Brzydula i Krokodyl Dundee

W naszej wyobraźni pokutuje przeświadczenie, że to co dobre i wartościowe broni się samo a w podświadomości głęboko zapisana jest bajka o Kopciuszku, która wpisuje się w archetyp miłości niemożliwej, odnajdywany w losach Tristana i Izoldy, Abelarda i Heloizy, czy Romea i Julii. Historia Tristana i Izoldy jak twierdzi Denis de Rougemont w książce pod tytułem „ Miłość i świat kultury zachodniej” jest wzorcem tego co w naszej kulturze uważane jest za miłość. Miłość jest irracjonalna, spada na zakochanych jak fatum. Symbolizuje to napój miłosny, który przez pomyłkę służąca podała Tristanowi i Izoldzie. Miłość jest z definicji niewinna, jest poza dobrem i złem gdyż dotyka kochanków jak choroba, nie z ich wyboru i nie z ich winy. Czytelnik identyfikuje się z romantycznymi  kochankami, a nie z ich prawowitymi małżonkami – mężem Izoldy Markiem czy żoną Tristana- Izoldą o białych dłoniach. Miłość jest nieszczęśliwa, przynosi zakochanym więcej cierpień niż rozkoszy. Miłość jest wreszcie w tajemniczy i głęboki sposób związana ze śmiercią. Udręczeni kochankowie po wielokroć śmierci pragną i śmierć jest naturalnym rozwiązaniem ich perypetii. Czy możemy sobie wyobrazić pisze de Rougemont, że Izolda poślubia Tristana, gotuje mu obiady, rodzi mu dzieci,  a obydwoje starzeją się i przestają być piękni. Tristan i Izolda musieli umrzeć, żeby żyć wiecznie w pamięci ludzkiej jako symbol kochanków wszystkich czasów.  Trędowata Heleny Mniszek powiela ten sam schemat miłości niemożliwej ze względu na różnice środowiskowe zakochanych. Stefania podobnie jak archetypiczne bohaterki dawnej literatury umiera i jest to jedyne sensowne rozwiązanie jej sytuacji.  Współczesne historie miłosne zreformowały jednak schemat Tristana i Izoldy. Bohaterowie nie są uśmiercani, wręcz przeciwnie historie kończą się happy endem. Po wielu perypetiach kochankowie odnajdują się i żyją potem długo i szczęśliwie. Dobrym przykładem współczesnej modyfikacji schematu miłości zakazanej jest powtarzany obecnie serial oparty na filmie "Ugly Betty" – angielskojęzycznym remake'u popularnej kolumbijskiej telenoweli  „Yo soy Betty la fea". Polskim tytułem serialu jest Brzydula.
Zarówno w Trędowatej jak i w Brzyduli bogaty i odrobinę zblazowany młody człowiek znudzony relacjami z pustymi kobietami ze swego środowiska prawdziwe wartości odnajduje w kobiecie z niższej klasy społecznej, którą jego środowisko pogardza albo jej nie dostrzega. Odnajduje w niej uczciwość, lojalność, inteligencję, życzliwość dla ludzi, a przede wszystkim zaprzeczenie tych wszystkich cech, które zdążyły go znudzić i zrazić w środowisku własnym takich jak próżność, hipokryzja, snobizm. Zafascynowany Stefanią ordynat Michorowski nie zamierza jednak porzucić arystokracji, zostać drobnym urzędnikiem albo nauczycielem, oraz zamieszkać ze Stefcią w jej ubogim domu aby kultywować głębokie wartości jej rodziny. Wręcz przeciwnie gdyby udało mu się wprowadzić Stefcię do rzekomo pustego i bezwartościowego świata arystokracji korzystałaby ona do woli z uroków bogatego i próżnego życia, które podobno tak ją brzydziło. Podobnie tytułowa Ula Brzydula nie zamierza wprowadzić Marka do swego nędznego domku w Rysiowie, a Marek nie planuje zatrudnienia się na zmywaku w knajpie Wersal. To Ula przesiądzie się do wspaniałego samochodu, będzie jadać w luksusowych restauracjach i nocować z Markiem w drogich hotelach.
Bohaterki wszystkich tych opowieści wydają się być po prostu niedostrzegane przez środowisko do którego aspirują, ale w ostateczności zdobywając ukochanego zdobywają zarazem pozycję społeczną. Ich historia to historia motyla, który wykluł się z poczwarki, to historia brzydkiego kaczątka z baśni Andersena. Brzydula gdy trochę o siebie zadba okazuje się być piękną kobietą, Kopciuszek w balowej sukni przestaje wyglądać jak uboga sprzątaczka. Ostatecznie to nasze heroiny dostosowują się do standardów powierzchownego i zepsutego świata, a nie świat dostosowuje do nich, choć na pozór wydaje się, że tym światem pogardzają i promieniują wyłącznie wewnętrznym blaskiem. Ich zalety moralne okazują się być tylko wabikiem, na który zdobywają zblazowanego i niedostępnego dla nich na pozór mężczyznę.
Jednym ze współczesnych obrazów konfrontacji dwóch nieprzystających światów, a mianowicie świata trapera żyjącego w australijskim buszu i nowojorskiej socjety jest Crocodile Dundee  czyli „Dundee- łowca krokodyli”. Tytuł niefortunnie został przetłumaczony w polskiej wersji jako „Krokodyl Dundee”, jakby film dotyczył jakiegoś sympatycznego gada, a nie człowieka z przydomkiem krokodylowy. Tytułowy bohater Dundee radzi sobie równie dobrze w buszu jak i w dżungli wielkiego miasta i wygrywa nie tylko w konfrontacji z prawdziwym gadem czy jadowitym wężem lecz z nowojorskimi gangsterami. Dundee uzbrojony tylko  ( żółte wykasować )w ogromny nóż nie tylko nie pozwala skrzywdzić Sue, dziennikarki, która przeprowadzała z nim wywiad w Australii i w której oczywiście się zakochał lecz potrafi w tym wrogim i niesympatycznym mieście zaprzyjaźnić się właściwie z każdym-   z taksówkarzami, policjantami, ulicznicami, obsługą hotelową i z groźnymi psami broniącymi rezydencji ojca Sue. Narzeczony Sue, naczelny redaktor jednego z pism, których właścicielem jest jej bogaty ojciec prezentuje się przy Dundee wręcz żałośnie wiec nic dziwnego, że Sue wybiera łowcę krokodyli wyznając mu publicznie miłość na zatłoczonej stacji metra. Kapitalna jest scena gdy Dundee staje wobec zagadki dwóch sedesów w łazience  luksusowego hotelu. Sue zostawia go z tym problemem. Dundee nie usiłuje umyć w bidecie twarzy jak to nagminnie robili zajmujący kresowe pałace sowieccy oficerowie lecz najpierw przymierza do bidetu swój traperski but, a potem podekscytowany odkryciem właściwego przeznaczenia bidetu dzieli się swoją wiedzą z Sue przez hotelowe okno. To nie Sue wprowadza ukochanego do swego snobistycznego świata lecz przeciwnie oświadcza, że pragnie być dziewczyną z buszu.
Wartości Dundee wygrywają na każdym froncie i dlatego lubię ten film.

Tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie