Tato w Wehrmachcie

Jeśli ma się szczęście, można spotkać osobę, która swym wewnętrznym ładem, prawością, czystością, otwartością potrafi nas przekonać  do czegoś ważnego, zmienić nas na lepsze.
Z Józkiem P. przez rok dzieliliśmy pokój,  studencką kwaterę w kamienicy przy ulicy Oleśnickiej. Pochodził z Niedobczyc na Górnym Śląsku. Studiował kolejny rok prawa. Rzetelnie przerabiał kodeks za kodeksem i często się zdarzało, że obaj pławiliśmy się w jurydycznych rozmaitościach. Nie żałowałem na to czasu, kontakt z myślącym rówieśnikiem, z którym łatwo znalazłem wspólny język, stawał się dla mnie wartością nadrzędną , stojącą ponad własnymi zadaniami, polegającymi na zajmowaniu się mniej ciekawą nauką.
Jeszcze inną nieocenioną wartością w Józku były jego autentyczne wiara i pobożność. To też były szalone  tematy do wzajemnych inspiracji. Wciągnął mnie on nawet na krótko do akademickiej wspólnoty w pobliskim kościele. Nie mogłem się tam jakoś przyjąć,  ale poznałem przy okazji osoby z jego stron – niezwykle sympatyczni byli ci Ślązacy.
Józek przybliżył mi cały ten niezwykły kraj. Jego ojciec był górnikiem. Pod ziemią pracowali jego wujowie i on sam. Nie dostał się na prawo za pierwszym razem i czekał rok na następne podejście, zatrudniwszy się na  kopalni. Rodzina górnicza i doświadczenie w tej pracy czyniły mojego towarzysza prawdziwym almanachem wiedzy o swojej krainie.  Moja sympatia dla Górnego Śląska, zrodzona w tamtym czasie, niezmiennie trwa i żyje we mnie do tej pory. Wprowadzony w ten świat przez przyjaciela z Niedobczyc, znalazłem tam za jakiś czas chwilową życiową przystań i wszystko się potwierdziło. Wspominam serdecznie wspaniałych ludzi, jakich dane  było mi poznać – z Szombierek, z Bobrka, z Gliwic, z Tarnowskich Gór. Bez józiowego wtajemniczenia nie potrafiłbym zgłębić ich dusz i pewnie nie staliby w moich oczach jako coś wyjątkowo wartościowego na polskiej ziemi. Wewnętrznie zrównoważeni, pracowici i skromni różnią się wyraźnie od innych grup etosu polskiego. Praktyczność, szczerość  i odwaga biorą się z ich wiary w Boga i z odpowiedzialnej, trudnej pracy w przemyśle.
Po latach wracam do tej przyjaźni ze względu na zapamiętany fragment historii rodzinnych Józka. Bez odrobiny jakiegoś wstydliwego oporu opowiadał mi, przyjmującemu to jako coś zupełnie naturalnego i ludzkiego, o służbie swojego taty w Wehrmachcie. Dla nas obu było to oczywiste, że taka sprawa, dotycząca naszych korzeni, pochodzenia, rodziny, legitymacji takiej lub innej, nie mogła być ominięta,  zasłaniana i ustępować innym, bardziej błahym  aspektom tworzywa z jakiego ukształtowane są nasze postaci. Kto robi uniki, nie szuka, ten stawia się w niskiej kategorii lokajów fałszu.
Ojciec Józka był czołgistą. Walczył na froncie zachodnim i został wzięty do niewoli przez Amerykanów. Zatrudnili go w piekarni i za swoją pracę dostawał odpowiednie wynagrodzenie. Uzbierał tych dolarów sporo i w perspektywie miał ułożenie sobie życia na Zachodzie albo powrót do narzeczonej pozostawionej w Niedobczycach. Wybrał to drugie. Z walizami pełnymi prezentów dla bliskich z grubym plikami  banknotów w kieszeniach wylądował w jakimś porcie w Polsce. Natychmiast został przez Sowietów, pilnujących tu porządku, pozbawiony wszystkiego. Dobrze, że cały i zdrowy dotarł na Śląsk do swojej wybranki. Mógł zacząć szczęśliwe życie pod bolszewickim panowaniem.
