Bałkański wyścig do Unii Europejskiej

We wrześniu AD 2017 odbędą się wybory do Bundestagu w Niemczech. Zapewne wygra je Angela Merkel. Zaraz po nich rozpocznie się, najpierw kuluarowa, choć zapewne z medialnymi przeciekami, debata o przyszłości Unii Europejskiej. Według nieoficjalnych, ale wiarygodnych informacji potrwa ona do końca przyszłego roku.
Jeden z dziennikarzy zapytał mnie, czy równoległe negocjacje z Londynem w związku z brexitem będą miały wpływ na debatę o przyszłości UE. Odpowiedź brzmi: żadnego. Choć oczywiście sam brexit zmusił Unię do poważniejszej refleksji. Czy unijna góra urodzi intelektualną i polityczną mysz? Zobaczymy. Na razie UE nie chce się zwijać, wręcz przeciwnie – w kolejce do niej czeka blisko 10 państw, głównie są to kraje bałkańskie, przeważnie – poza Albanią – wchodzące w skład dawnej Jugosławii. Jest też Ukraina i jedno państwo z południowego Kaukazu – Gruzja. To jednak melodia przyszłości.

Unijny bałkański peleton

Kto zatem – zakładając, że Unia przetrwa – wmaszeruje jako pierwszy na unijne salony? Przed dekadą faworytem i prymusem była chwalona w Brukseli Macedonia. Ale tak jak nastąpiło zablokowanie europejskich aspiracji Mołdawii, tak i – na skutek w dużej mierze błędów Zachodu – nastąpił zwrot w polityce Skopje, dla którego nieprzyjęcie Macedonii do NATO na bukareszteńskim szczycie AD 2008 stało się asumptem do całkowitej rewizji polityki w kierunku historycznego oraz politycznego nacjonalizmu i bardziej neutralnej postawy wobec Zachodu.

Kto zatem jest dzisiaj na czele peletonu? Niebudząca kontrowersji, przyjęta niedawno do Paktu Północnoatlantyckiego, niegenerująca dla Unii żadnych kosztów (z powodu tego, że niewielka) Czarnogóra. A kto może być czarnym koniem i niespodziewanie wygrać ten wyścig z metą w Brukseli? Lub być drugim? Pachnie sensacją, bo... Albania. Kraj, który za komuny z jednej strony był w absolutnej izolacji, a z drugiej – był przykładem skrajnej biedy. Jako jedyny z realnych kandydatów do członkostwa w Unii nie był wcześniej częścią Jugosłowiańskiej Federacyjnej Republiki Socjalistycznej. Warto przyjrzeć się państwu, które może z Polską współtworzyć Unię już pod koniec 2020 r.

Wśród innych krajów chcących zostać członkami Unii są muzułmańskie Kosowo, Bośnia i Hercegowina z muzułmanami jako największą grupą religijną, jest też kraj ze sporą mniejszością muzułmańską – właśnie Macedonia. Ale one na pewno wejdą do UE (jeśli w ogóle) lata całe po Tiranie. W sytuacji gdy w wielu krajach Europy Zachodniej mieszkają milionowe lub kilkusettysięczne wspólnoty islamskie, warto szczególnie przeanalizować przykład kraju, którego 80 proc. ludności stanowią wyznawcy proroka Mahometa.

Albański merlot i ulica Jana Pawła II
Oznacza to, że w Unii będzie państwo z populacją co prawda niespełna trzymilionową, w której jednak dwa miliony i paręset tysięcy mieszkańców to wyznawcy islamu. Oczywiście w krajach Europy Zachodniej jest wielokrotnie więcej muzułmanów niż w tym bałkańskim kraju, ale jednak wszędzie stanowią oni mniejszość. Akces kraju stricte muzułmańskiego byłby przełamaniem pewnej bariery psychologicznej.

Dumam o tym, pijąc w tym muzułmańskim kraju czerwonego merlota, wyprodukowanego oczywiście na miejscu. Jeśli Allah zabrania swoim wyznawcom pić alkohol, to na razie Albańczycy są głusi na te żądania. Piję zatem niezłe albańskie wino w restauracji Era Vila znajdującej się w Tiranie przy ulicy… Jana Pawła II. To na pamiątkę wizyty polskiego papieża w tym kraju. Miała ona miejsce 25 kwietnia 1993 r. Jem tradycyjne albańskie naleśniki oraz popularną w południowej Albanii przystawkę z serem feta i masłem czosnkowym, i dumam o koegzystencji islamu i chrześcijaństwa w kraju, w którym nie ma jeszcze żadnych poważniejszych problemów międzywyznaniowych, ale też siła wyznawców islamu jest coraz bardziej spektakularna.

Do mojego kolegi przy stole mówię „ju bëftë mirë”, czyli „smacznego”, ale zastanawiam się, jak będzie smakowało życie przecież licznym chrześcijanom w tym kraju za lat 20 i 30. Albańska kuchnia, specyficzna, ale będąca częścią kuchni bałkańskiej, smakuje wybornie. Uśmiecham się do nieodległej przeszłości na wspomnienie plakatów, które widziałem, zabraniających w takiej właśnie charakterystycznej kolejności wielu rzeczy: wnoszenia do lokali wyborczych pistoletów, palenia, używania telefonów komórkowych i wreszcie aparatów fotograficznych.

