Nowa Gdynia czyli powstrzymać kacapa

Siedmiolecie rządów Tuska oczywiście ma swój ciężar gatunkowy. Lista dokonań i zaniechań jest długa i znana, a krajobraz, który po tych siedmiu latach widzimy, trafnie i syntetycznie określił minister Sienkiewicz, językiem, który jest zrozumiały dla środowiska rządzących. Jakoś tak już przyzwyczailiśmy się do tego stanu, w którym znajduje się Polska zarządzana przez IIIRP – totalnej niemocy, potiomkinowskich wsi kreowanych przez propagandę i manipulacji medialnych zamydlających rzeczywistość, dojutrkowania i braku wizji państwowej. Jednakże kilka dni temu odkryto masowy grób w Słowiańsku we wschodniej Ukrainie, z nierozpoznanymi jeszcze ciałami (a wszystko wskazuje na to, że są to obywatele „zaginieni” w trakcie okupacji tego miasta przez rosyjskich terrorystów). Po wyzwoleniu przez siły rządowe na jednym z głównych placów znaleziono płytko zakopane zwłoki. A jeszcze wcześniej ruscy zestrzelili samolot pasażerski, obrazy z telewizora znamy i pamiętamy, i porównujemy. Miejscowa ludność i terroryści rozgrabili miejsce upadku samolotu. Jakaś ruska bladź pochwaliła się na Facebooku, że „ma maskarę prosto z Amsterdamu”. Jednym słowem – bolszewicka dzicz. Tylko te dwa przytoczone tu zdarzenia i nasza pamięć o Smoleńsku powinna na nowo uświadomić nam w jakim to miejscu historii się znajdujemy i co się wydarzy, jeśli nie nastąpi opamiętanie narodu, który przez lata wybierał na najwyższe stanowiska Tuska i jego kamarylę. Otóż słowa „ciepła woda w kranie” oraz „nie pójdę na antyrosyjską krucjatę” oznacza całkowitą kapitulację przed wyzwaniami współczesności, przed tym co niesie nam przyszłość. Już na początku swoich rządów Tusk powiedział, że nie będzie w Polsce wielkich projektów jednoczących naród wokół jakiegoś celu. Ta ciepła woda w kranie oznaczała codzienność bez wizji państwowej, trwanie dla samego trwania, dryfowanie. Okazało się jednak, że przy takim postawieniu sprawy propaganda rządowa nie ma paliwa do usypiania obywateli. Jeszcze za rządów PiS Polska została współorganizatorem mistrzostw Europy w futbolu. Propagandziści rządu Tuska usiłowali wykorzystać to wydarzenie do wywołania wrażenia, że przygotowania do tych mistrzostw są właśnie takim przedsięwzięciem, takim „wielkim projektem” dla Polski, na miarę Gdyni. Oczywiście nic z tego nie wyszło, bo podciągnięcie budowy za drogich stadionów pod przełom cywilizacyjny, kontrast który w tym jest, sam w sobie powoduje efekt komiczny. Jeśli dodać do tego ciekawe przypadki zacinania się dachu stadionu narodowego, „Basen Narodowy”, memy internetowe z tym związane, to Tusk i spółka żałowali, że usiłowali wykorzystać Euro 2012 do działań propagandotwórczych. Oczywiście cała rzesza uwiedzionych psychomanipulatywną propagandą kupiła ten przekaz, jednakże była to tylko i wyłącznie propaganda, nie służąca dobru wspólnemu, a przede wszystkim – nie służąca zachowaniu niepodległości i całości Rzeczypospolitej. Tak więc rządzący wiedzą, że nie da się efektywnie sprawować władzy bez „wielkiego projektu”. Ale równocześnie wiedzą, że w ich wykonaniu wyjdzie z tego satyra i materiał do kabaretu – wobec tego zaprzestali nawet próbować kreślić jakieś plany tego rodzaju. Można oczywiście w ten sposób rządzić, gdyby nie to, że Polska znajduje się między Niemcami a Rosją i gdyby nie Smoleńsk. Po Smoleńsku okazało się co tak naprawdę reprezentują sobą ci ludzie i ile warta