To będą przełomowe wybory

To będą przełomowe wybory

 

            Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wkraczają w decydującą fazę. Wprawdzie do ostatecznego rozstrzygnięcia mamy jeszcze ponad 2 miesiące, jednak sama batalia prezydencka nabrała rozmachu, ponieważ obaj kandydaci, zarówno demokratyczny senator Barack Obama, jak i republikański senator John McCain zaprezentowali swoich partnerów w walce o Biały Dom, czyli kandydatów na wiceprezydentów. Mniej doświadczony, i jak na polityka z prezydenckimi aspiracjami uchodzący niemal za młodzieniaszka (47 lat), Obama sięgnął po jednego z najbardziej doświadczonych polityków Partii Dekomartcznej senatora Joe Bidena (który zaczął zasiadać w amerykańskim senacie zanim ja przyszedłem na świat, a mam już ponad 35 lat). Natomiast nobliwy McCain (72 lata), który w zestawieniu z Obamą uchodzi za staruszka, postawił przy swoim boku charyzmatyczną i bardzo młodą gubernator Alaski Sarah Palin (lat 42).

            Nie będę w tym tekście prezentował swoich osobistych sympatii politycznych dotyczących amerykańskiej sceny politycznej. Nie dlatego abym ich nie posiadał. Zresztą można się w pewien sposób ich domyślić w związku z miejscem na scenie politycznej po której lokuję swoje polityczne sympatie. Tylko po co? Stany Zjednoczone są naszym ważnym partnerem i bez względu na osobę przyszłego prezydenta tym ważnym partnerem będą nadal. Będę więc gratulował wygrania w wyborach, jeśli tak by się stało, zarówno senatorowi McCain jak i senatorowie Obamie (kolejność wymienienia związana jest z wiekiem).

            Dziś chciałem się natomiast podzielić kilkoma spostrzeżeniami z obserwacji przebiegu tej kampanii. Będą to na pewno wybory przełomowe. Bez względu na ich rezultat po raz pierwszy w historii USA, albo w Białym Domu zasiądzie czarnoskóry prezydent, albo również pierwszy raz w historii USA funkcję wiceprezydenta obejmie kobieta. To naprawdę duże wydarzenie. Do tej pory żadna z partii politycznych w USA, liczących się w walce o Biały Dom, nigdy nawet nie wystawiła czarnoskórego kandydata. Nigdy też kobieta nie objęła funkcji wiceprezydenta (tylko raz kandydaturę taką zaproponowali Demokraci w 1984 r., ale przegrali wówczas wybory). Bez względu na to, czy sukces będzie udziałem Demokratów, czy Republikanów będzie to więc naprawdę spora zmiana na amerykańskiej scenie politycznej.

            Tyle pewnych spostrzeżeń historyczno – statystycznych. Teraz troszeczkę prognoz i uwag politologicznych. Przez najbliższe dwa miesiące prognozy polityczne dotyczące tego, kto może wygrać i co mu w tym może pomóc lub przeszkodzić, będą każdego dnia pojawiać się na ustach analityków i komentatorów. Przyjrzyjmy się wiec perspektywom tej batalii w momencie wyjścia kandydatów na ostatnia prostą.

            Senator Barack Obama to bez wątpienia polityk z dużą charyzmą. Nie przez przypadek porównany jest często z legendarnym J.F. Kennedym. Młody, przystojny, bez kompleksów. Ma przewietrzyć Waszyngton, gdzie elity oderwały się od Narodu. Człowiek, który wojny wietnamskiej nawet nie może pamiętać za bardzo, bo urodził się w 1961 r. Nadzieja Demokratów na odzyskanie Białego Domu. Genialnie poprowadził kampanię wyborczą w internecie. To w jaki sposób, właśnie za pomocą internetu, zgromadził od setek tysięcy osób, gigantyczne środki na wybory, przejedzie zapewne do historii amerykańskiego systemu finansowania kampanii. Warto pamiętać, że dzięki temu pokonał samą Hilary Clinton, którą wspierał, jakby na to nie spojrzeć, partyjny aparat Demokratów. To mniej więcej tak jakby w Polsce w 2010 r. oddolnym działaniem struktur partyjnych PO wystawiło na prezydenta Jana Rokitę lub PiS Zbigniewa Ziobrę. Duża sprawa. Zmobilizował ogromne rzesze ludzi wokół projektu politycznego, który nakreślił.

