Puszcza / opowiadanie/.

      W roku, w którym urodził się Tadeuszek, Ungaretti wydał „ Ziemię obiecaną”, z czego oczywiście niczego wnosić nie sposób, a już na pewno nie co do przyszłości Tadeuszka. Jednakże babka właśnie stąd i jeszcze ze swego nieopowiedzianego snu, wywiodła całą swoją głęboką wiarę w dobrą gwiazdę chłopaka. Zamknęła się potem z dzieckiem w małym pokoiku przy kancelarii dziadka i w zapachu pelargonii i mleka odmówiła dziękczynny różaniec, ze wszystkimi dodatkami jakie tylko potrafiła sobie przypomnieć. Zapaliła wówczas w swoich oczach ów szczególny blask, którego nic już i nigdy nie potrafiło zagasić.
Zaraz potem Tadeuszka wywiozła matka gdzieś na pogórze, w miejsce, którego nawet nazwy nie sposób było spamiętać i dla babki zaczął się czas wielkiej tęsknoty. Dnie rozrosły się niepomiernie, a i nocami także trudno sobie było poradzić, wtedy bowiem tkała z możliwości i przywidzeń swoja ciężką bezsenność. Aż przyszła choroba matki Tadeuszka i zimowym wieczorem podano babce z sań zawiniątko.
- Panno Święta – szeptała długo w noc prośby do Matki Bożej Śnieżnej, sama już nie wiedząc jakie, jakby bardziej dziękczynienia niż przerażenia, skoro jednocześnie czuła w swojej dłoni ciepło rączki śpiącego dziecka. I tak los Tadeuszka splótł się z losem babki Katarzyny.
 
 Dziś wstała w nie najlepszym humorze. Dała kurom ziarna i nastawiła wodę na pranie. Całą kuchnię zastawiła garami.
-  Musisz?- spytał Tadeuszek.
Popatrzyła wściekle i zniknęła w obłoku wlewanego do balii wrzątku. Tadeuszek westchnął.
-  A ty myślisz ,że to się samo zrobi? – burczała babka. Święta za pasem a on się pyta.
- Jakie znowu święta ? – zdziwił się Tadeuszek.
- A idźże mi stąd najlepiej – warknęła w odpowiedzi .

I przed Tadeuszkiem otworzył się bezmiar jesiennych pól . Z kromką chleba posypanego cukrem powlókł się na przełaj przez skrzypiące ścierniska do starej gruszy, która rodziła drobne złotawe owoce o pięknym zapachu, ale o smaku cenionym tylko przez osy. Marzył pod nią czasem o księżniczkach i smokach, z którymi o nie walczył. Albo gapił się w obłoki układające się w baśnie.

    Zaraz za gruszą i paroma miedzami istniał do niedawna środek Tadeuszkowego świata, jego uroczysko, Puszcza, prawieczna i Święta... 
Formalnie należąca do Jaskota, który uprawiał obok pole. Orał je i tej wiosny, tuż po drobniutkim deszczu, po którym zaraz pokazało się słońce, mimo kłębiących się jeszcze chmur .
- A tak ino posikało – mruknął do Tadeuszka, którego coś podkusiło, żeby tam wtedy pójść i przyglądnąć się orce. Pólko leżało przy olszowym młodniku przetykanym gęsto kruszyną , między którą trafiały się i brzózki. Zaraz za nim był rów melioracyjny z dawna nie poprawiany , więc przybrał postać dzikiego parowu porośniętego czym tylko było można. Najczęściej niską wierzbiną, między którą najpierwsze zapalały się kaczeńce, potem wełnianki , mlecze i lepkie jaskry, a po bezkrzewnych łysinach słały się mietlice beżowe pod jesień .Gdzieniegdzie przez zieleń przebijały lustra wody, nad którą latem wisiały granatowe ważki.
-  Pięknie tutaj – wyrwało się Tdeuszkowi ,nieśmiele, z wielką jednak nadzieją na porozumienie.
 Chłop wstrzymał konia i popatrzył na Tadeuszka. A potem za jego wzrokiem.
- Dzie? Tu? – spytał retorycznie -Tu ino krzaki i ostręga. Nic po tym – splunął i zaciął konia.

A Tadeuszek potykając się na świeżych skibach pobiegł za nim gwałtownie zaprzeczając. Naraz zaczął opowiadać Jaskotowi o gniazdach ptasich i polnych myszach , trawach unoszonych wiatrem, które łaskotały czasem twarz, kiedy się między nimi leżało, o niezwykłych zajęciach pająków w srebrnych od rosy pajęczynach , ślimakach przyczepionych w suszę do pni brzóz i o odstraszającym czczczczczszszsz złapanego w dłoń kreta, i o traszkach z piłką na ogonie, którą wcale nie można się skaleczyć , i ważkach szeleszczących w zawiesistym powietrzu upału ...Opowiadał tak ,jak nigdy jeszcze nikomu dotąd; no bo i też w końcu , ta tajemnica była przecież tylko ich wspólną własnością . Mówił więc i mówił tak ,że aż się całkiem w tym zapomniał.
 
  W końcu Jaskot przystanął i zrobił coś, czego nigdy potem Tadeuszek zrozumieć nie potrafił, wyszczerzył zęby i zamierzył się batem :
– Nooo! Już mi stund ! - warknął.
 
Prawie zaraz potem ostrężyny wypalił a rachityczne drzewka wykarczował i zwalił w jedną kupę chrustu. Okazało się wtedy, że była w tych zaroślach sterta kamieni zebranych kiedyś z pól, więc je niemałym wysiłkiem zwiózł na podwórze swojego domu. Porosły tam potem mchem i trawą.
A Tadeuszek płakał długo nie mogąc pojąć wyrządzonej mu krzywdy. Jemu i temu wszystkiemu, co było przecież samym tylko pięknem. I miał przy tym niejasne podejrzenie, że on się bardzo do tego zniszczenia przyczynił, bo Jaskot nigdy tego oczyszczonego skrawka ziemi nie uprawił. Ironicznie za to przyglądał się odtąd spotykanemu przypadkiem Tadeuszkowi, który teraz siedząc pod gruszą z całej siły próbował zapomnieć o tej  pustce, jaką miał za plecami, a która przecież właśnie teraz zaczynałaby się już mienić odcieniami złota i purpury ,tajemnicami zapachów i szelestów ...
Umęczyło go bardzo to niepatrzenie. Z dwu kłopotów wybrał w końcu dom i nie odwracając się ani na moment powrócił do niego.

- Znowu tam chodziłeś.- przywitała go babka. – I po co? A kiedy Tadeuszek milczał dodała
– Zobaczysz dziecko, jeszcze trochę, a wszystko to odrośnie. Odrośnie ,na pewno...
i popatrzyła z wielką niechęcią na widoczne za oknem dachy domów.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika andzia

20-09-2014 [19:40] - andzia | Link:

Dziecko nie wie,iż nie należy rzucać pereł przed wieprze ...
Panie Ryszardzie,często sięgam do "Starej baśni" Kraszewskiego tylko po to,żeby przeczytać pierwsze dwie strony,opowiadające o porannym budzeniu się puszczy ...
Czytając Pana opis "najczęściej niską wierzbiną, między którą najpierwsze zapalały się kaczeńce, potem wełnianki , mlecze i lepkie jaskry ...",widziałam te kolory,czułam zapach ...,nawet nie potrafię nazwać uczuć które mi towarzyszą podczas czytania takich tekstów.
Życie ludzi i życie przyrody ...
Dziękuję i pozdrawiam.