jest ich sprawność polityczna, jakie mają kwalifikacje. Polacy wybrali dwukrotnie tych ludzi, dając im większość parlamentarną. Okres ich rządów zbiegł się z odbudową przez Putina imperium rosyjskiego, czy sowieckiego. Gdyby przez te siedem lat rządzili w Polsce ludzie mający na celu dobro wspólne i polski interes narodowy, to Polska mogłaby jakoś przeciwdziałać poczynaniom rosyjskim, budować sojusze i wewnętrzną siłę państwa, aby być przygotowanym do bezpośredniego starcia i obrony niepodległości. W tej chwili tuskowcy, po agresji rosyjskiej na Ukrainie, a zwłaszcza po zestrzeleniu Boeinga MH17 zorientowali się w którym miejscu są i stąd, z jednej strony bojaźliwie zapewnienia, że nie pójdą na antyrosyjską krucjatę, a z drugiej umizgiwania się do Zachodu o pomoc. Oni już wiedzą, że następnym etapem będzie Polska. I to nie tylko chodzi o podporządkowanie, tak, aby czerpać z jej zasobów – to już Rosja ma, bo kontrybucja gazowa jest płacona regularnie, a za chwile będą przejęte Azoty. Tu chodzi nie tylko o eksploatację, ale także ustanowienie w Polsce takiego rządu, który będzie nie tylko prorosyjski, ale także z ochotą będzie realizował putinowskie plany budowy imperium eurazjatyckiego. Reżim Putina nie jest bowiem odmianą rosyjskiego samodzierżawia, czy też jakąś formą rządów autorytarnych, jakie istnieją w świecie. Reżim Putina jest po prostu bolszewizmem dostosowanym do nowych okoliczności, do „etapu” budowy Nowego Wspaniałego Świata. Tam gdzie musi prezentuje się w roli oświeconej satrapii jakich wiele, tam gdzie może – dokonuje zbrodni ludobójstwa jak ich poprzednicy – w Czeczenii czy ostatnio – Słowiańsku lub zestrzeliwując samoloty z kobietami i dziećmi. Strzały w tył głowy, doły śmierci, obozy filtracyjne, gwałty - to nie przeszłość, majaki sprzed 70 lat. To dzisiejsza rzeczywistość tam gdzie jest ruskie wojsko. Czy w momencie agresji na Polskę cofną się przed wymordowaniem lokalnych elit patriotycznych, gdzie stanie rosyjska stopa? Wymordowaniem po to żeby zastraszyć – i najważniejsze – żeby nie było tych, którzy mogą organizować opór? Jeszcze nie jest za późno. Naród już zorientował się kto nami rządzi i jaka jest ich rola. Ostatnie notowania (ponad 42% dla PiS i ok. 28 dla PO) pokazują nie tylko zmianę preferencji wyborczych na skutek afery taśmowej, ale też szansę na aktywne przeciwstawienie się trwającemu od 10 Kwietnia procesowi utraty niepodległości. Obóz patriotyczny musi postawić wielkie cele, żeby ocalić wolność i własne życie. Tym celem, tą nową Gdynią jest budowa silnego, potężnego i nowoczesnego Wojska Polskiego, opartego o służbę zawodową i ochotniczą gwardię narodową. Wojska, które będzie w stanie obronić integralność terytorialną Rzeczypospolitej, potrafiącego od jednego ciosu zniszczyć ruskie „zielone ludziki” gdyby się pojawiły. Wojska, które stanowiłoby tak dużą siłę odstraszającą, że koszty agresji na Polskę byłyby za wysokie w stosunku do ewentualnych zysków. I w pierwszym rachunku nie chodzi o koszty polityczne, sankcje i tym podobne, lecz chodzi o straty w ludziach, zniszczony sprzęt i obezwładnienie wroga już na początkowym etapie agresji. Wojsko Polskie musi poradzić sobie z agresją, tak, aby sojusznicy NATO w ogóle chcieli nam pomóc. Gwardia narodowa (która może być nazwana Armią Krajową, dlaczego nie), powinna być czynnikiem dodatkowo podwyższającym koszty agresji w przypadku początkowego powodzenia