Ziemkiewicz, Zychowicz i ich krytycy.

Na dźwięk słowa „Ziemkiewicz” robi się mi niedobrze. Celowo napisałem „słowa”, a nie „nazwiska”, bo nie o wielce szacowne nazwisko tu chodzi. Tym bardziej nie o osobę wybitnego publicysty i dobrego pisarza. Tylko o manierę, a może lepiej zjawisko, którego „Ziemkiewicz” jest doskonałą, jak się to mówi: egzemplifikacją.  Bo gdzież tego Ziemkiewicza, a właściwie „Ziemkiewicza” nie ma albo nie było: w Newsweeku – był, w TOK FM – był, we wprościaku – nie wiem, ale chyba był, w Rzeczpospolitej – a jakże. We wszystkich możliwych i niemożliwych telewizjach, od TVN do Republiki – pytanie! Uważam Rze – był. Nie był chyba tylko na księżycu i w konserwie rybnej, ale któż to wie? Ja nie wiem: na księżycu nie byłem, ryb z puszek nie lubię.  W Do Rzeczy –  … jest!
Podobnie można powiedzieć o innych dziennikarzach, publicystach, ekspertach, niezależnych intelektualistach z tzw. prawej strony. Zawsze jest to ta sama wąska grupa, do której od czasu do czasu kogoś się dokooptuje – jak nie przyrównując paru działaczy opozycji do komunistycznej sitwy po okrągłym stole. I tak jest  od ćwierćwiecza. 
Na zdrowy rozum biorąc, to  powinno być inaczej. Szczególnie jeśli chodzi o publicystów. Na publicystycznym i eksperckim forum winno się skrzyć od nowych nazwisk, a czołówka autorów zmieniać co lat kilka. Polska, mimo że minęło dwadzieścia pięć lat od „przełomu”, nadal jest zawieszona w międzyczasie. Trwa, a ściślej mówiąc, gnije w nim. Stąd im więcej lekarzy,  osób obserwujących na bieżąco wydarzenia i potrafiących wyartykułować swe spostrzeżenia, postawić diagnozy i zalecić kuracje, tym lepiej. Polska była „radami żyzna” i dlatego mogła przetrwać niejeden kryzys, pisał barokowy publicysta polityczny. 
Czy szczupłość grupy „wszystkowiedzących” jest spowodowana tak ogromnymi uzdolnieniami wchodzących w jej skład osób, że inni choćby się pos..li to im nie podskoczą? Być może. Czy też są oni dość przeciętni, ale jeszcze większe przeciętniactwo panuje wśród ewentualnej konkurencji? I tak może być. Sądzę jednak, że przynajmniej część tajemnicy tego, że nie schodzą oni z poczytnych i cieszących się oglądalnością publikatorów tkwi w wierszówkach i honorariach za udział („za udział wzięli”). Jakżeż dopuścić na łamy innych, skoro gwiazdy muszą też z czegoś żyć? Bo jak mawiał „Gnom”: „towarzyszy skrzywdzić nam nie wolno”. Czego to dowodzi? Różnych rzeczy. I tego, że ci, którzy chcą „lepszej Polski”, kierują się dokładnie tą samą logiką, która pierwsze kroki stawiała za Gomułki, aby w okresie Gierka i Jaruzelskiego rozkwitnąć już na dobre. Jak też tego, że w Polsce nadal nie ma zdrowej konkurencji, która, gdyby była, strąciłaby koronę „świetnego publicysty” , „przenikliwego analityka”, „niezależnego eksperta”, z niejednej głowy.
Być może to kiszenie się w sosie i smrodzie własnym i dobrze znanym (otwórzcie wreszcie okna!), powoduje że niczym polarnicy po wielomiesięcznym przebywaniu we własnym towarzystwie, zaczyna ta cała  strona „prawicowo-patriotyczna”  nawzajem się obsobaczać.  Wchodzić ze sobą w jałowe, często szkodliwe, spory. Na czym ta szkodliwość polega, zaraz wyjaśnię.
            Niedawno część publicystów i historyków toczyła pianę w związku z książkami redaktorów: Piotra Zychowicza i … eh doloż ty doloż nasza!... Ziemkiewicza. Generalnie mówiąc: krytycy zarzucają obu autorom, że w swych najnowszych pracach stawiają tezy „proniemieckie”, a nawet „prohitlerowskie”. Dokładniej, to piszą oni o tezach „pronazistowskich”, ale ja wolę nazywać rzeczy po imieniu, nie posługując się politpoprawną nowomową.
