O zdradzie narodowej

Niestety, zdrada narodowa jest częścią polskich dziejów. "Targowica" istniała zawsze. O losach ojczyzny decydowali patrioci, często bezimienne masy polskie , ofiarne i gotowe do poświęceń, które przeważały szalę narodowej historii. Rzecz w tym, ze na tej drugiej szali były masy nawet nie tyle oportunistów – bo przecież nie każdy może być bohaterem – ale zwykłych sprzedawczyków, biegających do obcych z donosami i po konfitury. Takich było niemało, niezależnie od epoki.
W średniowieczu, zwłaszcza w okresie rozbicia dzielnicowego, niektórzy książęta czy możnowładcy przegrywający walkę o władze na części polskiego terytorium pielgrzymowali do obcych tronów i obcych dworów, błagając o zbrojne posiłki, aby to „zagranica” zainstalowała ich z powrotem u władzy.
W XVIII wieku nawet część biskupów była na rosyjskim żołdzie, a takich jurgieltników wśród arystokratów i było jeszcze więcej. Konfederacja Targowicka była tylko zwieńczeniem kolaboracji części elit rządzących. Może nie wszyscy pamiętają, ale targowiczanie mieli pełne usta patriotycznych frazesów, bogoojczyźnianych sloganów i konserwatywnych zaklęć. Ba, oficjalnie bronili … wiary i tradycji. Targowicki diabeł ubrał się w ornat i na mszę dzwonił. Czarna to była msza, a Konfederacja Targowicka - w przeciwieństwie do tej patriotycznej: Barskiej – stała się w polskiej historii synonimem zaprzaństwa.
Koło polskiej historii toczyło się dalej: powstania, „poszli chłopcy w bój bez broni” (Wincenty Pol) z jednej strony, a chłopi wydający Kozakom rannych powstańców – z drugiej. Czym innym była pozytywistyczna walka o przetrwanie i zwykle zycie pod zaborami, a czym innym ściganie się o carskie zaszczyty czy pruskie koncesje. To nie Krasnoludki i sierotka Marysia budowały w niektórych miejscowościach na Kresach Wschodnich RP bramy triumfalne dla najeźdźców z Armii Czerwonej. Nawet jeśli walnie brali w tym udział przedstawiciele mniejszości narodowych – a atak było – to rodaków tez, niestety, tam nie brakowało.
„Kedyw” czyli Kierownictwo Dywersji AK nie przypadkiem wydawało wyroki na Volksdeutschów, kolaborantów, kapusi i szmalcowników. Był to margines moralny i statystyczny społeczeństwa, ale był. Ważne, że spotykał się z powszechnym ostracyzmem i potępieniem.
Kobietom-kolaborantkom golono głowy. Szpiclów likwidowano, ale niemal zawsze po odczytaniu wyroku podziemnego sądu Polski Walczącej.
Najważniejsze, że polskie społeczeństwo – i ci aktywni, konspiratorzy, składający życie na ołtarzu Ojczyzny „jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec” (Juliusz Słowacki) i ci bierni, walczący o przetrwanie, ograniczający opór do szmuglowania mięsa ze wsi wiedzieli, że bohaterem się bywa, ale zdrajcą być nie można.
A dzisiaj? „Przeszłość to dziś, tylko cokolwiek dalej” pisał Norwid...

* tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (24.01.2018)