"Polska" jesień 1939 w Moskwie (3)

Pomimo początkowych przeszkód na początku października 1939 roku doszło do ewakuacji z ZSRS pracowników polskich placówek dyplomatycznych.
 
        Opuszczając w dniu 17 września około godziny  4.00 siedzibę sowieckiej dyplomacji polski ambasador Wacław Grzybowski zdawał sobie sprawę, że jego misja w ZSSR dobiegła kresu. Po powrocie do budynku Ambasady RP podyktował tekst depeszy, nakazując niezwłocznie wyekspediować ją do MSZ. Dotarła ona - via Ambasada RP w Bukareszcie - do znajdującego się w Kutach MSZ około 11.00, pogłębiając panujące tam od wczesnych godzin rannych poczucie klęski. Beck polecił Grzybowskiemu zdecydowanie zaprotestować u władz sowieckich i zażądać wycofania oddziałów sowieckich z Polski. W kolejnej depeszy nakazał ambasadorowi wyjazd z ZSSR.
 
       Perspektywa rychłej likwidacji Ambasady RP w Moskwie, jak również obawa przed pogwałceniem jej eksterytorialności przesądziły o podjęciu decyzji o natychmiastowym zniszczeniu archiwum placówki.
 
       Gdy Grzybowski w dniu 19 września przybył do Narkomindiel, aby poinformować o planowanym terminie i trasie ewakuacji usłyszał na wstępie od Potiomkina, że udzielono mu audiencji jako osobie prywatnej. Od dwóch dni nie ma bowiem w Związku Sowieckim przedstawicielstw dyplomatycznych i konsularnych RP, a więc ich byłemu personelowi nie przysługują już żadne przywileje. Sowiecki dyplomata wykluczył zarówno ewentualność wydania zgody na roztoczenie opieki nad budynkami i wyposażeniem polskich placówek przez jakieś państwo trzecie, jak i przyzwolenia na pozostanie w każdym z tych gmachów jakichkolwiek polskich Urzędników. Obiecał wprawdzie pomoc w załatwieniu wszelkich formalności związanych z opuszczeniem terytorium ZSSR, ale nie przesądzał przyznania wiz wyjazdowych każdemu z ponad stu obywateli polskich ( z rodzinami ) zatrudnionych w placówkach RP.
 
        Polski ambasador pragnął opuścić Moskwę 21 września, a po przybyciu do Kijowa bezzwłocznie wyruszyć w dalszą podróż w kierunku Rumunii. Nie uzyskawszy aprobaty władz sowieckich zdecydował o ewakuacji do Finlandii. Polscy dyplomaci z wszystkich placówek mieli stawić się w Moskwie.
 
        Po 17 września do gmachu polskiej ambasady dostarczano gaz oraz energię elektryczną, działały telefony. Nie zainstalowano wokół nowych posterunków kontrolnych, a istniejące stosowały zwykłe procedury – każdy mógł swobodnie wchodzić i wychodzić z budynku Ambasady, nikt też nie był rewidowany. Natomiast w polskich konsulatach ich pracownicy zostali zmuszeni do przebywania w gmachach placówek.
       Równocześnie Narkomindiel dawał jasno do zrozumienia polskim dyplomatom, iż ich wyjazd nie nastąpi wcześniej niż postali w oblężonej przez Niemców Warszawie sowieccy pracownicy ambasady znajdą się poza strefą działań wojennych.
 
       Nie mając już bezpośrednio żadnego wpływu na postępowanie władz sowieckich Grzybowski starał się oddziaływać na nie poprzez korpus dyplomatyczny, którego dziekanem był niemiecki ambasador von Schulenburg, a wicedziekanem - po cofnięciu agrement dla ambasadora RP -  włoski dyplomata Rosso.
 
