Magdalenka do rozporka zerka

Rozsądek podpowiada, że nie warto kopać się z koniem. Wariantów tej prawdy(?) jest na pęczki. A to, że głową muru nie przebijesz. A to, że nec Hercules contra plures. A to, że na układy nie ma rady, międzynarodowe zwłaszcza. Wedle heroldów awangardy postępu Polska jest krajem faszystów, ksenofobów i antysemitów. Róża T. locut, causa finita! Podczas Drugiej Wojny Światowej Polacy zabili więcej Żydów niż Niemcy, sorry, naziści. I basta!
Tu warto przypomnieć, że to nie kto inny, tylko Polacy właśnie sprowokowali ten kataklizm, czego dowodzi paradokumentalny film: „Jak rozpętałem Drugą Wojnę Światową”. Trudno się więc dziwić, że jacyś sfanatyzowani lewacy blokują marsze narodowców wrzeszcząc: no pasaran. Pewnie czytali Broniewskiego. „Umierający republikanie brocząc obficie krwią ze swych ran wypisywali palcem na ścianie(…) no pasaran!” Tyle, że nie zawsze była to ich krew, bo w trakcie wojny domowej w Hiszpanii wyrżnęli kilkanaście tysięcy zakonnic i księży katolickich. Za takie między innymi zasługi Dąbrowszczacy wchodzący w skład brygad międzynarodowych broniących Madrytu przed generałem Franco mieli do niedawna ulicę
w Warszawie. Dla równowagi gdzieś na antypodach powstał hymn na cześć pilotów hitlerowskiego legionu Condor, który unicestwił Guernicę, „El Condor pasa”.
 
Sam już tracę rozeznanie, kiedy kpię, a kiedy piszę serio. Ale monstrualna rozróba po uchwaleniu nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej kusi mnie do jazdy po bandzie. Tyle, że tam aż po krawędź panuje tłok harcowników wszelkiej maści. Banda przypomina więc wirówkę nonsensów albo używając nomenklatury bardziej przaśnej, wialnię. Mieszczuchom wyjaśniam, że wialnia to urządzenie oddzielające ziarno od plew.
I plewy powielające oszczerstwa Grossa jako lżejsze wirują swobodnie w przestrzeni publicznej, ziarno zaś kiełkuje powoli. Dosyć tych agrotechnicznych odniesień. Kuszące rozważania o przeoraniu Polski przez kilka następnych kadencji zostawiam na inną okazję.
Faszyzm nad Wisłą szaleje, nic zatem dziwnego, że Generatory Rzeczywistości Urojonej larum grają. Wystarczy jakaś iskra i obrzydliwy hejt przepoczwarzy się w pogromy. Pretekstu może dostarczyć choćby pięćdziesiąta rocznica wydarzeń marcowych. Pożyjemy, zobaczymy. Teraz wszak trwa raczej polowanie z nagonką na antysemitów. Od razu polowanie. W kraju, gdzie aż roi się od nazioli, judeo sceptyków można łowić garściami niczym karpie w Łazienkach. W chawirach Antify i innych zacnych organizacji od dawna powstają listy proskrypcyjne podleców negujących współudział Polaków w holocauście i tropicieli osobników żydowskiego pochodzenia udających rdzennych Słowian.
 
Ostatnio funkcjonariusze poprawności politycznej dorwali panią Magdalenę Ogórek. Otóż ośmieliła się ona przypomnieć prawdziwe nazwisko Marka Borowskiego. Horrendum! Zainspirowany hejtem jaki wylał się na tę świetną pod każdym względem publicystkę(szczególnie pikantnie zabrzmiał wpis: Magdalenka do rozporka zerka), zamierzam za tydzień wysmarować eseik onomastyczny. Dziś bowiem przekroczyłem już liczbę znaków zdolną do przyswojenia bez ziewania. Za zwiastun tego tekstu niech posłuży stary dowcip.
 
Do urzędu stanu cywilnego przyszedł żydowski kupiec i poprosił o nowe nazwisko, choć zaledwie przed rokiem zmienił personalia z Sztolcman na Radziwiłł. Teraz pragnął nazywać się Zamoyski. Swą decyzję wyjaśnił następująco.
- Gdy z moją aparycją przedstawiam się: Radziwił, dociekliwi pytają ironicznie: a wcześniej. Zaś jako Zamoyski odpowiem dumnie: Radziwiłł.
 
Sekator
 
PS.
 
- Onomastyka, onomastyka… - zastanawia się mój komputer. - Czy to aby nie jakieś zberezeństwo?
- Zaręczam ci - mówię protekcjonalnie - że nawet to, o czym myślisz, jest zaledwie dość powszechną przyjemnostką. Zaś onomastyka to nauka o nazwach własnych, w tym nazwiskach.