Damy, nie-damy i nie każdemu damy

„Raz sroczka kaszkę warzyła, nazwiska pomyliła,  na „jestem kobietą” się sparzyła, Grabarczykowi dała na miseczkę, Schetynie dała na łyżeczkę, Arłukowiczowi, bo grzecznie prosił, Halickiemu, bo wodę nosił, a Sienkiewiczowi i Rostowskiemu nic nie dała, tylko ogonkiem zamieszała, by partia jeszcze rok przetrwała.
 
To, czego byliśmy świadkiem w słoneczny, wrześniowy piątek, a co zostało już w mediach drobiazgowo opisane i nazwane jako kabaret, Mrożkowski surrealizm, żenada czy rząd jedności Platformy, jest powtórką zabiegu zastosowanego już w Polsce, choć tym razem  w dużo mniejszej, bo jedynie partyjnej skali. To takie porozumienie ponad kasą, wpływami i podziałami, taki okrągły stolik obywatelski, który ma pogodzić skłócone grupy przestępcze, obłaskawić wszystkie te spółdzielnie i inne mściwe frakcje w łonie samej Platformy,  by, co groźniejsze buldogi zachęcone wyjazdem Tuska do Brukseli, nie tylko nie mogły przenieść swoich walk spod dywanu na publiczne forum, ale i przekupione byle gnatem, tych walk zaniechały. Przynajmniej na rok stworzono więc, a raczej reanimowano taką Polską Zjednoczoną Platformę Obywatelską, która nie ma nic wspólnego z dobrem kraju, ale dotrwa do wyborów dzięki nie nowemu otwarciu, ale roszadzie,  jak mówił Jan Pietrzak  „z PAX-u do śmaksu”. Biorąc to za świetną satyrę nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek może się spełnić. A jednak. Na czele MSW stanęła nie tylko absolwentka teologii, była członkini Stowarzyszenia PAX, ale i była katechetka, co daje pewność, że nie będzie piła „Bieługi” ani jadała u Sowy. Cóż, w bezideowej partii władzy wszystko jest możliwe. Szerokie spektrum od lewa do prawa, czym szerszy wachlarz, tym większy smród. To też Pietrzak. Nie ma co mówić, klasyk. I wizjoner.

Istnieje takie powiedzenie, że mężczyzna ma prawo decyzji, ale kobieta  - prawo wyboru. Ale, niestety, odnosi się ono tylko do dam. A dama to klasa niezwiązana tylko z umiejętnością noszenia wysokich obcasów; to styl, który nijak pasuje do premier Kopacz, co potwierdziła po katastrofie smoleńskiej. Więc z prawdomównością, charyzmą, umiejętnościami i wizjonerstwem „damy pik” peowskiego rządu nie jest tak profesjonalnie, jak próbował przekonywać nas, zajęty pakowaniem, premier Tusk. Lekarz z wykształcenia, który musi opanować nazwy tysiąca leków, miała kłopot z zapamiętaniem nazwisk kilkunastu członków swego, jak powiedziała, autorskiego, merytorycznego i pełnego osobowości rządu, co jest wróżbą nie najlepszą, bo rządzenie krajem to nie powtarzanie formułki „udzielam panu głosu”. Dobrze, że choć ma  świadomość swej pierwszej, na stanowisku premiera, porażki, bo zwierzyła się Tuskowi i swej koleżance - minister kultury, że jest załamana. Więc może jedyna dla niej rada, nie tylko na czas wojny ale i pokoju,  by porzuciła kobiecą doktrynę - zwiać do chałupy pod pierzynę, tylko dlatego, że jest kobietą. Wrażliwą i delikatną. Z jednej strony infantylną, z prymitywnym widzeniem świata, ze sporymi problemami w formułowaniu własnych myśli, na co zwróciły uwagę nie tylko media polskie, ale i zagraniczne, z drugiej chytrą i przebiegłą, z niewątpliwym talentem do zadłużenia swojej przychodni w Szydłowcu, niepłacenia podatków i wynagrodzeń dla pracowników, kłamstw z mównicy sejmowej oraz kłamstw o stworzeniu nowego, autorskiego rządu. Nie miała żadnego prawa wyboru jak prawdziwa dama, bo tym razem to nie ona przekopała kadry Platformy metr w głąb poniżej dna, by awansować na ministerialne stołki peowskie miernoty  spod znaku „BMW”. To oszczędny prezydent Komorowski, który  na dożynkach w Spale rzucił na tacę całe 20 PLN, bo nie wierzy zbytnio w Boskie wstawiennictwo, był  architektem składu rządu i swej przedwyborczej układanki, kalkulacji i nadziei, że peowskie zgrane i skompromitowane blotki, ponownie dopuszczone do koryta, potrafią mu się odwdzięczyć. Wybory prezydenckie się zbliżają, prezydent liczy szabelki, a nawet myśli o własnej partii, ale może się przeliczyć, bo publiczność katowickiego „Spodka”, mimo odkodowania transmisji z mistrzostw świata jednak go wygwizdała i wybuczała. Ale może to i dobrze, że Bronisław Komorowski herbu „dekoder” i plebejsko-myśliwski mistrz wpadek, przejmuje stery i znaczy karty, które rozdaje premier Kopacz. Bo każda jej wpadka  i jej ministrów, a także przegrane wybory samorządowe, nie będą tylko jej udziałem; prezydent bierze co najmniej połowę odpowiedzialności, więc druga kadencja niekoniecznie w kieszeni. Mimo apeli o sto dni spokoju w ramach akcji „Wszyscy POmagamy doktor Ewie”.

