Akcja O-kupacja, Akcja De-fekacja, Akcja Obstrukcja, Akcja..

 Ostrzeżenie dla co wrażliwszych jednostek - tekst dość niesmaczny, bo i o materii ludzkiej dość obrzydliwej  

   Po ostatnich niezbyt smacznych podrygach fundowanych ludziom pragnącym uczcić ofiary katastrofy, nie mającej właściwie swojego odpowiednika w dziejach, w której de facto zostało zdekapitowane państwo polskie, a zwanych dumnie „kontrmiesięcznicami” i po „zwycięstwie” otrąbionym wszem i wobec przez mocno już napoczętą nieubłaganym zębem czasu (tudzież nadpsutą trójzębem czegoś zupełnie innego niestety) resortową córę, będącą jednocześnie matką równie jak ona sama (jeśli nie jeszcze bardziej) tyleż uzdolnionej, co wybitnej „pani filmowczyni”, a stanowiącą  jednocześnie coś w rodzaju zpersonifikowanego (obok innych wyrastających z absolutnie prasłowiańskiego pnia braci i sióstr z objawionym ostatnim czasem panem rzeźbiarzem w g… to jest, miałem napisać - w drewnie, na czele) wsparcia z ramienia „ludzi kultury i sztuki” (bo jak już dość dawno zdążyliśmy się dowiedzieć z pokoleniowego serialu „Daleko od szosy” - jak się ma taką sztukę przed sobą, to trudno zachować kulturę), postanowiło owo znamienite towarzystwo, zajmujące się dotychczas głównie gwizdaniem, wyciem, szczekaniem i waleniem w bębny podczas modłów odprawianych w intencji spokoju dusz ofiar, zdyskontować ów wiekopomny sukces i objawić się już na następny dzień, w niezmiennym najwierniejszym składzie zresztą, jako komórka rewolucyjna blokująca dla odmiany sejmowe BP.
   Owa menażeria przedziwnych freak’ów z Młodym Suszkiem czy inną starą suchotniczką w składzie wraz z dość specyficznym zbiorowiskiem leśnych dziadów, bardzo gniewnych gołowąsów oraz innych trzęsących się i pieniących na zmianę w dzikiej furii wynalazków, które zdaje się łączyć obok osobliwych poglądów na życie i otaczający świat fakt bycia kumplami od browara dla ichniego trójzębnego guru oraz wzorowany na przeróżnych lemparcicach-kamienicznicach tudzież prezydenckich małżonkach notoryczny „wkurw”, zwrócony w kierunku najgłówniejszego spośród naszych krajowych etatowych Goldsteinów, na którego niezmiennie szczują je nasze polskojęzyczne mendia, postanowiła przy współudziale niezwykle przejętej swą wiekopomną rolą niejakiej Szajbus-Piegus zwanej też powszechnie Gburią-Furią, odstraszyć samym swym wyglądem tudzież zachowaniem od sejmowych bram kilka wycieczek szkolnych oraz innych grup gości parlamentarnych, by tym samym jeszcze raz przypomnieć opinii publicznej o swoim istnieniu. Zastanawiać może cóż jeszcze jest w stanie ów rezerwuar oszołomów wymyślić aby zwrócić na siebie uwagę szerokiej publiczności. Proponowałbym założenie czegoś na kształt skrzyżowania trupy cyrkowej, gabinetu osobliwości i objazdowego zoo, a następnie wyruszenie w tournee po Polsce – powodzenie frekwencyjne murowane. Osobiście jednak śmiem domniemywać, że ze strony owej pokracznej czylodki możemy mieć w przyszłości raczej do czynienia z nieco innymi przedsięwzięciami charakterystycznymi dla jednostek kompletnie sfanatyzowanych, członków groźnych dla otoczenia sekt tudzież komand zamachowców-samobójców.
   Usilna potrzeba bycia zauważonym (a najpewniej również podziwianym jako dumna reprezentacja nieustraszonych bojowników o wolność i demokrację ludową) najwyraźniej odczuwana przez wielce wzmożonych członków owej jaczejki ufundowanej przez jakoweś tajemnicze gremia, a objawiająca się również zamiłowaniem do rytmicznego podskakiwania w takt skandowanego z całą mocą zaprawionych w boju gardeł „Precz z Kaczorem-Dyktatorem”, jest - z pełnymi pokładami żarliwości rzecz jasna - wspierana i podsycana przez przedstawicieli pewnego GWnianego tworu gazetopodobnego (w drukowanej formie znajdującego zgodnie ze swym akronimem również drugie, bardziej adekwatne do prezentowanej na łamach treści, zastosowanie), którzy nadal bywają niekiedy określani żartobliwie mianem „dziennikarzy”. Całe kolegium redakcyjne, które na najdalej wysunięty odcinek frontu raczyło wydelegować najbardziej chyba słabującego na  swym - najwyraźniej ogarniętym przez postępującą obstrukcję na przemian z jej wywołanym równie daleko posuniętą histerią przeciwieństwem - umyśle red. Czuchnowskiego, najpewniej ze wzrastającym zniecierpliwieniem, niemiłosiernie targane na co dzień nijak niesłabnącymi emocjami, oczekuje już od jakiegoś czasu wieści o rozpoczęciu kończących się spektakularnymi zgonami głodówek protestacyjnych, czy też o oficjalnych premierach kolejnych odcinków z serii samopodpaleń, że o performance’ach w postaci rytualnego smarowania się własnymi lub też cudzymi ekskrementami nie wspomnę. Będzie o czym pisać, także w formie otwartych listów dziękczynno-błagalnych kierowanych na świat cały, tylko nie zawiedźcie towarzysze, do pracy! To jest – do walki! O wolność naszą i waszą! A zwłaszcza naszą! I o ponowny dostęp do szmalcowej puli z reklam spółek skarbu państwa!
   Ujmując jednak rzecz racjonalnie z jednej strony można podziwiać dziwny spokój, by nie rzec ospałość służb predestynowanych z samej swej natury do reagowania w podobnych sytuacjach, które w pewnych interpretacjach mogą zostać posądzone o skrajną indolencję, niemoc oraz podziwu godną tolerancję dla wszelkiego rodzaju ekscesów firmowanych przez tą wyliniałą do cna mentalną smarkaterię. Jednak po głębszym przyjrzeniu się sprawie można dojść do wniosku, że obozowi rządzącemu zwyczajnie pasuje dostrzegalna gołym okiem obecność tego rodzaju grup prowokatorów w przestrzeni publicznej, gdzie prezentowana przezeń postawa, odznaczająca się poszukiwaniem za wszelką cenę jakiegokolwiek pretekstu do wywoływania hucp i awantur, może w rezultacie prowadzić w oczach w miarę trzeźwo myślącej części społeczeństwa do całkowitej kompromitacji opozycji totalnej jako takiej, skutkującej w rezultacie jej absolutną niewybieralnością w pewnych szanujących się choć trochę kręgach wyborców i w tym kontekście trójzębny mister może jawić się bacznym obserwatorom jako najgłębiej zakonspirowany agent kaczystowskiego reżymu co najmniej na wzór Jewno Azefa. W końcu jak to rzekł swego czasu zagadnięty przez Mieczysława Voita w temacie wiosek potiomkinowskich, odgrywający rolę Anioła w innym starodawnym serialu, nieodżałowany Roman Wilhelmi: „My się nie wstydzimy dobrych wzorców”. I tego braku poczucia wstydu należałoby chyba owym „łobywatelom” i o-kupantom mniej lub bardziej solidarnym w takiej czy innej akcji-defekacji zdecydowanie powinszować.