Brak mu wprawdzie troszeczkę politycznego doświadczenia, wiec jako partnera na wiceprezydenta wskazuje Joe Bidena, który mógłby być jego ojcem i zasiada w senacie od niepamiętnych czasów. Jest protestantem, wiec na wiceprezydenta wskazuje katolika. Czyż to nie świetne zagranie? Tak, aczkolwiek troszeczkę burzy to jego koncepcję walki z waszyngtońskim estabiliszmentem, którego Biden jest przedstawicielem w jeszcze większym stopniu jak McCain.

Jak na tle przebojowego Baracka Obamy prezentuje się republikański senator John McCain? Na pozór wydawać by się mogło, że jest z góry skazany na porażkę. Po prezydenturze republikanina George W. Busha, który ma wyjątkowo „złą prasę” Republikanie nie mieli łatwego zadania. Były nawet głosy, że wskazanie kandydatury John McCain to coś w rodzaju prośby o najniższy wymiar kary dla Patrii Republikańskiej. Zacny, powszechnie szanowany bohater wojenny, jakim jest senator John McCain, musi nawet w trudnych warunkach osiągnąć przyzwoity wynik. Są to jednak prognozy tych obserwatorów, którzy nie znają do końca realiów amerykańskiego życia politycznego. Tam walka toczy się zawsze, nawet w najtrudniejszych warunkach i do końca.

Wybory w Stanach Zjednoczonych rozstrzygają się na poziomie 3-4 % różnicy między kandydatami (48-52%). Niekiedy jest to różnica jeszcze mniejsza. Bardzo rzadko zdarza się, że sięga ona rozmiarów w granicach 40-60% (w takich proporcjach wygrywali tylko swoje drugie kadencje, po sukcesach w pierwszej, tacy politycy jak Franklin Delano Roosevelt, Richard Nixon czy Ronald Reagan). Nie inaczej będzie obecnie. Sukcesem będzie zwycięstwo. Rozmiary będą raczej niewielkie i w ostatecznym rozrachunku bez znaczenia. Liczy się wiec każdy głos.

Sprawa pierwsza to mobilizacja własnego elektoratu ponieważ 80% Amerykanów chodzących na wybory, ma zdeklarowane poglądy i zawsze głosuje, albo na jedną, albo na druga partię całe życie. Ważne jest więc aby ich zmobilizować, żeby i tym razem zachcieli pojawić się w lokalu wyborczym. Dlatego tak ważna jest wyrazistość kandydatów. W tym zakresie John McCain nie jest ideałem Republikanina. Uchodzi raczej za liberała. Sięga więc po Sarah Palin, która jest wzorem republikańskich cnót. Gorliwa obrończyni wartości ludzkiego życia, zwolenniczka posiadania broni, kobieta czynu, której nie są obce wyzwanie surowej Alaski, której jest gubernatorem ciesząc się tam niespotykaną, sięgającym 90% , popularnością.

