Żywot człowieka nikczemnego

Już za siedem miesięcy odbędą się w Polsce wybory prezydenckie i z pozoru wydawałoby się, że urzędujący bezwąsy już gajowy jest w komfortowej sytuacji. Nieustannie bombardowani jesteśmy informacjami o jego niegasnącym wysokim poparciu tak w rankingach popularności, jak i społecznego zaufania. Jest jednak jeden wielki problem, którego nie widać z perspektywy telewizyjnego studia czy prezydenckiego pałacu gdzie wypudrowany i ulizany Bronek udziela wywiadów wytypowanym funkcjonariuszom Systemu zwanymi nie wiedzieć czemu dziennikarzami.
Nie da się prowadzić kampanii wyborczej nie wychodząc do ludu i opierając się jedynie na wyreżyserowanych ustawkach z towarzyszem redaktorem Kraśko i „Stokrotką” Olejnik. Niestety ostatnie lata urzędowania Komorowskiego pokazują mu jednoznacznie, że tam gdzie się pojawi i wbrew wszystkim wynikom sondaży, towarzyszą mu nieustannie gwizdy, buczenie i wykrzykiwane hasła, w których zawsze dominuje słowo zdrajca. Jak wiemy Komorowski delikatnie mówiąc nie należy do ludzi zbyt bystrych, ale zapewne nie tylko jego otoczenie, ale i on sam zauważył już, że głównym powodem takiego traktowania jest Smoleńsk oraz jego haniebna postawa tak przed tragedią, jaki i po, kiedy to rubasznie śmiał się na płycie lotniska podczas oczekiwania na przylot samolotu z trumnami ofiar czy później podczas zaangażowania się przez niego w nieludzką akcję usunięcie ustawionego w odruchu serca przez harcerzy krzyża na Krakowskim Przedmieściu.

I tu dochodzimy do sedna, czyli rozpaczliwej próby sztucznego zasypania przez jego doradców i promotorów tego smoleńskiego rowu nienawiści, który może stanąć na przeszkodzie kampanii prezydenckiej. Jakby to bowiem wyglądało, kiedy zdaniem mediów najbardziej lubianego i cieszącego się zaufaniem polityka Polacy nieustannie wygwizdywali i nazywali zdrajcą? Dlatego wymyślono, że Bronek, któremu od niemal czterech lat towarzyszy smoleńska hańba stanie się z dnia na dzień smoleńskim spoiwem, które łączy i chce skończyć z podziałami, zwłaszcza że na finiszu prezydenckiej kampanii obchodzić będziemy piątą rocznicę smoleńskiej zbrodni.
Tylko jak to zrobić?
Tu jego promotorzy i zwierzchnicy z WSI mają stare wypróbowane w PRL-u komunistyczne wzorce. Jak niektórzy zapewne jeszcze pamiętają, dobry I-szy sekretarz to taki, który pochyla się nad wolą ludu, a tę wolę przekazuje mu wrażliwy społecznie partyjny aktyw, który pisze do I-ego sekretarza listy informując o tym, czego pragną „doły”. Oczywiście tak naprawdę owe listy wymyśla i dyktuje sam gensek lub jego zaufani doradcy.
I w ten oto sposób dochodzimy do zeszłotygodniowego sensacyjnego odkrycia.

Redaktor Marek Pyza swoim tekście „To się w głowie nie mieści! List rodzin ws. smoleńskiego pomnika powstał w… kancelarii prezydenta!” opublikowanym na portalu wPolityce.pl dowiódł, że „list części rodzin katyńskich”, które rzekomo zwróciły się do Bronisława Komorowskiego z propozycją budowy pomnika ofiar Smoleńska powstał tak naprawdę w prezydenckiej kancelarii. Wygląda na to, że medialne tournée , jakie odbywa ostatnio Komorowski zostało zaplanowane w tym samym miejscu co list zaś zadający pytania „wybitni redaktorzy” na czele z Piotrem Kraśką występują jedynie w roli trenerów II klasy, Jarząbków z klubu sportowego „Tęcza”. Warto zaprezentować Naszym Czytelnikom typową i wyuczoną na pamięć wypowiedź Komorowskiego, której udzielił rozpromienionemu towarzyszowi Kraśce na antenie TVP Info: To jest bardzo ważny list, dlatego że podpisany jest przez rodziny, które albo stoją z boku różnych podziałów politycznych, albo są z gdzieś tam z różnych nurtów politycznych – i PiS-owskiego i lewicowego i centrowego i PSL-owskiego.
To jedno zdanie wyjaśnia nam wszystko. Chodzi o przyszłoroczne wybory i próbę wykreowania Bronka na ojca narodu, który łączy i tych, co „stoją z boku, i tych nurtu PiS-owskiego, lewicowego, centrowego i PSL-owskiego”. Oczywiście nie sam Bronisław Komorowski uknuł tę intrygę, gdyż on niczym prezes Ochódzki jest jedynie drobnym kombinatorem i kanciarzem prowadzonym przez tych, którzy jak sami mówili otwierali butelki szampana po jego wyborze na prezydenta. Mówiąc wprost Bronek nie jest tam od myślenia i znowu odwołując się do „Misia” on tylko „przyszedł z kobitą i szpanuje” w pałacu prezydenckim.
Jednak wchodząc w buty Komorowskiego i jego pryncypałów jakoś z trudem mogę zrozumieć te rozpaczliwe propagandowe próby zdjęcia z niego smoleńskiej hańby, której i tak zdjąć się już nie da. Przejdzie ona do historii jako „owoc” działalności politycznej człowieka nikczemnego.

Za nic jednak nie udaje mi się wejść w buty Jarosława Kaczyńskiego i zrozumieć, dlaczego na siedem miesięcy przed wyborami jego partia nie wystawiła jeszcze żadnego kandydata na prezydenta, który wraz ze swoim sztabem już dziś przypominałby, punktował, oskarżał i demaskował obecnego lokatora prezydenckiego pałacu? Skąd ta niepokojąca zwłoka?
Ostatnio w mediach pojawiła się informacja o tym, że Jarosław Kaczyński zagroził, że może w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych wymienić połową sejmowego klubu i uruchomić dopływ świeżej krwi. Czyżby tu leżał pies pogrzebany? Wielokrotnie już pisałem o tym, że odnoszę wrażenie jakby niektórzy opozycyjni posłowie weterani z PiS nie tyle walczyli o Polskę i przejęcie władzy ile o jedynki i dwójki na listach zapewniające im dobrze opłacane miejsce na wygodnej, choć mocno wysiedzianej opozycyjnej kanapie, które to miejsce nie wymaga od nich wielkiego intelektualnego wysiłku, a jedynie „odszczekiwania się swoim prześladowcom z pańskiego dworu” jak mówił w „Misiu” reżyser „Ostatniej paróweczki hrabiego Barry Kenta”.

Doprawdy nie wierzę, że Polacy po raz kolejny po przegranych wyborach uwierzą w sensacje o kolejnym „cudzie przy urnie” i fałszerstwach, skoro nawet tak hucznie zapowiadane akcje kontroli wyborów były bardziej przez PiS zapowiadane niż konsekwentnie i profesjonalnie przeprowadzane.
Gdzie się podziało Prawo i Sprawiedliwość z 2005 roku? Gdzie jest tamten Jarosław Kaczyński? Panie i panowie z PiS do boju, bo być może „bój to jest już ostatni”.

Tekst opublikowany w Warszawskiej Gazecie
Nowy numer tygodnika Polska Niepodległa już w kioskach