Z cyklu "Nie-dawnych wspomnień czar": Opozycja egzotyczna

   ...czyli ostatnie podrygi totalniactwa w sejmie

   Wszyscy zdążyliśmy się już chyba przyzwyczaić, że gdy jakiś polityk bądź ugrupowanie chce koniecznie przypomnieć o swoim istnieniu, organizuje z głupia frant jakąś konferencję od czapy, starając się na siłę zainteresować bliźnich różnymi formami swojego pajacowania. Tak było z nie tak dawno oficjalnie „wycofanym” z polityki sztukmistrzem z Biłgoraja, który używając w swoich wystąpieniach różnorakiego rodzaju „gadżetów”, doprowadził sztukę bycia politycznym pajacem na wyżyny, m. in. czyniąc z instytucji happeningu jeden z głównych środków oddziaływania na opinię publiczną. Że nie było w tych działaniach za grosz szczerości, a wszystko to miało stanowić jedynie starannie wyreżyserowany spektakl, można było skonstatować bacznie obserwując mowę ciała głównego aktora – tutaj pan znany obecnie jako oskarżony o pedofilię Piotr T. najwyraźniej nie odrobił właściwie pracy domowej. Poza wszystkim było to chyba w sam raz towarzystwo dla filozofa-gorzelnika – swoją drogą ciekaw jestem czy często liderowi tworu zwanego Ruchem Palikota zdarzało się gościć swego sztandarowego PR-owca w domu, który chyba nadal zamieszkuje wraz ze swoją nową rodziną.
   Do kompletu należałoby jeszcze dołożyć kolejnego filozofa, tym razem z rodu Kraka, będącego dla odmiany entuzjastą kazirodztwa i kolegę mordercy ks. Popiełuszki – posiadający to samo nazwisko co znana celebrytka od czystości  w kuchni i przedłużanych włosów – który zasiadając z 2 kadencje temu w Komisji Obrony Narodowej był łaskaw popisać się swego czasu w programie telewizyjnym twierdzeniem, że niepotrzebne są nam zasoby rezerw, skoro dysponujemy jednostką GROM (to mniej więcej tak jakby stwierdził, że nie potrzebuje kosiarki do trawnika bo w swojej dyspozycji posiada przecież nóż kuchenny) – co świadczy jedynie o poziomie umysłowości owego jegomościa i fachowości prac prowadzonych przez wzmiankowaną komisję w czasie gdy przewodniczył jej znany ekspert z dziedziny obronności prof. Niesiołowski. O innych dziwolągach reprezentujących tą, przynajmniej oficjalnie, mniej męską część owej palikociarnianej menażerii, przez litość nie wspomnę. Różnicę w ocenie wyżej wymienionych person można by zawrzeć w przypuszczeniu, iż w odróżnieniu od wspomnianych osób płci męskiej wskazana celebrytka zajmuje się przynajmniej zawodowo dziedzinami,  których znajomości z grubsza nie ma jej chyba prawa nikt odmówić.
   Taką to wesołą gromadkę udało się swego czasu wydobyć na powierzchnię macherom od wystrugiwania dziwnych bytów z banana. To, że wyborcy zdążyli się w porę zorientować w wygłupach tego zwierzyńca, nie znaczy, że macherzy rezygnują z kolejnych prób powoływania równie udanych „projektów”. Kolejną odsłonę „alternatywy dla PO”, która jak przypominam swego czasu sama miała spełniać rolę „alternatywy dla UW”, miała w tej kadencji pełnić partia z kropką w nazwie. Na temat jej zaprzeszłego lidera wraz z jego rozpaczliwymi próbami odegrania jeszcze jakiejkolwiek roli na scenie politycznej, zdążyłem już się rozpisać parę dni temu. Przyjrzyjmy się zatem temu co po, przeprowadzonej tak naprawdę na własne życzenie (przypominam ostatnią woltę Ryszarda w sprawie kandydatury niejakiego Rabieja na prezydenta miasta Warszawy, będącą niczym innym jak kapitulacją wobec Shrekliwego Scheta), abdykacji lidera-założyciela pozostało z kierownictwa partii pozbawionej finansowania z budżetu, a jak widać na załączonym obrazku, również szerszej koncepcji na dalsze funkcjonowanie.
   Ostatnim desperackim podrygiem tego trupa jest wystosowane przez „harpie, które wygryzły Ryszarda” apel do Prezydenta Dudy o zwołanie RBN, oczywiście z harpiami w składzie. Powodem takiego spędu miałyby być rzekome zaniedbania i kompletny, czyniący nasz kraj całkowicie bezbronnym, bardak, jaki miałby zostawić złowrogi Antoni w kierowanym dotąd resorcie swojemu następcy. Rzecz jasna harpie mogą wiele w tym temacie prezydentowi dopomóc, choćby z tego względu, iż mają w swoim gronie równie znakomitych fachowców od obronności jak ci wystosowywani do Komisji ON przez Ruch Palikota, Twój Ruch czy kogokolwiek Ruch ów by nie był. Tak czy inaczej na 5-ciominutową migawkę w TV udało się załapać.
