Dorn, jak bura suka

Ta bura suka to jego powiedzonko. Trzeba powiedzieć, ze plastyczne i trafiające do wyobraźni. Tylko, że  puszczając je w obieg, nie przewidział tego, że sam kiedyś podpadnie pod obrazek, psiny zapuszczonej, wygłodzonej i bezpańskiej, zewsząd odganianej kijem.
W rozmowie z portalem wPolityce dalej łasi się do Tuska, ale z jego słów można wyczytać, że robi to ze świadością możliwej porażki, że odpowiedzią może być wystawiona na wycieraczkę miska z czarną polewką. Mówi też, że choć rubelka nie zarobi, to i cnoty nie straci. Tą cnotą ma być to, że nie jest taki, jak Kamiński i nie sika na nogawki Kaczyńskiemu. Tak mu się przynajmniej wydaje, ale ma swoje lata i nawet gdyby zdawał sobie z tego sprawę, to nie chwaliłby się przecież, że już stracił nad sikaniem kontrolę. 
Inaczej to wygląda, gdy miarą cnoty nie jest Kamińskii i gdy się pamięta skąd wyszedł i dokąd zmierza. A wyszedł z partii, która ma swoją nazwę, będącą zarazem jej projektem i jakby nigdy nic stara się o względy biznesmenów spod śmietnika i cmentarnych alejek i przekazów pieniężnych w reklamówkach. Wiedząc przy tym, ze zawsze byłby tam nikim, nawet przy takiej choćby damie, co kiedyś starała się robić karierę na odżydzaniu mediów.
Czy ma to coś wspólnego z cnotą? Przypuszczam, że wątpię.