Rząd tylko rozkłada bezradnie ręce

Wkrótce miną trzy miesiące, odkąd Rosja wprowadziła embargo na wwóz jabłek i innych owoców oraz wieprzowiny z krajów unijnych. Choć już wcześniej można było się tego spodziewać polski rząd i władze unijne w praktyce pozostawiły, szczególnie polskich, producentów rolnych samych sobie.
Obiecane rolnikom unijne rekompensaty, którzy ucierpieli wskutek rosyjskiego NIET, nawet po ich zwiększeniu, okazały się zaledwie kroplą w morzu potrzeb. Okazało się, że już 10 września wnioski o przyznanie rekompensat nie mogą być dalej przyjmowane. Jak wyjaśniał to w liście do polskich sadowników Jerzy Plewa, dyrektor generalny unijnej dyrekcji generalnej ds. rolnictwa, stało się tak „ponieważ ze względu na nieproporcjonalnie dużą liczbę wniosków zostały już przekroczone pułapy budżetowe”. Co istotne, „prawie 90 % tych wniosków pochodziło z Polski”. Niewiele pomogło, że 29 września Unia przyjęła „dodatkowy, bardziej ukierunkowany środek wsparcia”. Pieniądze te - podobnie, jak obiecane nieco wcześniej przez polski rząd - miały być przeznaczone w praktyce jedynie na sfinansowanie utylizacji wyprodukowanych już towarów, objętych rosyjskim embargiem. Część polskich rolników wolała, nieczekając na unijne i rządowe rekompensaty (tylko częściowo pokrywające straty) sprzedawać jabłka w cenach niepokrywających nawet połowy poniesionych kosztów. Jak zareagował psl-owski minister rolnictwa Marek Sawicki? W jednym z wywiadów powiedział o tych rolnikach: „Są frajerami. Ja szanuję biznesmenów, a nie frajerów. Jeśli zaproponowaliśmy już w połowie sierpnia instrument wycofania z rynku, w którym za jabłka proponujemy 27 groszy, a frajerzy wiozą jabłka na przetwórstwo po 12-14 groszy, ich wybór. Wolny kraj, demokracja” (portal mpolska24.pl).
Z kolei wspomniany unijny dyrektor zaledwie zauważył, że polscy rolnicy żądają za dużo: „w przypadku niektórych produktów ilości, o które wnioskowano w Polsce znacznie przekraczają tradycyjny wywóz do Rosji”.
Nic dziwnego, że trwają i nasilają się protesty i demonstracje polskich producentów rolnych. Jak na razie polskie władze poza „pochylaniem się z troską” nad problemami polskiej wsi robią niewiele. Zbliżająca się seria kolejnych wyborów może stać się okazją dla polskich wyborców do pokazania czerwonej kartki rządzącym od siedmiu lat politykom PSL i PO.