Albania 25 lat po Hodży

W ostatnim ćwierćwieczu po upadku komunizmu Albania zrobiła gigantyczny postęp gospodarczy. Pomogli w tym pracujący i mieszkający w wielu krajach europejskich Albańczycy, którzy wspierali finansowo rodziny w ojczyźnie. Na ulicach stolicy najnowsze modele samochodów. Nie uświadczysz odrapanych aut, jak w arabskich aglomeracjach na Bliskim Wschodzie. To też miara postępu, bo równo 25 lat temu było tu raptem paręnaście prywatnych aut.

Oczywiście codzienne kontrasty są faktem, nie tylko te historyczne. W mieście Elbasan odwiedzam nowoczesny Uniwersytet im. Aleksandra Xhuvaniego (albańskiego językoznawcy i pedagoga z czasów po drugiej wojnie) z dużymi ekranami, internetem, ale już toalety są tam jak za króla Ćwieczka i nie różnią się od tych na zapadłej prowincji. Trudno mi ukryć rozbawienie, gdy w sali wykładowej dla adeptów fizyki widzę podobizny Galileusza i Izzaka Niutoni – oczywiście chodzi o Newtona, tutaj już zalbanizowanego. Mój kierowca, muzułmanin, pokazuje nagle fotografię kolumny papieskiej – prowadził drugie auto, o tu, tu, zaraz za samochodem papieża Franciszka w czasie jego wizyty w Albanii w 2014 r. Kierowca jest entuzjastą dialogu międzyreligijnego, ale trudno mu się dziwić, skoro jego córce katolicki papież osobiście ufundował półroczne stypendium w Rzymie.

Albania ma swoiste historyczne związki z Italią, dokąd trafiali pierwsi emigranci w czasach chwiejącego się komunizmu Envera Hodży. Ale oczywiście i tak wszyscy będą pamiętali czasy Duce i najazd włoskich żołnierzy oraz okupację kraju. Skądinąd o żołnierzach Benita Mussoliniego pozostało jeszcze trochę klasycystycznych budynków w stolicy kraju.

Tirana od kwietnia 2009 r. jest w NATO, co stanowi domknięcie Morza Adriatyckiego jako basenu wewnątrz Paktu Północnoatlantyckiego. Ale na razie w miejscowości Paeper w drodze do Tirany, przy skręcie na Pajun, nikt nie mówi ani po angielsku, ani po niemiecku. Tu naprawdę muszą wystarczyć gesty: kciuk do góry oznacza, że wybory są OK, machanie pięścią to pytanie, czy zdarzyła się jakaś przemoc, zbiorowe kręcenie głowami oznacza, że jej nie było. Ale co ciekawe, już na tej prowincji w miejscowym barze mężczyźni piją wyłącznie kawę i wodę i odmawiają zaproszenia na piwo.

Nie ma tu zresztą miejscowego browaru, tylko czarnogórskie Miksicko, jest ponad 40 st.C i nawet tubylcy narzekają na upał. Ja żałuję, że nie mogę skosztować Kugalashe – piwa produkowanego w Tiranie jeszcze za głębokiej komuny, od 1960 r., ale już ze współczesną naklejką świadczącą o włoskich wpływach lub kompleksach: „Birra Tirana”. Mój rozmówca, młody albański inteligent o włoskim imieniu, mówi mi, że i tak trudno się napić najlepszego albańskiego piwa, bo jest ono eksportowane na Zachód. A mnie to przypomina czasy PRL-u, kiedy z wieloma polskimi towarami działo się to samo. Ciekawe, że Kugalashe jest przez lokalsów uważane za najlepsze, choć w restauracyjnych kartach jest piwem najtańszym.

Jadę do Tirany i mijam mozolnie jadącego na wózku inwalidzkim mężczyznę – z przodu, z tyłu i z boku obładowanego workami plastikowymi i butelkami. Czy to nie metafora albańskiej drogi do politycznej Europy?

Potulni negocjatorzy i unijna randka w ciemno

Dzisiejsze państwo albańskie nie nastręcza Unii żadnych kłopotów – negocjatorzy z Tirany godzą się i zgodzą się na wszystkie żądania Brukseli, bo chcą zameldować się w UE jak najszybciej. Współczesna Albania, mimo muzułmańskiego charakteru kraju, nie sprawi również większego problemu ludziom zatroskanym o tradycyjny, chrześcijański kształt Europy. Trudno odmówić akcesu ojczyźnie Matki Teresy z Kalkuty.

Rzecz w tym, że odpowiedzialni politycy powinni patrzeć nie tylko na dziś, jutro czy pojutrze, lecz także na to, co będzie za 20 czy 30 lat. Na ile albański soft islam będzie nadal obowiązywał? A na ile będzie się radykalizował, tak jak już jest to udziałem wyznawców islamu w sąsiednim Kosowie, zamieszkanym przecież przez Albańczyków, oraz w nieodległej Bośni i Hercegowinie? I tu, i tu coraz więcej jest meczetów fundowanych przez Arabię Saudyjską i Turcję, coraz więcej młodych ludzi wyjeżdża na studia koraniczne, aby po powrocie zachwalać prawo szariatu. Z obu tych krajów stosunkowo sporo ochotników wyjechało walczyć w szeregach Państwa Islamskiego. Przyszła Albania jest więc polityczno-religijną randką w ciemno.

Dobrze życzę Albańczykom, ale nie jestem wcale przekonany, czy kraj ten nie będzie stawał się forpocztą coraz bardziej radykalnego islamu – już wewnątrz poszerzonej UE.

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (28.08.2017)