ataku wroga – działania partyzanckie na zapleczu powodują nie tylko rozproszenie sił przeciwnika, ale też podnoszą morale okupowanej ludności. Do tego dochodzi tu jeszcze jeden problem, o którym pisałem kilka miesięcy temu w tekście „Odtwórzmy Armię Krajową”: Współczesna popkultura wykształciła w młodym pokoleniu pewne nawyki i stan ducha. Permisywizm i konsumpcjonizm połączony z zabawowym stylem życia oraz zaniechaniem wychowania patriotycznego w szkołach daje efekt w postaci postaw, które ze zdumieniem odkrywamy w sondażach. Oczywiście – są młodzi ludzie patriotyczni i myślący o ojczyźnie, ale są w mniejszości, mniejszości którą nazywa się „obozem patriotycznym”. Nasi synowie i nasze córki. Trzeba więc pogodzić te dwie sprzeczne ze sobą sprawy – konieczność odbudowy sprawnej i silnej armii (a armia składa się przecież z młodych ludzi) z zabawowym podejściem do życia większości młodzieży oraz ich niechęcią do poświęcania czasu sprawom publicznym „bo to polityka”. Ten problem nie jest wydumany. Ktokolwiek będzie rządzić w sytuacji, którą mamy dzisiaj, po oficjalnej sowieckiej aneksji Krymu – stanie przed tym problemem: albo wzmacnia się armię, przywraca pobór do wojska i Polska ma szanse na obronę, równocześnie rządzący tracą głosy młodzieży w wyborach, albo tego się nie robi, sprawy się toczą starą koleiną, poboru nie ma, no i niepodległej Polski też nie ma. Jak napisałem – w zarządzaniu ryzykiem trzeba brać pod uwagę materializację wariantu najgorszego. Ludowe Wojsko Polskie, było kopią armii sowieckiej razem ze zjawiskiem fali, zupactwa, biurokratycznej głupoty i ideologicznej obróbki „materiału ludzkiego”. W PRL kto tylko mógł unikał wojska, a zwłaszcza ludzie będący wrogami systemu – właśnie ze względu na ideologiczny charakter i przemoc w stosunku do poborowych. Pytaniem jest, na ile współczesne Wojsko Polskie oddaliło się od Ludowego Wojska Polskiego? Jako naród musimy odpowiedzieć sobie na pytanie czy tylko przymus czy jakaś motywacja patriotyczna ma tę armię ożywiać? I – co nie mniej ważne – co powiedzieć polskim młodym mężczyznom, którzy jakoś sobie już życie ułożyli, znaleźli pracę, nabrali kredytów, a teraz okoliczności geopolityczne powodują, że to wszystko będzie zagrożone poprzez nieudolność państwa i okaże się, że po powrocie z wojska pracy nie będzie, kredyt postawiony w stan wymagalności itd. Nie trzeba chyba dodawać, że dla wielu zarówno ryzyko wojny jak i powszechnego poboru będzie impulsem do emigracji. Polska już się wyludnia, a po wprowadzeniu poboru wyludniać się będzie jeszcze bardziej. Dzisiaj, po nierozważnym zlikwidowaniu poboru powszechnego nie ma do niego już powrotu. Armia musi być zawodowa. A obrona terytorialna, ze względu na swoja masowość stanie się uzupełnieniem armii zawodowej. Ten wielki projekt budowania potężnego Wojska Polskiego jest możliwy do zrealizowania tylko po odsunięciu ekipy Tuska od władzy – nie tylko dlatego, że nie są oni zdolni do realizacji takiego planu (ze względu na ewentualny szantaż rosyjski związany ze Smoleńskiem i ich brak kwalifikacji moralnych do służby państwowej). Ten plan musi być realizowany przez ludzi, którzy nie będą wykorzystywali poważnych państwowych przedsięwzięć do budowania własnych majątków – jak to już wiele razy zobaczyliśmy w IIIRP. W zmienionej sytuacji geopolitycznej, gdy sprzyjająca koniunktura okresu słabości Rosji została zmarnowana, Polska stała się