Kali z Rue Wiertz

Niektórzy – może złośliwie, ale coraz bardzie prawdziwie – mówią, że w Unii Europejskiej obowiązuje tylko jedna zasada. Tą zasada jest: brak zasad. Inni twierdzą, że jedynym unijnym standardem jest fakt istnienia … podwójnych standardów.

Ostatnia decyzja struktury europarlamentu odpowiedzialnej za obserwację wyborów w różnych państwach świadczy w spektakularny sposób o tychże podwójnych standardach. Mnie i europosła Kosmę Złotowskiego (również Prawo i Sprawiedliwość) odsunięto od możliwość obserwacji wyborów z ramienia PE do końca tej kadencji. Ta sama „kara” (dobrze, że nie cielesna...) spotkała również brytyjskiego europarlamentarzystę Davida Campbella-Bannermana, skądinąd wnuka Premiera Jej Królewskiej Mości z lat 1920. Wszyscy trzej pojechaliśmy z oficjalną delegacją trzeciej co do wielkości grupy politycznej w PE – Europejskich Konserwatystów i reformatorów do Azerbejdżanu, aby obserwować tamtejsze wybory prezydenckie. Byliśmy w stolicy – Baku i poza nim. Spotkaliśmy się z prezydentem tego państwa Ilhamem Alijewem, ale też z kandydatem z parlamentarnej opozycji, który uzyskał zresztą największą, poza Alijewem oczywiście, liczbę głosów ‒ Gudratem Hasangulijewem. No i posypały się gromy, a nasi koledzy z Europy Zachodniej wściekli się. Rzeczywiście, jak mogli polscy politycy spotkać się  b e z   p o z w o l e n i a  z  prezydentem ważnego państwa ważnego regionu (Kaukaz Południowy)? Podnoszono argument, że w Azerbejdżanie nie ma takich swobód demokratycznych, jak w Unii Europejskiej. To jasne, bo systemy polityczne i Azerbejdżanu i Gruzji i Armenii po prostu są inne niż te w Europie Zachodniej. Tyle, że ta prosta konstatacja jakoś nie przeszkadzała wysłać wylewne gratulacje do starego-nowego prezydenta Alijewa już kilkanaście godzin po zakończeniu wyborów… Donaldowi Tuskowi, przewodniczącemu Rady Europejskiej! Jego nikt jakoś za to nie skrytykował. Należy rozumieć, że jak kanclerz Angela Merkel w interesie gospodarczym Niemiec spotykała się trzykrotnie z Alijewem – to było „cacy”, ale jak Czarnecki ze Złotowskim robią to samo, to już jest „be”? Szefową unijnej dyplomacji i wiceprzewodnicząca KE, odpowiadająca za politykę zagraniczną i bezpieczeństwo Federice Mogherini chwali się za jej pragmatyzm, przejawiający się też zresztą w trzykrotnych spotkaniach z prezydentem z Baku (ostatnie w lutym 2018). Ale polskich polityków z PiS za to samo się krytykuje z taką mocą, jakbyśmy byli odpowiedzialni za konflikt w Syrii. Jak przewodniczący Komisji Europejskiej Jean Claude Juncker gada z Głową Państwa w Azerbejdżanie, to jest OK, ale jak robią to europarlamentarzyści Czarnecki i Złotowski – to jest to okropne.
A chodzi po prostu o to, żeby Europa odwróciła się plecami do Azerbejdżanu i w ten sposób zepchnąć go w łapy Rosji. Oto gra PPR czyli Partii Przyjaciół Rosji. Ona istnieje także poza Polską, zapewniam.

*felieton ukazał się w „Gazecie Polskiej” (23.04.2018)