„SZKOŁA HELSKA” – nieśmiertelna wartość kulturowa

Jutro 1 listopada, dzień który nam się zwykle kojarzy ze smutkiem, niemniej jednak chciałbym was przekonać, że wspominając w tym szczególnym czasie tych, którzy od nas odeszli można myśleć także o chwilach pięknych i radosnych.

Posłuchajcie tedy wspomnienia o szczęsnej młodości, którą wraz z grupą wakacyjnych Przyjaciół pozostawiliśmy na Półwyspie Helskim.

Odkąd odkryto niezwykłe uroki Półwyspu z wszechobecnym w tamtejszym powietrzu jodowym aerozolem, który ulecza kaca nim jeszcze ośmieli się zrodzić wypoczywała tam latem krajowa śmietanka.
 
Przed wojną na owej riwierze północy letniskowały zamożne elity II RP spędzając wakacje podług sielankowego rytuału: po plażowej rewii mód i poobiednim spacerze na molo w Juracie towarzystwo udawało się bryczkami do portu w Jastarni na legendarny dancing, gdzie przygrywały z fasonem okrzyczane big bandy Golda i Petersburskiego, a panowie i panie, obowiązkowo w białych smokingach i sukniach oddawali się magii tańca, by wieczorem, w atmosferze frywolnej, wakacyjnej plotki ruszyć stylowym parostatkiem na otwarte morze w tajemny „rejs powitania słońca”.

Niestety wojna przerwała brutalnie tę sielankę, a kiedy nas w Jałcie odsprzedano Moskwie wszystko, co było na Półwyspie piękne zmyła na wiele lat fala pełzającej pandemii „wczasów pracowniczych”.

Mimo to potomkowie przedwojennej socjety mający w genach miłość do helskich plaż każdego lata powracali na ów wykradziony Neptunowi, jak pajęcza nitka cienki i wdzierający się hen na otwarte morze skrawek piaszczystego lądu. 

I choć pomieszkiwało się wtedy dosłownie pod jednym dachem z helskimi Kaszubami w ich zgrzebnych obejściach z wychodkiem na podwórzu i odbijającym na zmianę pogody wiecznie przelanym szambem, a za łazienkę musiały wystarczyć miednica, dzbanek i cynowy kubeł z lodowatą wodą, przez kilka dekad drugiej połowy ubiegłego wieku bawił na Helu inteligencki kwiat pomrocznego czasu komuny, swoisty konglomerat gwiazd teatru, filmu, świata nauki, a także niebieskich ptaków i ubeków, którzy byli wszędzie.

I choć trudno to pojąć, wszyscy żyli w jakiejś zadziwiającej symbiozie ludzi z nazwiskami, fantazją, czasami pieniędzmi, których na pohybel komunie łączyło ułańskie poczucie humoru, upodobanie wolności i jakże znamienny dla tamtej epoki stan sielskiej i bezczelnie bezkarnej beztroski. Bo polski pieniądz nic wtedy nie znaczył więc nie dbano o kasę rzucając się na oślep w wir spontanicznej zabawy ludzi szczęśliwych chwilą, pachnących słońcem i morską bryzą niemających nic do stracenia „szczęśliwców” niebojących się jutra. 
 
Z czasem na Półwyspie Helskim wykształcił się samorodny trójpodział władzy, bowiem w Chałupach królowali wybitni aktorzy, w Kuźnicy medytowali luminarze nauk i arcymistrzowie sztuk pięknych, zaś w Juracie zagnieździli się ludzie interesu.  