Drugą ważną sprawą jest przy tak wyrównanej walce, umiejętne przeciągnięcie tych niezdecydowanych, którzy się wahają. Jakieś 10% chodzących na wybory zmienia zdanie raz, dwa razy w swoim życiu, jak zdenerwują się na swoją partię (na którą zwykle głosują) za wyjątkowo duże wpadki (typu Richard Nixon i afera Watergate). Pozostałe 10% nie ma jakichś stałych sympatii i zmienia zdanie dość często, jak na amerykańskie warunki. Jest wielką sztuką dotrzeć do tych ludzi. Może liczyć się wszystko. I tu moim zdaniem senator John McCain, jak na razie wykazuje się większym sprytem. Wiedząc o wielkim podziale u Demokratów spowodowanym morderczą walką między Obamą, a Hilary Clinton i tym, że wielu wyborców byłej Pierwszej Damy nie chce głosować na Obamę bierze sobie za partnerkę kobietę. I to kobietę naprawdę wyjątkową. Taką, którą może być ucieleśnieniem marzeń (była wicemiss stanu, a obecnie jego gubernator) i wzorem do naśladowania. To ważne także dlatego, że zawsze Republikanom było łatwiej docierać do mężczyzn niż do kobiet. Teraz dostają wiec Amerykanki fantastyczny prezent. Mogą głosem oddanym na Johna McCaina sprawić, że kobieta zostanie wiceprezydentem. Trudno odmówić strategom Partii Republikańskiej sprytu? Zwrócić uwagę warto także na to, że kandydatura ta była trzymana do końca w najściślejszej tajemnicy. Nie pojawiała się nawet w żadnych spekulacjach. Ten rodzaj broni pojawił się dopiero jako odpowiedź na kandydaturę Demokratów. Wówczas kiedy już Barack Obama nie ma odwrotu i jest skazany na Joe Bidena (przy ogromnym szacunku dla tego zasłużonego polityka). Dopiero wówczas Republikanie odpalają prawdziwą sensację: Sarah Palin. Widać wyraźnie, że Republikanie wybrali metodę uważnego obserwowania Demokratów i umiejętnego podbijania stawki. Podobnie będzie to widać po konwencjach wyborczych. Demokraci właśnie swoją zakończyli. Nawet nie zdążą nacieszyć się tradycyjną zwyżką sondaży bo właśnie w tym momencie swój polityczny show urządzają Republikanie. To bardzo sprytne zagranie. Widać, ze doświadczenie strategów senatora McCaina jest proporcjonalne do tego, jakie mają jego fachowcy od politycznego marketingu. Są niczym przebiegły szermierz lekko cofnięci, podpuszczając przeciwnika, aby zdać mu decydujące pchnięcie szpadą z kontrataku.

Całą machina dopiero rusza. Walka toczyć się będzie de facto o kilka kluczowych stanów, gdzie polityczne sympatie są wyrównane, a do zagospodarowania sporo głosów elektorów (specyfika amerykańskiego systemu wyborczego). To przede wszystkim tak sami kandydaci, ich spoty i bilbordy będą obecne na każdym kroku. Walka będzie wyrównana do końca. Młodzieńczy Barack Obama będzie próbował swoją świeżością ograć McCaina. Czy mu się uda? McCaina to stary lis. Przesiedział w komunistycznych więzieniach w Wietnamie więcej lat niż Barack Obama w amerykańskim senacie. Tylko na pozór może się wydawać słabszy i obciążony obecną prezydenturą G.W. Busha. Widać po dotychczasowych doświadczeniach trwającej kampanii, że będzie twardym przeciwnikiem. To długodystansowiec. Przegrał prawybory republikańskie 8 lat temu. Skazany już na emeryturę wrócił niespodziewanie w czasie obecnej kampanii. Cóż to jest 8 lat kontestowania prezydentury swojego pogromcy z własnej partii, z ciepłego senatorskiego fotela, przy 6 latach spędzonych w wietnamskich kazamatach? Nie mam pewności jak się ta batalia o Biały Dom w tym roku zakończy, ale na dziś więcej szans daję senatorowi McCainowi. Choć w amerykańskim śnie wszystko zdarzyć się może, a dynamiczny Barack Obama już raz sprawił niespodziankę pokonując wbrew prawom logiki samą Hilary Clinton. Całość będzie przypominała ostatni (siódmy) mecz w finale NBA w sytuacji gdy do końca jest jeszcze 10 sekund, a na tablicy remis. Ci, którzy znają specyfikę tego sportu i warunki NBA wiedzą, że wszystko wówczas jest możliwe.

Jedno jest pewne. W minutę po tym jak zakończą się wybory, przegrany zadzwoni do zwycięzcy, aby mu pogratulować. Następnie zapewni, że będzie stał przy swoim prezydencie i wspierał go w tym aby wspólnie realizować amerykańskie ideały. I  warto abyśmy się tego wszyscy od Amerykanów uczyli. Naprawdę wszyscy.

God Bless America