Putin i prezenty

Przyznaję, że nie dałem Włodzimierzowi Putinowi żadnego prezentu na 65. urodziny. Ze skąpstwa. Dla zasady. No, chyba, żebym rózgę mu przesłał. Gdybym był złośliwy, podarowałbym mu … kota., bo on akurat uwielbia psy. Otrzymał zresztą kilka takich „psich” prezentów. Siedemnaście lat temu dostał sukę rasy labrador. Sprezentował ją ówczesny minister do spraw nadzwyczajnych Siergiej Szojgu. „Connie” była ulubienicą Putina, a sprytny Szojgu jest w tej chwili wpływowym szefem MSW. Siedem lat temu Putin dostał od premiera Bułgarii Bojko Borisowa paromiesięcznego owczarka. Nie wiem jakie są losy psa ‒ wabił się „Buffy” - ale sam Borisow został znów szefem rządu w Sofii.

Pięć lat temu gospodarz Kremla dostał od Japończyków psa ichniejszej rasy akita. Wabił się „Jume” czyli „Marzenie”. Głaszcząc go, mógł sobie Putin pomarzyć, że kiedyś będzie, jak było dawniej: „kurica nie ptica, Polsza nie zagranica”. Cóż, marzenia nic nie kosztują.

Ostatnim psem w prezencie był ten od prezydenta Turkmenistanu. Podobno Putin dostał go w zamian za obietnicę, że nie tylko zapamięta, ale także powtórzy nazwisko głowy państwa dawnej Turkmeńskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Facet nazywa się Gurbanguły Berdimuhamedow, a pies – ałabaj. Przy czym ałabaj to rasa, na nasze – owczarek środkowo-azjatycki. Skośnooki prezydent Turkmenistanu uniósł go, aby pokazać gościom i kamerom – to się psu nie podobało, a potem wręczył go prezydentowi Rosji ‒ a to się psu nie spodobało jeszcze bardziej.

Ale poza psami Władimir Władimirowicz inkasował też – już jako prezydent Federacji Rosyjskiej! ‒ alkohol, słoiki z przetworami, szaliki i wędki. Od moskiewskich studentek dziennikarstwa dostał kalendarz erotyczny z ich podobiznami ‒ „My Was lubim” ‒ napisały studentki na kalendarzu. Nie wiem czy w Rosji dalej obowiązuje ius primae noctis czyli prawo pierwszej nocy, ale zdaje się, że Putin był kontent.

Rosyjski prezydent dostał też Maszę. Nie, to nie była studentka. To było tygrysiątko. Niestety, ochrona Putina nie chciała czekać aż tygrysiątko stanie się tygrysem i zrobi to, co prawdziwe tygrysy lubią najbardziej.

Żeby nie było tak, że Putin tylko brał. Gospodarz Kremla też dawał. Premierowi Włoch sprezentował... łóżko. Cóż, Silvio „Bunga-Bunga” chyba zrozumiał aluzję, ale na pewno nie poczuł się urażony. Nawet – wręcz przeciwnie. Poza łóżkiem Rosjanie masowo dawali w imieniu prezydenta FR ‒ prezenty, jak np. UBSy ‒ gdzie instalowano podsłuch. Tak, to pragmatyczna nacja. Obdarowani nie powinni mieć pretensji: przecież wiedzieli, że towarzysz Putin to pułkownik KGB.

Na koniec dobra i zła wiadomość. Najpierw dobra: Putin dostał też krokodyla. Zła wiadomość to taka, że krokodyl był... kryształowy. Myśl, że mógłby być prawdziwy powoduje, że się rozmarzyłem. A jak już napisałem wcześniej: marzenia nic nie kosztują...

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (25.10.2017)