Wojenne wróżby

Starożytni widzieliby w tym rękę Marsa, boga wojny, zapowiadającego swe rychłe nadejście. Zabobonny nie jestem, ani lękliwy, ale...

Ostatnie tygodnie przyniosły całe mnóstwo sprawunków o wiele ważniejszych niż pisanie notek blogerskich. Jeszcze się nie pozakańczały, ale usiedzieć nie sposób, więc piszę - pomiędzy jedną sprawą a drugą. Troszeczkę cierpi na tym aktualność, ale lepiej ulegać pedanterii, niźli pospieszającej ku klawiaturze bieżączce.
Wydarzyło się w tym czasie niewiele. Tusk, kapitan Titanica, opuścił statek, by zostać prezydentem niczego. Pierwszy oficyjer na cały metr wgłąb Kopacz stworzyła nowy rząd. Geszefciarski otwarcie i nie należy się spodziewać po nim niczego zaskakującego. Teatrzyk pacynek dodatkowo nadmuchiwanych przez media. Ot, "zwykłe wahania nastrojów, losy jeszcze się ważą".
Więc o czym dziś? Dziś, jak zwykle, o skojarzeniach...
Początek września przyniósł zachody słońca prześliczne, jakich dawno nie widziałem. Piękno tych zachodów było wprost proporcjonalne do okropieństwa asocjacji myślowych. Kółko naszej gwiazdy wyglądało zupełnie jak kropla krwi. Odcinała się od ciemniejącego nieboskłonu pełnego wznoszących się mgieł (czy smogu raczej) i kręcących się bujnie obłoków. Takie zachody widziałem bodaj trzy z rzędu. A żeby było jeszcze bardziej wzruszająco, któregoś wieczora, gdy ciemność już zapadła, za oknem ujrzałem księżyc w pełni. Identycznie krwisty, jak słońce, które zanurkowało dwie godziny wcześniej.
Starożytni czytaliby te znaki pogodowe, jako wróżby. Widzieliby w tym rękę Marsa, boga wojny, zapowiadającego swe rychłe nadejście. Zabobonny nie jestem, ani lękliwy, ale jako że jest we mnie ociupinka artysty, skojarzenia swe przelałem na papier.
Radio kolejny raz trajkotało przyśpiewkę wiecznego "opozycjonisty" Maleńczuka. Na fejsiku znajoma Rosjanka wywodziła, jaka ta Ameryka niedobra. Ukrainiec wznosił modły do świętej Unii. A polski kolega relacjonował poczynania Kalifatu. Ja, durny, miast to czytać, lajkować, komentować, patrzyłem się w to okno. Mimo to, skojarzenia są oczywiście polityczne. Ot, jakieś zboczenie.

Wrześniowe zachody

Puklerz spływa szkarłatnego słońca
Marsa atrybut wśród rumoru słów
Koniec szczęśliwego końca filmu
Rozkrusza ekran na mozaikę snów

Rozmów farsa rozciągła po horyzont
Przesłonięta żółtym płótnem dymu
Pierzem fioletu sunie zimny front
Pacynki poszyte z karmazynu

Ze skręconej na lewo anteny
Sygnały kołysają mnie hojnie
Odbieram przekręcone problemy
Tam: sypnie gradem - i znów spokojnie

I od celnych gwizdów gołębiarzy
Zamilka chór wróbli i sikorek
I że "nic więcej się nie wydarzy"
Ćwierkają przez rozpięty rozporek

Kłęby i smugi krwiste na niebie
To pogoda na jutro dla globu
Rozczytuję ją, Głupia, dla Ciebie
Proszę i błagam: obudź się, obudź