            Żeby było jasne, uważam że Polska bardzo słusznie uczyniła nie wchodząc w jakiekolwiek alianse z Hitlerem i niemieckim narodem nawiedzonym przez hitlerowskiego szatana. Co tam nawiedzonym! Lubieżnie przed nim rozłożonym! Przypominają się tu słowa Stefana Kisielewskiego, który powiedział, że Niemcy to dobry naród, który od czasu do czasu dostaje małpiego rozumu.
Nie chcę tematu rozwijać, więc powiem tylko, że być może, jak chcą Zychowicz i Ziemkiewicz, dostalibyśmy za te manewry polityczne jakieś dobra: kilka cennych lat pokoju, Lwów albo lizaka. Ale stracilibyśmy duszę. Przestalibyśmy być narodem polskim o pięknej, tysiącletniej tradycji. I co nam wtedy po słodkich pierniczkach? W tym kontekście słowo honor, użyte przez Józefa Becka było jak najbardziej na miejscu. A czy „pułkownicy”, uciekający z kraju, aż się za nimi kurzyło, rozumieli co słowo to znaczy, to już inna sprawa.
            Nie mniej rację ma red. Ziemkiewicz, gdy pisze o autorach wyżej wymienionych zarzutów, że w bezpardonowo krytykowanych książkach „są tezy, z którymi można polemizować, ale nazywanie ich >pronazistowskimi<, a stawiających je zwolennikami Hitlera, to przejaw skrajnego zbydlęcenia. Nie sposób prowadzić z autorami takich insynuacji polemiki, chyba że za pomocą rękoczynów”. Ma rację, bo niszczenie pracy, owocu wysiłku trwającego długie miesiące, a bywa lata, kilkoma niedorzecznymi widzimisię recenzentów jest bolesne. Wiem, bo sam doświadczyłem jak recenzenci   nie czytając książki, nie znając jej podstawowych założeń i tez, które miała udowodnić, wydali na nią wyrok – bo chcieli i mogli. Człowiek czyta wówczas te „obiektywne opinie” i zastanawia się, czy ich autorzy to łajdacy czy durnie. Czy i jedno i drugie. Nawet, gdy się wie, że dwóch z nich to „poważni” panowie po siedemdziesiątce. Ale cóż durniem i łajdakiem można być do końca swych dni. Zwłaszcza, gdy swą karierę też od łajdactw się zaczęło. Podobnie jak, mając problemy natury charakterologiczno-umysłowej zajmować eksponowane stanowisko w Instytucie Historii PAN.
Taka pseudokrytyka, w której ustawia się autora w pozycji chłopca do bicia, jest też społecznie niezwykle szkodliwa, bo zamiast zachęcać do tworzenia prac tzw. kontrowersyjnych, wywołujących intelektualną burzę, rodzących ostre polemiki, onieśmiela się potencjalnych autorów i tak wystarczająco onieśmielonych i zahamowanych obawami o swą karierę naukową.  Kto na tym traci? Czytelnik a nade wszystko życie intelektualne w kraju. Kto zyskuje? Konformiści, miernoty, piszące przyczynki do przyczynków, starzy „mistrzowie”, w rodzaju tych, o których wspomniałem. Tak rodzą się i funkcjonują od dziesięcioleci, „niekwestionowane” autorytety w swej dziedzinie.
Jakoś tak się dziwnie składa, że atakujący z „impetem w głąb” młodych adeptów Klio, myślę o atakach na Zychowicza, a wcześniej Zyzaka, polemiści, zawodowi historycy, nie śmieją zrobić podobnego manewru, gdy w grę wchodzi „kolega doktor”, czy tym bardziej „kolega profesor”, zwłaszcza mający władzę kreowania nowych „gwiazd” na szarym firmamencie nauki historycznej w Polsce. Można wymienić naprawdę wielu autorów, zwłaszcza starszego pokolenia, którzy w czasach zaprzeszłych, ale i obecnych, pisali i piszą rzeczy mało przytomne. A bywa że haniebne. I co? Gdzie są ci bezpardonowi krytycy? Odważni malkontenci? Cenzorzy poziomu nauk historycznych? W mysiej dziurze są! A wyjdą z niej wtedy, gdy znów będzie można przypie…. słabszym, nic nie znaczących w hierarchii. Bo to i przyjemne, i zdrowe i nade wszystko bezpieczne.
Ale powiedzieć to, to nic innego jak stwierdzić, że mentalność peerelowska trzyma się wśród zdeklarowanych przeciwników Peerelu, nader mocno. O czym właściwie był cały ten blogowy wpis.
 