        Poczucie zawodowej solidarności oraz przywiązanie do norm kultywowanych w kręgu cywilizacji łacińskiej, kilkakrotnie skłaniały von Schulenburga do interweniowania w Narkomindiel w obronie praw urzędników polskiej służby zagranicznej. Przyczynił się on niewątpliwie do rozwiązania problemu ewakuacji sowieckich dyplomatów z Warszawy. Niewykluczone, iż miał też swój udział w przyspieszeniu przyjazdu do Moskwy pracowników konsulatów w Leningradzie i Mińsku. Pod pretekstem braku miejsca w pociągu pozbawiono ich części bagaży osobistych.
 
         Inny los spotkał polskich dyplomatów z konsulatu w Kijowie. Pod pretekstem „sprecyzowania pewnych szczegółów” wyjazdu  z ukraińskiej stolicy radcę Matusińskiego 18 września wezwano do delegatury Narkomindielu. Nie podejrzewając podstępu udał się tam samochodem w towarzystwie dwóch szoferów - Andrzeja Orszyńskiego i Józefa Łyczka. Gdy dotarli na miejsce - nieumundurowani funkcjonariusze NKWD, aresztowali ich. Szoferów następnie umieszczono w kijowskim więzieniu, skąd po tygodniu przewieziono na Łubiankę. Losy Matusińskiego pozostają dotąd nieznane. Najprawdopodobniej trafił również do jednego z sowieckich więzień, gdzie zmarł lub został zamordowany.
 
          Pozostali pracownicy kijowskiego konsulatu zawiadomili o tym Grzybowskiego. Na jego prośbę ambasador włoski interweniował w Narkomindiel, ale niczego nie wskórał. Potiomkin zaprzeczył, jakoby wiedział co się dzieje z Matusińskim. Także Mołotow w rozmowie z von Schulenburgiem zaręczał, iż polski radca nie znajduje się w sowieckich rękach.
 
         Dopiero w dniu 4 października przybyli do Moskwy urzędnicy kijowskiej placówki RP oraz członkowie ich rodzin, wśród nich małżonka radcy Matusińskiego
 
         Pod koniec września sowieckie służby specjalne zintensyfikowały presję, jakiej stale poddawały niższy personel urzędniczy i pracowników obsługi polskiej ambasady O ile
wcześniej dawano im do zrozumienia, że już niebawem trafią do łagrów , to obecnie usiłowano osłabić ich poczucie narodowej i grupowej solidarności uświadamiając im zasadniczą sprzeczność interesów pomiędzy nimi ("ludem") a wyższymi urzędnikami i kadrą oficerską ("panami"). Nakłaniano ich także do wzięcia ostatecznego rozbratu z wrogami klasowymi i osiedlenia się w ojczyźnie światowego proletariatu. Energiczne działania podjęte przez ppłk. Brzeszczyńskiego zapobiegły w porę dezercji i jej groźnym konsekwencjom.
 
        Na atmosferę panującą wśród personelu moskiewskiej placówki pozytywnie oddziaływał również sam Grzybowski. „Nie dostrzegłem - wspominał attaché Czapliński - żadnej zmiany w jego codziennym i opanowanym zachowaniu. W ciągu całego okresu przygotowań do wyjazdu ambasador utrzymywał stoicki spokój. Dzięki temu do ostatniego dnia i chwili wyjazdu, zorganizowanego niezwykle sprawnie przez radcę Jankowskiego, nigdy nie panował nastrój paniki lub niepokoju. ( ... ) Nigdy też nie doszło do starcia personalnego czy intryg. Ambasador zawsze opanowany, po dżentelmeńsku potrafił być surowy i reagować zdecydowanie gdy zachodziła potrzeba”.
 
        W dniu 6 października 1939 roku sowieccy urzędnicy  rozpoczęli zwracanie polskich paszportów opatrzonych już stosownymi wizami. Wkrótce potem w budynku Ambasady RP
zjawili się funkcjonariusze służby celnej, którzy dokonali odprawy bagaży osób legitymujących się tylko paszportami służbowymi. Bagaże posiadaczy paszportów dyplomatycznych zaplombowano bez żadnej kontroli.
 