Pierwszym, oczywistym dla nas  chłopaków morałem, wynikającym z tego rodzinnego wątku, była ujawnienie,  jaka jest różnica pomiędzy światem wolnym a komunizmem.  Fakt, że Ślązaka wcielono do niemieckiej armii było dla nas amatorów poznających mechanizmy dziejów, kwestią wtórną, niepodlegającą dyskusji. O świecie wolnym mogliśmy wtedy tylko pomarzyć...
Minęły lata. Dużo lat. Zdążyły nawet powstać opinie, że oczekiwana wolność już do Polski zawitała, że nie zostanie się w majestacie konstytucji ograbionym z pieniędzy i wiary w uczciwość. Ale to tylko propaganda.
Kiedyś w kościele spotkałem znajomą. To taka luźna aczkolwiek wieloletnia już znajomość z racji jej pracy o charakterze publicznym. Nasze zetknięcie się po nabożeństwie miało charakter niespodzianki, kościół gdzie to nastąpiło znajdował się dość daleko od naszych parafii. Przywitaliśmy się ze szczerymi uśmiechami  i zamieniliśmy kilka grzecznościowych zdań, jak to starzy znajomi odnajdujący się w obcym miejscu. Niewątpliwie był to ktoś należący do osób miłych i sympatycznych - to jedno. Istniała jednak odwrotna strona medalu,  można powiedzieć ciemna, i wiadomym też pani było, że ten rewers jest mi znany.
O znajomej wiedziałem, że jest zawsze po właściwej stronie, praktycznie to po jednej - czerwonej, tej trzymającej władzę w Polsce. Zawsze siedziała w samym środku pasożytniczej,  urzędniczej koterii duszącej ten kraj. Dzięki swemu sprytowi i niepowszedniej inteligencji potrafiła do maksimum wykorzystywać dla siebie swoją pozycję, manipulując niewiedzą petentów i oferując tzw. swoją  „pomoc”. Krótko mówiąc, był to skorumpowany, złodziejski element.
Jej obecność w kościele, nie z racji specjalnych okoliczności, zaskoczyła mnie. Nauczony wieloletnim doświadczeniem nie umiałem nie podejrzewać, że pojawiła się tutaj służbowo, że przywiodło ja tutaj jakieś  zlecenie ciemnych sił. Znalazłem się w rozterce, która trwa do tej pory. Jeśli nieprawdą są moje podejrzenia (chyba w dzisiejszych czasach nieprześladowania bezpodstawne), to zaiste jestem podły. A jeśli nabożność tej osoby nie jest szczera, jeśli to tylko przykrywka dla mnie i podobnych mi szaraczków, wtedy okazuję się głupcem rolowanym przez hulające zło. Nie mogę w swoim sumieniu stanąć  pośrodku. Albo jestem podły albo głupi. Nie ma „pomiędzy”.
W tym mechanizmie upadlania  widać każdą śrubkę – czyjaś podłość upadla każdego. Kościół tworzony przez takich ludzi staje się pośmiewiskiem, gdy uczestniczy w przedwyborczych maskaradach, zamiast grzmieć. Dlatego przywołuję z odległych lat pamięć o ludziach jasnych, mocnych, w żadnym stopniu niezakłamanych. Tacy, podobni do mojego przyjaciela ze Śląska, kiedyś istnieli. Chciałbym, żeby to przypomnienie coś uratowało i zmieniło, zanim wszyscy staniemy przed Najwyższym Trybunałem.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika angela

13-08-2014 [12:37] - angela | Link:

Niestety dosyc powszechne, ja sama znam kilka takich osob, niby nawrocone, modlace bardzo, ale dotychczasowy kurs trzymaja.
Ja obserwuje i omijam, Bog ich osądzi.