Czkawka po puczu

Jakże bliskie pokrewieństwo łączy określenia: elita i margines. Oba dotyczą mniejszości, jedno godnej, drugie szemranej. Aby zachować klarowność rozróżnienia pominę termin elyta, którym na własny użytek definiuję degenerujące się aksjologicznie elity III RP.
Do niedawna nie przekładałem takich wprawek socjologicznych na własną egzystencję. Sądziłem bowiem, że w zasadzie należę do większości we wszelakich jej przejawach, czyli mieszczę się w średniej statystycznej. Złośliwi mogą więc uznać mnie za przeciętniaka. Na prywatny użytek stosuję przychylniejszą interpretację, ale mniejsza z tym.
Aż tu nagle dowiaduję się z liberyjnych mediów, że moje poglądy polityczne plasują mnie w kołtuńskiej mniejszości, ba, ledwie w garstce oszołomów. Nie wiem wszak czy należę do elity czy jestem na marginesie? W każdym razie funkcjonariusze propagandy medialnej zaliczają mnie do nieszczęśników, zmanipulowanych przez pisiorską propagandę wbijaną nam do pustych łbów przez państwową telewizję. Bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzy w pięćdziesięcioprocentowe poparcie dla zjednoczonej prawicy. Czyżby zatem, o zgrozo, sondażownie fałszowały wyniki?
Nie muszą. Ankietowani lękając się zemsty PiS deklarują poparcie dla dobrej zmiany, choć w głębi serca sprzyjają demokracji. Co więcej, paniczny strach przed totalitarnym państwem zmusi za rok obezwładnione terrorem ofiary do głosowania na PiS w wyborach samorządowych, a potem w kolejnych. A i tak wraża dyktatura na wszelki wypadek sposobi się do fałszowania rezultatów, jeśli okażą się niekorzystne dla kaczystów. I tylko jacyś upierdliwi znawcy manipulacji socjotechnicznych przebąkują, że cały ten zgiełk totalnej opozycji przygotowuje grunt do tłumaczenia przyczyn pasma klęsk wyborczych, żeby elyty miały o czym donosić do Brukseli.
Oczywiście tematów do donosów nie brak I teraz. Zresztą na tym rynku nigdy nie panowała posucha. Korwin Mikke na przykład został niedawno skazany przez niezawisły sąd za walnięcie w pysk kapusia SB. Ów niegdysiejszy TW już jako jawny parlamentarzysta bruździ nadal Polsce, tym razem w Brukseli.
Na marginesie, byłbym wdzięczny za informacje, jaką role odegrał Michał Boni w storpedowaniu ambitnego projektu medialnego z przełomu wieków. Myślę o pracach nad “Dziennikiem Krajowym” wzorowanym na “USA Today”, który wówczas miał być przeciwwagą dla “Gazety Wyborczej”. Temu przedsięwzięciu patronował podobno sam Zbigniew Brzeziński i senat USA. Rok przygotowań, profesjonalny zespół, sprzęt za miliony dolarów i klops. Zważywszy na nazwiska niektórych członków kolegium redakcyjnego sprawa miała bez wątpienia drugie i trzecie dno…
A propos dna. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji ukarała stację TVN 24 półtoramilionową grzywną za manipulacyjny sposób relacjonowania puczu sejmowego z grudnia ubiegłego roku. I tak po niewczasie żałosna rewolta odbiła się czkawką medialną obrońcom wolności słowa. No to też sobie trochę poczekam. Stanowczo protestuję przeciw szykanowaniu TVN! Im więcej chamówy propagandowej wycieka z tego generatora rzeczywistości urojonej, tym bardziej zjednoczonej prawicy rosną notowania. No, a ja doskonale się bawię. Gdyby nie istniały takie perły liberyjnego dziennikarstwa jak Kropka nad i, Szkło Kontaktowe, Drugie
Śniadanie Mistrzów, Czarno na Białym, a zwłaszcza Babilon, należałoby je stworzyć ku uciesze kołtunów mojego pokroju i satysfakcji zacnych telewidzów, którzy traktują te programy serio. W każdym razie teraz i wilk jest syty i owca cała. Czegóż chcieć więcej?! Odrobiny przyzwoitości? Żartowałem.
 
Sekator
 
PS.
 
- Babsztylon? Nie kojarzę tej audycji - głośno myśli mój komputer.
- Sporo tracisz - zbywam go bez sprostowania i wyjaśnień.