„Putinbal ante portas”, czyli felietonik zatłoczony.

Za Gomułki i Gierka zatłoczone były pociągi – świetnie to pamiętam.

Pamiętam... wchodzenie do przedziałów przez okna (to, szczególnie podczas wyjazdów wakacyjnych) albo na Dworcu Głównym wspinanie się do pociągu relacji Warszawa-Bielsko Biała na torach postojowych, zanim jeszcze podjechał na peron (to podczas wyjazdów na Wszystkich Świętych).
Wszystko to były wrażenia niezapomniane i szkoła życia zarazem.

Podobnie, jak jazda w kiblu, szczególnie, gdy ktoś z tego kibla nie tyle chciał, co musiał skorzystać.

A te zatłoczone PKSy, które się... nie zatrzymywały na przystankach, bo w nich miejsca nie było i już. To z kolei hazard był – można było obstawiać:
zatrzyma się czy nie? A następny PKS....za 2 godziny i też pewnie, zatłoczony.

Miejska komunikacja też zatłoczona była, a wszystko z to jednej przyczyny:
bo w PRLu dużo ludzi było (i mało samochodów osobowych) – zupełnie odwrotnie, niż teraz.

Zatłoczone też za Gomułki i Gierka były więzienia, bo się z kryminalistami nikt nie obcyndalał.
I to było piękne.

Owszem – przesiadywali w nich też i Jacek, i Bronisław drogi, i Adaś, i Bolek nawet, ale ja tu legendowaniem aktywów się zajmował nie będę, bo na tym portalu zapewne są od tego prawdziwi fachowcy, to po co im w paradę wchodzić.

Ale cyk Walenty – na bok sentymenty!

Co ja tam Gomułką i Gierkiem będę tu patriotycznej Publiczności sempiternę za przeproszeniem zawracał, gdy Putinbal ante portas, a rzeczone portas nawet na kołek nie niezamknięte.
Putinbal, jak wspomniałem, ante portas, już-już nam tu wzorem Leonida Iljicza gospodarską wizytę złoży, nasz kaszubski Van Donpuy przezornie wybrał tworzenie  przyczółka rządu na uchodźstwie z siedzibą w Brukseli (i okienkiem kasowym w Berlinie), a wiadomością nr 1 w trzecioerpowskich mediach są...zatłoczone magazyny z gazem.

Ruskim.
Nie wiem, kto wymyślił tego językowego potworka i jaką kasę za to wziął, ale można się było przekonać, że media tego koszmarka stosują en masse:

PGNiG uspokaja: Rekordowe zatłoczenie
Magazyny w pełni zatłoczone

Itd. itp.
A wszystko dlatego, że ruskie, zamiast nas atomem sieknąć, jak eksperci i analitycy straszyli jeszcze dni temu parę, zwyczajnie i na chama kurek z gazem przykręcili, choć to nie zima, a śliczny koniec lata („...a lato było piękne tego roku...”).

Nawet nie zakręcili, a jedynie przykręcili, bo jak mawia Putin – sładkoje na kaniec, czyli pewnie zakręcą na amen dopiero, jak mróz u nas ściśnie.

Dlatego proponuję zacząć się modlić – nawet, jak kto (jak to wśród tuzów niepokornego dziennikarstwa w modzie) „platonista”, żeby te +10°C w środku stycznia było.
Tym bardziej, że media hurtem zapewniają, że nie ma strachu, że gaz odpowiada jedynie za 15% naszego zapotrzebowania energetycznego, że 25-30% mamy gazu ojczystego, i że te zatłoczone magazyny zatłoczone na prawdę, a nie tylko pijarowo, czyli

Nikt nam nie ruszy nic, nikt nam nie zrobi nic,
Bo z nami Śmigły, Śmigły, Śmigły-Rydz!”

Śmigły nie śmigły – jak się wojna zaczęła, to sp...ł zagranicę, zupełnie jak nasz van Donpuy, czyli wychodzi na to, że, jak w starym dowcipie - dobrze, to już było.

Tym bardziej, że Rosjanie na takie zapewnienia (bo ja znam rosyjski i wszystkim naukę tego języka polecam) mawiają:
ложь на лжи и ложью погоняет, co się tłumaczy w wersji soft jako „nie do końca zgodne z prawdą”, ale w tłumaczeniu precyzyjnym brzmi niestety znacznie mniej elegancko i obawiam się, że mogą mieć rację.

Dlaczego tak sądzę?

Bo ja stosuję do polityków, dziennikarzy się im wysługujących i całej tej menażerii tzw. zasadę ograniczonego zaufania, znaną z przepisów ruchu drogowego.
Ograniczonego do tego stopnia, że jak mówią tak – ja wiem że to znaczy nie.

Jak mówią dobrze – wiem, że to znaczy źle, a jak bardzo dobrze – to znaczy fatalnie itd.

To tak, jakby kierowca jadący przede mną włączał prawy kierunkowskaz, a ja i tak wiem, że on skręci w lewo.

I dzięki temu jeszcze żyję – czego i Państwu życzę.