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika CzarnaLimuzyna

22-09-2014 [17:19] - CzarnaLimuzyna | Link:

"...mentalność peerelowska trzyma się wśród zdeklarowanych przeciwników Peerelu, nader mocno. O czym właściwie był cały ten blogowy wpis."

Pański tekst jest zdecydowanie za dobry na wpis blogowy, a tym samym stwarza barierę jakościową dla leniwych czytelników ;-)
Przeczytałem inne "wpisy" i dlatego polecam je - do przeczytania.

Obrazek użytkownika Francik

22-09-2014 [17:55] - Francik | Link:

Czy tezy Zychowicza i Ziemkiewicza są pronazistowskie, prohitlerowskie czy proniemieckie to akurat mało ważne. Ważne, że są ahistoryczne i chyba po prostu głupie. Plucie na Becka czy Powstanie Warszawskie, że to głupota i obłęd, gdy wie się co się wydarzyło, a czego nie mogli wiedzieć uczestnicy wydarzeń jest po prostu bzdurne. Można dyskutować czy należało postąpić inaczej i jakie byłyby tego konsekwencje a nie twierdzić, że pakt Ribbentrop-Beck stworzyłby z Polski potęgę. Zychowicz jest zarozumiały - słuchałem jego wypowiedzi - a jest tylko publicystą, osiągnięć naukowych nie ma, więc nic go do takiej zarozumiałości nie upoważnia. A Ziemkiewicz to żaden historyk. O jego kompetencjach świadczy to, co napisał w jednym z felietonów we "Wproście"(tak oczywiście, że tam pisywał) stwierdzając, że po zamachu majowym Polską rządzili bandziorzy. Endecka nienawiść do Piłsudskiego go zaślepia. Poziom intelektualno-moralny określa chociażby to, że był zaangażowany w kurwinowski UPR. Popieranie wulgarnej ideologii jaskiniowego liberalizmu JKM-a nie świadczy o nadmiernej wiedzy społeczno-ekonomicznej i wybitnych walorach intelektualnych. Ale obu panom wydaje się, że pozjadali wszystkie rozumy.

Obrazek użytkownika Patrykp

22-09-2014 [20:04] - Patrykp | Link:

Z większością komentatorów oceniających książki Zychowicza jest ten problem, że dosyć często zarzuca mu się to, że stoi na tej pozycji w ocenie co komuniści. Jaki ten argument ma sens? Chyba tylko taki, że już na starcie próbuje się zdezawuować Zychowicza porównując go do komunistycznych historyków. Ale to przecież żadna ujma dla Zychowicza, że ma taki sam pogląd na dane wydarzenie jak komuniści. 

Obrazek użytkownika Teresa Bochwic

23-09-2014 [20:27] - Teresa Bochwic | Link:

Komuniści nie mieli poglądów, tylko mieli zadania propagandowe. Mówili, bo to było im przydatne do czegoś.

Obrazek użytkownika Francik

22-09-2014 [18:01] - Francik | Link:

P.S. Nazwanie rządów sanacji (czy się je lubi czy nie to inna sprawa) rządami bandziorów to przejaw skrajnego zbydlęcenia. Ale red. Ziemkiewicz nabrał na salonach maniery stosowania podwójnych standardów. Jak my coś opluwamy to jest dobre, jak nas opluwają to jest złe.

Obrazek użytkownika Teresa Bochwic

22-09-2014 [20:27] - Teresa Bochwic | Link:

Obawiam się, że wysilek włożony w dzieło nie musi dawać najmniejszych gwarancji jego wartości.
Z pewnością, włożyli niemało, tylko dzieło było inne niż widać z wierzchu.

Obrazek użytkownika Robert Kościelny

22-09-2014 [21:00] - Robert Kościelny | Link:

Szanowna Pani Redaktor,

Nie napisałem, że skoro ktoś się ciężko napracował to jego dzieło jest tym samym nietykalne. Napisałem wyraźnie, że chodzi o niszczenie ciężkiej pracy za pomocą argumentów wyssanych z brudnego palca. Poza tym chodzi mi również o to, że ci sami wściekle atakujacy młodych autorów, którzy, zważywszy ich wiek i doświadczenia piszą naprawdę rzeczy dające do myślenia, milczą skromnie gdy trzeba zaatakować tzw. znane w korporacji historyków nazwiska. A to jest groźniejsze dla rozwoju myśli humanistycznej (tworzenie sztucznych, niegodnych tego miana "autorytetów naukowych"), niż książki pana takiego czy innego. Myślę, że nie będzie dla Pani niespodzianką, iż wielu, może nawet więszkość, akademików to twórcy makulatury naukowej. A związane jest to z faktem, że w korporacji rządzi konformizm, a ten, jak Pani zapewne wie, zawsze promować będzie usłużne miernoty. Z tezami obu autorów się nie zgadzam, dlaczego, krótko wspomniałem w tekście. Ale nie mogę niezauważyć, że niejeden "uczony" z ogonkiem tytułów przed nazwiskiem, gdyby miał choć z pół głowy takiego Ziemkiewicza czy Zychowicza,  przestałby być półgłówkiem! To taki paradoks, wytworzony przez polski system akademicki .