         Ostatecznie do wyjazdu polskich dyplomatów i urzędników doszło w dniu 9 października 1939 roku. Na Dworcu Leningradzkim czekał na Polaków tego dnia specjalny skład złożony z pięciu wagonów osobowych oraz jednego bagażowego. Na peronie nie było natomiast urzędników sowieckiego MSZ.  Stawił się za to, niemal w komplecie, korpus dyplomatyczny. Brakowało tylko von Schulenburga, posła litewskiego - Ladasa Natkeviciusa i posła włoskiego Rosso. Polityczny wymiar spontanicznej demonstracji solidarności korpusu dyplomatycznego był dla wszystkich aż nadto czytelny. „Serdeczność okazana nam przy pożegnaniu na stacji – zaznaczył w raporcie Grzybowski – przewyższała znacznie wszystko, czegośmy doświadczali podczas normalnych okazji”.
 
        Około 21.50  eskortowany przez kilkunastu funkcjonariuszy NKWD pociąg ruszył w stronę granicy fińskiej. Po trwającej blisko dobę podróży, 114 obywateli polskich opuściło terytorium Związku Sowieckiego. W dniu 10 października dotarli do poselstwa RP w Helsinkach.
       Nie czekając na instrukcje MSZ Grzybowski wszczął starania o wyjazd ewakuowanych z ZSSR Polaków do Sztokholmu. Większość z nich udała się tam drogą morską w dniu 14 października. Potem stopniowo wyjeżdżali stamtąd do Francji.
 
       Na wezwanie MSZ Grzybowski pospieszył do Paryża jeszcze w drugiej dekadzie października. Nie otrzymał jednak nowego przydziału służbowego, a jedynie polecenie sporządzenia raportu końcowego z misji w Moskwie. Opublikowano go w Polskiej białej księdze w 1940.
 
        Po przywrócenie na mocy układu z 30 lipca 1941 roku polsko-sowieckich stosunków dyplomatycznych ponownie uruchomiono Ambasadę RP w Moskwie. Jej siedziba mieściła się w tym samym budynku, w którym do 9 października 1939 roku urzędował Grzybowski. „Gdy powróciliśmy po dwóch latach - donosił attache prasowy reaktywowanej placówki - nie zastaliśmy tu nic z wyjątkiem brudu i dużej ilości papierów firmowych z przepięknie wytłoczonym i nagłówkami , z orłem i swastyką: Der Deutsche Militar Attache, Der Deutsche Luftattache. I tak dalej, niemiecka misja handlowa, niemieckie biuro przemysłowe et cetera. Ślady niemieckich okupantów w budynku były świeże, niemal ciepłe. Pozostawili nawet po sobie trochę żywności. Przebywali w Moskwie do 22 czerwca. ( ... ) Musieliśmy pożyczyć meble z jakiegoś rosyjskiego biura. Stare polskie sprzęty z budynku Ambasady zniknęły”.
 
 
Wybrana literatura:
 
S. Nowinowski  - Zakończenie działalności Ambasady i konsulatów RP w Związku Sowieckim jesienią 1939 r.
 
M. Komat - Polska 1939 roku wobec paktu Ribbentrop-Mołotow. Problem zbliżenia niemiecko-sowieckiego w polityce zagranicznej 11 Rzeczypospolitej.
 
Diariusz i teki Jana Szembeka (1935-1945)
M. Komat -  Ambasador Wacław Grzybowski i jego misja w Związku Sowieckim (1936-1939)
 
W. Materski -  Tarcza Europy. Stosunki polsko-sowieckie 1918-1939
H. von Herwarth -  Między Hitlerem a Stalinem. Wspomnienia dyplomaty i oficera niemieckiego 1931-1945
 
S. Dębski  - Między Berlinem a Moskwą . Stosunki niemiecko-sowieckie 1939-1941
 
Polskie Dokumenty Dyplomatyczne 1939 wrzesień – grudzień