O honor Pilotów WP poległych 10 kwietnia 2010 r.

Kolejne uroczystości Dnia Wojska Polskiego, parady, oficjele. I nadal niezabliźniona rana, niezmazana plama na Honorze Polskiego Wojska, na honorze dwóch Pilotów WP…
To się w głowie nie mieści, w jakim zakłamanym milczeniu przechodzi się kolejny raz nad trumnami oficerów – których przecież jeszcze niedawno wówczas Rzeczpospolita nagradzała medalami za dzielność (za lot z Haiti) !
 
I nie ma znaczenia, że pierwsze pięć – z tych boleśnie długich lat kłamstwa i okazywanej im pogardy – minęło pod sfałszowanym znakiem oficjalnej „prawdy obiektywnej”:
załoga w czasie lotu miała informacje o warunkach atmosferycznych zgodnie z instrukcją wykluczających lądowanie, a podjęła decyzję o lądowaniu [1]
- bo i kolejne, coraz bardziej niezrozumiałe lata niczego nie zmieniły w przedstawianiu ich rzekomych poczynań.
Cóż, że mówi się teraz oficjalnie iż pośmiertnie awansowani: kpt. Arkadiusz Protasiuk i mjr Robert Grzywna nie lądowali, tylko „podchodzili” [2] – ale oznacza to przecież jedno i to samo: że piloci przekroczyli swoje uprawnienia i rzekomo podeszli do lądowania przekraczając swoje uprawnienia, swoje minima, narażając siebie i pasażerów!
Czymże bowiem są rozważania Podkomisji MON o mającym mieć miejsce przebiegu „zdarzenia lotniczego przed smoleńskim lotniskiem Siewiernyj” – na wysokości, że przypomnę, 80-100 metrów – jak nie, ukrytym wprawdzie w potoku „rekonstrukcji”, ale przecież nie podważanym w żadnym stopniu (sic!), zarzutem zejścia poniżej minimów lotniska i pilotów?
Te minima to
- lotniska: 100 m widzialności pionowej i 1000 m poziomej, a warunki atmosferyczne wówczas panujące to (wg zapisu magnetofonicznego z polskiego jak-a 40 n/b 044): ogólnie rzecz biorąc, (…) widać jakieś czterysta metrów około i na nasz gust podstawy [chmur] są poniżej pięćdziesięciu metrów, grubo  […] a może wiesz, grube te chmury są? – około czterysta, pięćset metrów (…) z tego, co pamiętamy, na pięćset metrach jeszcze byliśmy nad chmurami […] Arek, teraz widać dwieście. – Dzięki.
- pilotów i tupolewa: 1000 m widzialności horyzontalnej i 120 m wertykalnej.
A zatem:
przy fatalnych warunkach i braku widzialności, podczas podejścia nieprecyzyjnego - a za takie uważa się podejście na lotnisko bez systemu ILS – oficjalne czynniki polskiego rządu nadal uważają [3], iż piloci zanurkowali w chmury i mgłę do ziemi. Uważa się tak, opierając swoje niezłomne przekonanie o rosyjskie dane, udostępnione Polsce 50 dni po „katastrofie” na nieoryginalnych, wygenerowanych elektronicznie nośnikach (wtórnikach); na podstawie tych samych źródeł, o których wątpliwej autentyczności zapewnia się przy innych okazjach – ale nie przy tej.
 
Dlaczego???
 
Jest tylko jedno wytłumaczenie: bo nie można powiedzieć Prawdy; bo trzeba zwalić winę na nie mogących się bronić śp. Pilotów; bo Honor pojedynczego Żołnierza Wojska Polskiego (jak to już było w przypadku Nangar Khel) się nie liczy w polityce. W tej wielkiej polityce, która nie zna pojęcia: moralność, a jedynie: skuteczność.
Oby ta skuteczność nie zawiodła, jak poprzednią ekipę, w historycznej chwili (paradoksalnie: tworzyli tę „skuteczność” – i tworzą – patentowani historycy), bo to nie jej wyznawcy, a ludzie Honoru – jak Józef Beck – przechodzą do historii Narodu…
 
 
 
 
[1] http://wiadomosci.onet.pl/kraj/pilot-wyjasnia-jaki-byl-cel-eksperymentu-na-drugim-tupolewie/rcvkn
[2] por.: Jasne jest, że warunków do lądowania nie było - przy podstawie chmur 50 m, zejście do wysokości decyzji 100 m nie ma sensu.
Krzysztof Zalewski, „Lotnictwo” nr specjalny (14), kwiecień 2011 (za: https://wpolityce.pl/polityka/112614-krzysztof-zalewski-smolenski-dylemat-ekspert-lotniczy-o-szczegolach-pracy-obslugi-smolenskiego-lotniska)
[3] por.: Jak udało się ustalić "Polsce", na nagraniach czarnych skrzynek, które obecnie są analizowane przez polskich ekspertów w Warszawie i w Krakowie  jest więcej tego typu wypowiadanych zdań. Jedno z nich - według osoby zbliżonej do śledztwa - nie zostało jednak zawarte w stenogramie upublicznionym 1 czerwca. Miało ono brzmieć: "To patrzcie, jak lądują debeściaki". Prawdopodobnie stwierdzenie to padło tuż po tym, jak załoga samolotu Jak-40 poinformowała prezydenckiego Tu-154 o pogarszającej się pogodzie i nieudanej przez to próbie posadzenia na pasie startowym w Smoleńsku wojskowego iła.
http://www.polskatimes.pl/artykul/282768,czy-pilot-powiedzial-patrzcie-jak-laduja-debesciaki,id,t.html wydawca: Polska Press Sp. z o.o