Jednak od czasu do czasu wszyscy spotykali się w Jastarni, gdzie grasowali birbanci, a tak naprawdę grupa krnąbrnych „wyrodków” mających charaktery zbyt harde by się dać oprawić w za ciasne dla nich ramy szaroburej peerelowskiej konwencji, którą buńczucznie gardzili i na pohybel komunie starali się czerpać z życia samo piękno i radość oddając się nieustającej balandze nieznającej jutra.  
Ale owe „balangi” to nie były jakieś tuzinkowe zabawy, lecz wyrafinowane symfonie bałtyckiego snu nocy letniej grane pod partyturę genialnych kompozytorów, którzy polski dramat umieli przemieniać w złudną epopeję beztroskiego szczęścia. I tak, dzięki tym arcyzabawnym spektaklom subtelnie smakowanego dowcipu i pikantnej anegdoty w czasach, kiedy szczytem marzeń większości rodaków był romans z kaowcem domu wczasowego, owi „Kolumbowie” kreowali na Półwyspie Helskim podwaliny powojennej szkoły wytwornej rozrywki ekskluzywnego kurortu, którą proponuję nazwać „SZKOŁĄ HELSKĄ”.

Niestety w tamtych czasach nikt nie dokumentował owych spontanicznych aranżacji, a owe perełki sztuk aktorsko oratorskich przepadły bez śladu.

Aż pewnego dnia uświadomiłem sobie, że jeśli ktoś o tej „helskiej balandze” nie napisze, to po dwudziestu latach pamięć o niej zaginie bez śladu i ogarnął mnie lęk, że świat mógłby się o tym socjologicznym fenomenie nigdy nie dowiedzieć. 

Chwyciłem tedy za pióro i w roku 2006 wydałem własnym sumptem książkę zatytułowaną „Epopeja helskiej balangi – GRUPA”, w której opowiedziałem o przyjacielskiej ferajnie wagantów złączonych ponadczasową miłością do Mierzei Helskiej, nade wszystko jednak desperacką radością życia -  na przekór szarzyźnie, sztampie i bylejakości „czasów minionych”.

Lecz moim największym pragnieniem było, by tę książkę zdążyli jeszcze przeczytać nestorzy GRUPY, którzy współtworzyli ową „epopeję”. I udało mi się, że tak powiem w ostatniej chwili.
  
Bowiem na promocji „epopei helskiej balangi”, która odbyła się w Hotelu SPA „Dom Zdrojowy” stojącym w tym samym miejscu, gdzie w latach dwudziestych ubiegłego wieku bawili Mościcki, Beck, Kossak, Bodo, Halama, Smosarska…, pojawiła się w sierpniu 2006 starannie oddestylowana czołówka najznamienitszych gwiazd scen polskich drugiej połowy ubiegłego wieku, pośród których znalazły się takie ikony, jak Kuba Morgenstern, Gustaw Holoubek i Zbigniew Zapasiewicz - wymieniam te trzy nazwiska dlatego, iż los sprawił, że już od nas odeszli.
  
Zapewne się Państwo dziwicie skąd było mnie stać na zaproszenie promocyjnych gości do hotelu, gdzie doba kosztuje majątek. Otóż czasem wystarczy chcieć i mieć pomysł.

Tak się złożyło, że po wydaniu „Epopei Helskiej Balangi” pojechałem ze studentami na praktykę terenową nad Bałtyk, a jednym z punktów programowych był wykład na plaży w Jastarni na temat ochrony Półwyspu Helskiego przed niszczącą działalnością morza. Musiałem przekrzykiwać wicher bo się już zbierało na jesienne sztormy, więc zaschło mi w gardle i na wskroś przemarzłem. Zrobiłem tedy studentom przerwę i pobiegłem do hotelu marząc o łyku gorącej herbaty. I wtedy wpadł mi do głowy zuchwały pomysł, żeby tu właśnie zrobić promocję mojej książki.

W recepcji poprosiłem o krótkie spotkanie z dyrektorem. Przyjął mnie młody człowiek, który okazał się być rzutkim menadżerem zdolnym do szybkiego podejmowania odważnych decyzji. Bowiem, jak zaproponowałem ”na rybkę”, że jeśli on zorganizuje w swym hotelu wystawną promocję mojej książki, to ja do jego hotelu ściągnę kilkadziesiąt nazwisk z pierwszych stron gazet, pan dyrektor po krótkim namyśle odparł: „OK. Kupuję ten pomysł”. Młody decision-maker w lot pojął, że nie tylko będzie miał znakomitą reklamę mogąc się pochwalić w Internecie, kto u niego bywa, lecz także intuicyjnie wyczuł, iż przyczynia się do kontynuacji niebagatelnej wartości kulturowej. 

I tak w dniu 7-go sierpnia roku 2006, w salach cocktailowych i na tarasach widokowych luksusowego hotelu SPA "Dom Zdrojowy" w Jastarni, obyła się pamiętna promocja – vide relacja filmowa - szczególnie polecam wywiad jakiego udzieliłem lokalnej telewizji, w którym wyjaśniłem dlaczego tradycja „helskiej balangi” jest trwałą i godną upamiętnienia wartością (patrz: 10-ta do 19-tej minuty zapisu filmowego - kliknij biały trójkącik pod notką. 

Niestety, w zamieszczonym na końcu „Epopei Helskiej Balangi” spisie kreatorów tej pięknej legendy z każdym rokiem przybywa tych, których już nie ma między nami.
  
Więc, jak jutro pójdziecie na cmentarz pomódlcie się za nich, a może się komuś nawet uda zapalić im świeczkę. 

Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)

 

YouTube: 
Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika bolesław

31-10-2014 [23:20] - bolesław | Link:

Szanowny Panie Krzysztofie.
Czekałem z wpisem ponad trzy godziny.Prawie 500 odwiedzin i zero wpisów.
Zastanawiam się dlaczego. Bardzo refleksyjny i ciekawy tekst, jak zawsze.
Jutrzejszy dzień, niby smutny ale po nim następuje Dzień Zaduszny.
Będąc jutro na cmentarzu u grobu mego ojca wspomnę Pana RODZICÓW.
Bardzo, bardzo serdecznie pozdrawiam,
bolesław

ps.Balanga może być kulturą, wielką kulturą gdy się odpowiednio "ubierze".

Obrazek użytkownika Krzysztof Pasierbiewicz

01-11-2014 [08:55] - Krzysztof Pasie... | Link:

Szanowny Panie Bolesławie,

"Czekałem z wpisem ponad trzy godziny.Prawie 500 odwiedzin i zero wpisów.
Zastanawiam się dlaczego?
----------------------------------------------
To normalne w tym szczególnym czasie, bo ludzie są na cmentarzach albo w podróży. Ale Pan nie zawiódł, więc tę notkę warto było napisać choćby tylko dla Pana.

Za chwilę wychodzę na Wawel, gdzie z Koleżankami i Kolegami z Akademickiego Klubu Obywatelskiego (AKO) im. prof. Lecha Kaczyńskiego złożymy wiązankę kwiatów w Krypcie Prezydenckiej.
Potem na Cmentarzu Rakowickim odwiedzę moich Rodziców i chwilę sobie z nimi porozmawiam.
Zaś w południe idę do krakowskiego Parku Jordana, gdzie w tamtejszym Panteonie Bohaterów Narodowych zapalimy lampkę legendarnej Ince.

Serdecznie Pana pozdrawiam,
krzysztof

Obrazek użytkownika bolesław

01-11-2014 [11:41] - bolesław | Link:

Dziękuję za odpowiedź do mego komentarza.
"To normalne w tym szczególnym czasie, bo ludzie są na cmentarzach albo w podróży. Ale Pan nie zawiódł, więc tę notkę warto było napisać choćby tylko dla Pana".
Ma Pan rację, ludzie są zabiegani ale .............
W pierwszym komentarzu nie napisałem , ale teraz dodam. Miałem wczoraj trudny dzień. Właśnie wczoraj nad ranem odeszła do Pana bliska osoba z rodziny.
Serdeczności, bolesław