państwem frontowym NATO. Agresja reżimu neobolszewickiego przeciwko naszemu sąsiadowi powinna być analizowana i powinny być wyciągnięte wnioski. George Friedman w jednym wywiadów (Rzeczpospolita, 25.09.2012) mówi: Polska ma dziś taką wizję bezpieczeństwa, jakby się wzorowała na maleńkiej Danii. Tymczasem powinna się wzorować na Izraelu. Przyjrzyjmy się zatem temu porównaniu (dane za CIA Factbook): Izrael, otoczony przez wrogów, wydaje na swoją obronę 5,69% PKB. Polska w sytuacji narastającego zagrożenia wydaje na resort obrony 1,91% PKB PKB Izraela jest prawie dwukrotnie mniejszy od Polski – 242 miliardy USD (2011) do ok 490 mld USD (2012). Posługując się tylko tymi danymi można wyliczyć przybliżone kwoty bezwzględne wydawanych pieniędzy: Polska 9,34 mld, Izrael 13,82 mld . A więc Izrael, mając o połowę mniejszą gospodarkę, i pięć razy mniej ludności wydaje na obronę 1/3 więcej od Polski. I jest regionalną potęgą militarną. Ta różnica w wydatkach to niecałe 4,5 mld USD, czyli 13,5 mld złotych. Czy Polska niepodległość jest warta więcej czy mniej niż trzynaście i pół miliarda złotych? Tu należy dodać, że termin „jedna trzecia różnicy” pojawia się też w momencie rozważania pojęcia „pułapki średniego rozwoju”, gdy mowa o za małych inwestycjach w rozwój, tak, aby dogonić średnia europejską – tu też od lat wydaje się o jedna trzecią za mało, w stosunku do tego ile wydawały kraje znajdujące się w swoim czasie takiej samej sytuacji jak Polska. Od 2012 roku, gdy pojawiła się wypowiedź Froedmana sytuacja zmieniła się dramatycznie na niekorzyść Polski, więc wygląda na to, że analogia z Izraelem jest uprawniona. Tak więc, widząc ten przykład – można, mając porównywalne do Izraela środki, zbudować armię skutecznie odstraszającą wrogów. Ten wielki projekt budowy „nowej Gdyni”, jest jedynym sposobem utrzymania niepodległości. Znając reakcje Zachodu na agresję rosyjską, nawet już po zestrzeleniu MH17 – widać, że szanse na spełnienie zobowiązań sojuszniczych wobec Polski są nikłe. Musimy wyjść z zaklętego kręgu defetyzmu, bezradności i zdrady. Musimy obudzić się do wielkiego czynu i do wyzwań które stoją przed Polakami. Niech dół śmierci w Sławiańsku AD 2014 będzie przestrogą. Bo jeśli Ukraina padnie – kolej na nas. ---- Reduta Dobrego Imienia organizuje w dn. 1 sierpnia o godz. 14:30 zgromadzenie publiczne u zbiegu Alej Jerozolimskich i Marszałkowskiej pod tablicą upamiętniającą rozstrzelanych (obok hotelu Novotel, d. Forum). Będziemy wzywać rząd do prowadzenia patriotycznej polityki historycznej, oddamy cześć Powstańcom Warszawskim. Z koncertem swoich pieśni wystąpi Paweł Piekarczyk. Głos zabiorą: prof. Jan Żaryn, pos. Dorota Arciszewska-Mielewczyk, Maciej Świrski z Reduty Dobrego Imienia, przedstawiciele Polish Media Issue z UK i USA, przedstawiciele stowarzyszenia Młodzi dla Polski. Od rana w tym samymi miejscu będziemy zbierać podpisy pod petycją do Sejmu w sprawie karania za użycie sformułowania „polskie obozy koncentracyjne”. Serdecznie wszystkich zapraszam. Zapraszam do wstępowania do Reduty Dobrego Imienia – Polskiej Ligi Przeciw Zniesławieniom. Formularz jest na stronie Reduty http://reduta-dobrego-imienia.... Zapraszam także do składania podpisów pod petycją do Sejmu w sprawie uznania użycia sformułowania „polskie obozy koncentracyjne” za kłamstwo oświęcimskie. Formularz PDF do pobrania jest pod tym linkiem : http://reduta-dobrego-imienia....