   Prawdziwy Armagedon miał jednak miejsce dzień później. Otóż okazało się, że harpie nie potrafiły efektywnie uzgodnić stanowiska swego klubu wobec wpuszczenia na ścieżkę procedowania projektu ustawy firmowanej przez „polityczkę od pokoleń” p. Basię Nowacką, w związku z czym część klubu, zanim jeszcze nie zdążył się ów zlepek oryginałów ostatecznie rozleźć, kolokwialnie rzecz ujmując odlała się na ten projekt, za przyjęciem którego pod obrady różnorakie dziwuchy tak pracowicie zbierały podpisy, że same ostatecznie nie potrafiły się ich skutecznie doliczyć.
   Dla „niezłej dupeczki” o fizjonomii Gburii-Furii z ekranizacji „Pierścienia i Róży” był to cios w samo serce, przejęte niedolą uciemiężonych niewiast, które najpierw są u nas masowo gwałcone w patriarchalnym (albo matriarchalnym – być może Gburia zdążyła już się w owej materii zdecydować) społeczeństwie, a następnie przymuszane do rodzenia dzieci, częstokroć – o zgrozo – mogących poszczycić się jasną skórą bez udekorowania jej części twarzowej jakimiś dziwacznymi plamami i blond włosami bez konieczności „upiększania” ich gramem farby.
   Polityczka Basia również nie omieszkała uderzyć w lament i zapowiedzieć przy tej okazji, wykazując się tym samym imponującą zdolnością do wyznawania zaiste swoistych zasad kobiecej logiki, że posłowie, którzy nie zagłosowali za skierowaniem do komisji projektu liberalizującego zasady dokonywania aborcji, nie mają już czego szukać na demonstracjach „bojowników o demokrację”. Bo przecież jak wszyscy wiemy demokracja oznacza u nas aborcję na życzenie. Tak przynajmniej było w demokracji ludowej, do której najwyraźniej polityczce Basi, z miedzianym czołem „cholerującej” w internecie na niewiernych, jest stosunkowo najbliżej.
   I chociaż na Janusza polskiej polityki zdaje się już nie może liczyć, to jak sądzę istnieje jeszcze szansa by to, co pozostanie po Nowośmiesznej, czyli harpie z przybudówką, a prócz tego ex-boyfriend o jakże słusznym i ze wszech miar poprawnym politycznie nazwisku Zandberg, wraz ze swoim salonowym towarzystwem rzecz jasna, różnego autoramentu popłuczyny po KOD-ach, obywatelach solidarnych i niesolidarnych, wirach i szmirach czy też innych akcjach defekacjach zebrały się nomen omen w kupę i pod egidą polityczki Basi zawiązały jakąś kolejną alternatywę wobec, wolniej przecież niż .N, ale jednak zdychającej pod przywództwem Scheta platformy, nazwanej swego czasu przez jej fundatorów dla żartu obywatelską.
   Bo że jakaś alternatywa do czasu odpalenia z wielką pompą kolejnej kampanii parlamentarnej musi się znaleźć, co do tego chyba najmniejszych wątpliwości nie ma. I to musowo taka, która na samym starcie zdobędzie minimum 10%, zanim jeszcze ktokolwiek zdąży o niej usłyszeć. Nie ma co do tego złudzeń, że tęgie głowy już tam gdzieś w podziemiach Pałacu Kultury i Nauki tudzież innym Wilczym Gnieździe intensywnie nad takim „projektem”  pracują. Tyle, że jak do tej pory asy wyciągane z ich talii kart, które nie zdążyły się jeszcze ludziom zgrać i opatrzyć, ulegały niemalże natychmiastowej kompromitacji i autodestrukcji.
   Co może z kolei wskazywać na to, że mimo wynikającej z wieloletnich obserwacji tezy, że Kaczor-Dyktator musi mieć do dyspozycji fatalnego personalnego (o ile nie jest nim sam dla siebie), specjalistą od HR-u strony przeciwnej, przypominając chociażby pustotę intelektualną, mentalną i moralną całej wierchuszki PO, harpii wraz Planem Petru wspartych posłem Misiło – bo trudno już tu chyba mówić o jakiejś jednolitej partii, oszalałego profesora z Komisji ON wraz ze znanymi z zamiłowania do hajlowania Miśkiem i Protasem, a dorzucając do tego Kucyka, Mezona, Farmazona i Trójzęba, trudno jest najwyraźniej choćby zbliżyć się do tego poziomu fachowości w „robocie kadrowej” tudzież headhuntingu.
   I to wbrew jakże często przytaczanej w wielu wpisach, demonicznej wręcz aurze niesformalizowanej wszechwładzy i skuteczności, jaka rzekomo owo środowisko demiurgów-macherów miałaby otaczać. Jedno pozostaje pewne – cokolwiek by nam znowu nie wystrugali z banana, wujek Soros z pewnością hojnie sypnie kaską. O ile raczy dożyć. Jeśli nie, najpewniej znajdą się inni, godni sponsorzy o właściwej proweniencji.