Najrozsądniej postąpiłby prezydent kodując samego siebie oraz cały rząd POśmiewiska narodowego. Bo przyznam, że trudno mi wyobrazić sobie na przykład takiego Cezarego Grabarczyka, b. ministra infrastruktury i mistrza w liczbie nominacji do odstrzału, na stanowisku ministra sprawiedliwości. Bardziej nadaje się na szefa jakiejś kosmicznej agencji, ale ta już zajęta. Wprawdzie Ewa Kopacz zaprezentowała go jako swego przyjaciela, który kocha ludzi, jest przyzwoity i ponad wszystko stawia prawo, ale myślała pewnie o tych wszytskich przyjaciołach i znajomych, którym załatwił pracę w PKP i Poczcie Polskiej. Zdecydowanie mniej kocha przedsiębiorców i wykonawców dróg oraz samych jej użytkowników i podróżnych, zostawiając po sobie bałagan godny dymisji, a nie awansu. Dlatego nie można zbytnio polegać na słowach premier Kopacz, choć czasami wyłącza samokontrolę i udaje jej się powiedzieć prawdę. Jak tę o Grzegorzu Schetynie, którego niedawno nazwała leniwym szefem komisji spraw zagranicznych, by dziś  uczynić z tego atrybut. Oczywiście, Schetyna w MSZ to pomysł prezydenta na wzmocnienie własnej  pozycji w polityce zagranicznej, ale też na nową partię, jej nowego szefa i nowego premiera, który przypieczętuje rychły już koniec Platformy. Schetyna wrzucony na głęboką wodę, zwaną płatnym stażem, najprawdopodobniej sobie poradzi. Przecież to mistrz procederu pompowania kół członkowskich, więc niezbędny prezydentowi staż ma już za sobą. Choć może być trudno nie dlatego, że jego znajomość angielskiego, jak powiedział Ryszard Kalisz, plasuje się na poziomie WK, czyli wieczorno-kolacyjnym, ale świadomy jest, że wkracza do jaskini lwa, z której dopiero co wyszło Centralne Biuro Antykorupcyjne.

Z przysłowiowym kwitkiem odeszli z rządu Bartłomiej Sienkiewicz i Jan Vincent-Rostowski. Pierwszego zjadła głupota i pycha, drugi – obywatel świata, został odwołany w ramach rekonstrucji, bo mało był obywatelem Platformy. Ostatni poszkodowany to Radzio Sikorski - lord dyplomacji i właściciel licencjatu z Pembroke College w Oksfordzie. Najmniej dyplomatyczny spośród dyplomatów, zbyt pewny siebie, prowadzący politykę zagraniczną według własnego widzimisię. Odpowiedzialny za świadomą i programową samolikwidację polskich służb dyplomatycznych a przy tym wielokrotnie skompromitowany:  obroną Jaruzelskiego przed degradacją do stopnia szeregowca czy kłamstwem, że nie był członkiem PiS-u.  Jak poradzi sobie ten światowiec, „dziki i swobodny” w nieprzewidzianych  wypowiedziach i groźbach, gdy zostanie okiełznany przez regulamin sejmu? Wyrobi stałą wejściówkę Giertychowi i będzie musiał przyzwyczaić się do twardego, marszałkowskiego fotela i drewnianej laski. Ale wszystkie te awanse, dymisje i zesłania, które mają odbudować zaufanie do władzy, bez pomysłów na rządzenie, na nic się zdadzą, mimo własnej sondażowni. Bo to nie sroczka dzieli krupy, ale całkiem inny ptak, który czasem bywa śmieszny, ale może być niebezpieczny.

Opublikowano w "Warszawskiej Gazecie"
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika ba.a

27-09-2014 [10:19] - ba.a | Link:

Nie wyplenimy tej zarazy,to wiem na pewno.Dzielą się szybciej niż drożdżaki,a teran na którym grasują jest ogromny.Naturalnej śmierci też raczej spodziewać się nie można,wszak to młodzi jeszcze ludzie. Pozostaje jedynie wdychanie oparów tego zgniłego kraju,który bardzo skutecznie utrzymuje społeczeństwo,w stanie ciągłego zamroczenia.
A w tytule "Damy" zamieniłam sobie na "weźmiemy",bo "dać" z ich strony,nigdy nie miało miejsca.

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

27-09-2014 [10:37] - NASZ_HENRY | Link:

Jak damy to będziemy damy a jak nie damy to wyjeżdżamy ;-)