wywożeniu ciał, tylko o identyfikacji genetycznej, co oczywiście zupełnie kłóciło się z przywołaną na początku i znaną nam doskonale relacją smoleńskich pielęgniarek.

W obliczu tej sprzeczności (przy stałym założeniu, że pielęgniarki mówiły prawdę) można by wysnuć dwojaki, makabryczny wniosek, co do ciał ofiar zamachu – albo zostały one zmasakrowane później, albo spora część z nich nie została okazana rodzinom i znajomym (prezentowano im zwłoki ofiar jakichś wypadków w FR). Podejrzenie, że ruscy czekiści urządzili sobie makabryczną zabawę ze szczątkami, wcale nie jest nieuzasadnione, zważywszy na fakt, potwierdzony przez wielu świadków, którzy udawali się parę tygodni po 10 Kwietnia na Siewiernyj, że odnajdywały się tam... świeże, tj. ociekające krwią, ludzkie szczątki („Misja specjalna” z relacją świadka z 2 maja 2010), które nie mogły przecież, biorąc pod uwagę procesy fizyczne zachodzące przy umieraniu i rozkładzie zwłok, należeć do ofiar polskiej delegacji (jeśli przyjmujemy, iż wszyscy będący na pokładzie zginęli 10 Kwietnia).

10 Kwietnia nie tylko rodziny ofiar, ale my wszyscy byliśmy w ciężkim szoku, przeżywając straszliwą i mroczną tragedię smoleńską. Czekiści doskonale wiedzą (z psychologii prześladowanych przez siebie ofiar), że człowiek pozostający w szoku nie tylko nie jest w stanie sprawnie działać i błyskawicznie reagować, lecz przede wszystkim: widzieć to, co się dzieje dokoła niego, chłodnym okiem; uważnie obserwować; analizować każdy szczegół. Człowiek w szoku jest po prostu jak ogłuszony i oślepiony, jak nieprzytomny. Ten szok został przez czekistów wykorzystany do wielkiej maskirowki na Siewiernym i terrorystycznego zamachu na delegację prezydencką, dokonanego najprawdopodobniej w zupełnie innym miejscu.

http://smolenskzespol.sejm.gov...
http://www.tvp.pl/publicystyka... (Misja specjalna 1 (kwiecień 2010))
http://www.tvp.pl/publicystyka... (Misja specjalna 2 (maj 2010))
http://www.tvp.pl/publicystyka... (Misja specjalna 3 (maj 2010))
http://www.tvp.pl/publicystyka... (Misja specjalna 4 (maj 2010))
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wi...
http://www.rmf24.pl/opinie/wyw... (12.IV.2010)
http://wyborcza.pl/1,105743,82...
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wi...
http://www.tvp.pl/publicystyka... (Misja specjalna (czerwiec 2010))
http://www.pluszaczek.com/2011...–-identyfikacja-zwlok-kontra-promile-alkoholu/
http://fronda.pl/news/czytaj/g...