Bydło Bartoszewskiego zidentyfikowane

VIP-room restauracji Sowa&Przyjaciele. Na stole gotowane ośmiorniczki sous-vide z przegrzebkiem podane z oliwą extra virgin, czosnkiem, wędzoną czerwoną papryką, szafranem i świeżo siekaną kolendrą. Dalej carpaccio z mlecznej jagnięciny z prażonymi kaparami, oliwkami, kawiorem anchois, oliwą truflową i 36 miesięcznym parmezanem. Stół, że tak powiem ekskluzywnie wypasiony. Dorsza Pitery na nim nie uświadczysz.
A kto za stołem?
Za stołem zwykłe buraki, które bardziej pasowałyby do knajpy GS-u ze stołem nakrytym przypaloną petami lepiącą się ceratą, na którym za dania robiłyby: pomidorowa w kolorze czerwonego sztandaru, ostatnia paróweczką hrabiego Barry Kenta, flaki czekisty, grochówka czerwonogwardzisty i kaszanka przodownika pracy socjalistycznej. W przerwach towarzyszących przeżuwaniu, ośmiorniczek, jagnięciny i kawioru nad stołem szybują kolejne przystawki, czyli kurwy, chuje i dupy. Tak dyskutuje elyta III RP, czyli prezes Narodowego Banku Polskiego, a dawniej kontakt operacyjny SB o pseudonimie „Belch”, szef jego gabinetu, Sławomir Cytrycki, tajny kapuś komunistycznej bezpieki o pseudonimie „Ritmo”, i wyjątkowo nieudany prawnuk Henryka Sienkiewicza, szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz.
Co prawda stół jest prostokątny, ale jak widać ciągle obowiązuje okrągłostołowy parytet. Przed wojną takie bydlaki i chamy mogłyby co najwyżej chodzić w nagonce na polowaniu u pana dziedzica albo robić za wozaków czy dorożkarzy. W III RP stanowią samozwańczą elitę przypominającą poziomem kultury sowieckich sołdatów z zegarkami od nadgarstków po łokcie czy ich małżonki biegające w zdobycznych nocnych koszulach, które uważały za suknie wieczorowe.

Oto Polska AD 2014, państwo, które według jednego z uczestników biesiady istnieje już tylko na papierze. Jak widać całkiem nieźle niektórym żyje się w tym państwie, które skutecznie przez ostatnie 25 lat likwidowali.
Kapitanowie-żule siedzą sobie wyluzowani w luksusowej kabinie tonącego Titanica i bluzgają, rechoczą, opowiadają końskie dowcipy oraz próbują wypracować wspólną treść komunikatu w kwestii przewagi i wyższości dużego chuja nad małym. Są spokojni o swoje jutro. Przecież wyposażeni zostali przez ich zagranicznych mocodawców w doskonałe kamizelki ratunkowe, choć i bez nich potrafią zawsze jak gówno wypłynąć na powierzchnię, by kontynuować ten pasożytniczy żywot typowych trutniów.

A gdzie w tym wszystkim jesteśmy my Polacy, Naród?
Zdrzemnęliśmy się na chwilkę, która przeciągnęła się na całe 25 lat. Pozwoliliśmy zdradzając naszych przodków na rozgrabienie i rozbiórkę domu budowanego przez naszych pradziadów na niezwykle solidnym fundamencie, jakim był Chrzest Polski.
Co kiedyś powiedzą o nas przyszłe pokolenia?
Będą nam złorzeczyć i przeklinać uważając za wyjątkowo głupich leniwych i tchórzliwych pozbawionych honoru przodków, którzy nie potrafili się zbuntować, a w wielu przypadkach namiętnie grillując nie zauważyli nawet, że przehandlowano im w międzyczasie ojczyznę.

Jeżeli już dzisiaj czegoś nie zmienimy to weźmiemy na swoje sumienia wielką daninę krwi, jaką będą musiały przelać przyszłe pokolenia, aby odzyskać to, co nam bez walki i stawiania oporu odebrano. To nieprawda, że głupota nie boli. Ona zaboli, bo już dziś wielu z nas w większości nieświadomie skazuje na śmierć swoje dzieci czy wnuki, które w przyszłości zginą w walce o wolną Polskę dlatego, że my lekkomyślnie pozwoliliśmy tym prymitywnym bydlakom ją obrabować i sprzedać zagranicznym paserom.

Nie wyręczajmy się przyszłymi pokoleniami. Nie wysyłajmy ich już dzisiaj na barykady, bo wielu z nich zginie. Pokażmy, że stać nas na wielki czyn i odzyskajmy Polskę już dziś z rąk tych wszystkich chamów i prymitywów goszczących się w „Pędzących królikach” i „Sowach z Przyjaciółmi”.
Na koniec krótka dygresja.
Co chwilę wychodzą na jaw kolejne nagrania, z których wynika, że pogardliwy stosunek do Polski i Polaków oraz knajacki język godny wyrwikufli spod budki z piwem to norma wśród swołoczy okupującej dzisiaj Polskę.
Dlatego Władysławowi Bartoszewskiemu, ksywa „profesor” radzę, aby wraz z całą ekipą Tuska podszedł do wielkiego lustra, spojrzał w nie i w ten prosty sposób dokonał wielkiego życiowego odkrycia, na którego widok zakrzyknie: Nie można bydła nazywać nie bydłem

Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie