Kostaryka

Pan Bóg chciał, bym na mojej drodze życia spotkał właśnie Kostarykanina. Jest moim przyjacielem. Skromny, dumny, pracowity, odważny, wrażliwy. Pomógł mi kiedyś w sytuacji, gdy nie można było znaleźć Polaka, który byłby na to faktyczne poświęcenie gotów. Teraz każde jego powodzenie jest moją radością, również sukces jego ojczyzny znaczy dla mnie coś szczególnego.
Ignorancja tłumu skazywała reprezentacje Kostaryki na totalną porażkę. Lekceważenie solidnej drużyny rozprzestrzeniane było przez piłkarskich fachowców. W specjalnym numerze opiniotwórczej „Piłki Nożnej” wyeksponowano taką prognozę:
„To będzie dla Kostaryki bolesny turniej. Zespół trafił do najmocniejszej grupy z możliwych. Nie dość, że będzie musiał mierzyć się z jedna z najsilniejszych reprezentacji Ameryki Południowej – Urugwajem, to na dodatek przyjdzie mu powalczyć ze znakomitymi turniejowo Włochami oraz spragnionymi dobrego wyniku Anglikami. Każdy inny rezultat tych spotkań niż zerowy dorobek punktowy będzie dla piłkarzy z Kostaryki dobrym wynikiem. Choć obawiamy się, że i to może być dla zawodników z Ameryki Środkowej zadaniem ponad ich siły.”
Jeśli popatrzeć na w miarę ostrożne rokowania eksperckie dotyczące pozostałych 31 drużyn biorących udział w brazylijskim finale, to powyższe sformułowania można określić, jako wdeptanie w ziemię – zero i jeszcze mniej. To obliczenie siły armii na podstawie ilości dywizji, potwierdza skostniały sposób widzenia sportu (i świata) w naszym kraju, posługiwanie się stereotypem, blokującym rozwój myśli w sporcie (i w prawie wszystkich dziedzinach życia społecznego w Polsce). Posłużenie się wyodrębniona opinią nie znaczy oczywiście, ze tak nie myślano powszechnie. Ciągnęło się to dalej, nawet wtedy, gdy kostarykańska reprezentacja nie uległa żadnemu z renomowanych przeciwników w cztery kolejnych meczach finału – gdy wychodziła ona na boisko wespół z zespołem holenderskim, sprawozdawca amerykańskiej telewizji powiedział o niej dobitnie: - No chance, no hope.
W tych słowach krył się podziw i jednocześnie odmalowywano nimi spojrzenie ogółu na realne możliwości anonimowych latynoskich graczy. Ostatecznie nie ustąpili Holendrom pola, udowadniając, że i w tym meczu pozbawianie ich szans było pomyłką.
Kostaryka liczy jedynie 4 miliony mieszkańców. W piłkę nożna gra tam tylko 50 tysięcy zawodników – w wyeliminowanej przez nich Anglii jest ich 1,5 miliona, podobnie jak w Italii. Kostarykańczycy z natury rzeczy należą do ludzi drobnokościstych, co stanowi naturalna barierę z reguły uniemożliwiająca odnoszenie sukcesu w futbolu, w którym znaczna doza atletyzmu w drużynie jest nieodzowna. Udowodnili oni, że suma charakterów i trzeźwej myśli zdolna jest zdziałać cuda. Cały świat piłkarski, może być dumny z tego przykładu unikalności swojej dyscypliny sportowej.
Niesłychany sukces piłkarzy z Kostaryki nakazuje przy tym powściągliwość w oskarżaniu fifowskich dziadków o machinacje – co jak co, autentyczność i niezawisłość przebiegu piłkarskiej batalii na boisku potrafią ochronić.