Pamięci Profesor Annie Pawełczyńskiej

Pamięci Profesor Annie Pawełczyńskiej
 

Drogi Czytelniku, czytasz artykuł, oceniasz go według własnej wiedzy, potem zmieniasz stronę i zapominasz. Tylko ci którzy piszą wiedzą, jak trudno na kilku stronach opisać życie jednego człowieka, zwłaszcza gdy tak mocno został doświadczony przez XX wiek... Umiera człowiek i zaczyna się ludzkie misterium mortis – czasami stosowne do rzeczywistych zasług, a czasem według uznania politycznego. Mija kilka dni, wyschnie ostatnia z łez i misterium zakończy swoją działalność. Wielu powie: żył, był, no i go nie ma; Każdy z nas musi umrzeć… No i rzeczywiście, wyrzucając zmarłego z pamięci, zakopujemy go jeszcze głębiej, czasami do takiego stopnia, aby „nie wylazł” ( i to też spadek XX w.). A tymczasem jest dokładnie na odwrót. Im dłuższa pamięć, tym większe zobowiązanie dla żyjącego i korzyść dla spadkobierców. Jeżeli żyjący ma świadomość, że jego dzieło będzie miało kontynuatorów, będzie rozwijane, a pamięć o nim stanie się cegiełką w ogólnym dorobku kulturowym, to będzie zachowywał się zupełnie inaczej. Dlaczego? Dlatego, że poczuje sens swojej pracy i swojego życia. To poczucie sensu buduje podstawy i rozwija narodowe, państwowe i cywilizacyjne kultury. Bez poczucia tego sensu rozsypuje się wszystko: droga po której chodzimy, domy w których mieszkamy, państwo które znika z mapy, a nawet buty w których chodzimy. Bez pamięci i obecności w niej przodków, stajemy się n i k i m. I tak nas będą traktować!

***

W nocy z 20/21.06.2014 r. zmarła prof. Anna Pawełczyńska. Patriotyzm i oddanie dla spraw Polski był ex librisem, który otwierał  Jej dorosłe życie. Mówiła o sobie, że miała bardzo szczęśliwe dzieciństwo i szczęśliwą starość. Szczęśliwość dzieciństwa łączyła z niepodległością, wolnością a jednocześnie z odpowiedzialnością (to formacja, której dziś nie rozumiemy – po prostu nie mieści nam się w głowie). To wszystko skończyło się nagle – 01.09.1939 r. Pierwszy kontakt z nową rzeczywistością był dramatyczny – jako młoda sanitariuszka po raz pierwszy zetknęła się z tym, co ostateczne, ze śmiercią. Potem była konspiracja i oddział kobiecy na Pawiaku. Wyjazd do Oświęcimia był wyrokiem, ale dawał świadomość końca przesłuchań, i pewność, że już nie wymuszą żadnych zeznań. Był jeszcze jeden obóz – Flossenburg, z którego uciekła, i były dywanowe naloty na Drezno. Sześć lat trwało, jak wieczność. Mało kto przypuszczał, że to dopiero początek zmian.
 
Po zakończeniu wojny Anna Pawełczyńska wróciła do Warszawy i podjęła studia socjologiczne… i tu ciekawa motywacja – żeby pomagać ludziom! I pomagała, zwłaszcza młodocianym przestępcom. Potem był Klub Krzywego Koła i dyrektorowanie Ośrodkiem Badań Opinii Publicznej. Tytuł doktora uzyskała w 1962 r., habilitacja w 1966 r. i w konsekwencji profesura. Ale to dopiero połowa życia.

***

Druga połowa była realizacją tych ideałów i tego etosu, w którym się wychowała jeszcze jako dziecko. Był to świat inteligenckiej rodziny i niepodległej II RP. (Dziś wychowani w klatce PRL lub, nagle uwolnionej od niej, III RP, nie bardzo rozumiemy o co chodzi). I nie wiadomo, jak potoczyłby się los przyszłej Profesor, gdyby nie pomocna dłoń jednego z największych wówczas autorytetów – prof. Stanisława Ossowskiego. Swoją niezależnością przecierał drogi swoim uczniom. Został usunięty z UW, ale gdy wrócił, na Uniwersytecie były już dwie socjologie: tradycyjna i marksistowska. Z tą drugą związany był Bauman.

Prawdopodobnie dzięki Ossowskiemu i Bystroniowi przedwojenny świat nie zawalił się. I dzięki temu to, co przeżyła nie w okresie wojny nie przełożyło się na martyrologię, poczucie klęski, czy rezygnację. Przeżycia jednak pozostały. Przez długie lata walczyła z koszmarami wojny, ale jednocześnie zaczęła syntetyzować to wszystko, co dotychczas przeżyła. I koszmary zniknęły! Zaczęły pojawiać się książki: „Wartości a przemoc”, „Głowy hydry”, „O istocie narodowej tożsamości”, „Ścieżkami nadziei”. I to jest tryptyk z aneksem, który powinien stać się obowiązkową lekturą w szkołach średnich. Dlatego, że jest syntezą wojny, skutków PRL-u i okresu przełomu. Ważne, że napisała go osoba wiarygodna, socjolog kultury – prof. Anna Pawełczyńska.

Ale nie był to koniec pisarstwa, kolejne książki to: „Koniec kresowego świata”, „Koni żal” i „Dary losu”. Najważniejszym jednak dziełem Autorki, jest pisany przez 30 lat „Czas człowieka”, książka, która została wydana, i gdzieś w niewyjaśnionych okolicznościach utknęła. Ślad po niej zaginął. 
Środek życiorysu, jaki miała Profesor, owszem, mógł być gorszy, ale i tak przebiegł wystarczająco dolegliwie. Skąd więc szczęśliwa starość? Dlatego, że mogła zbilansować swoje długie życie, przekazać własne przesłanie i w ten sposób spełnić swoją potrzebę pomocy - wzbogacić polską kulturę oraz co było dla niej niezwykle ważne – pomagać ludziom. Była osobą samotną, nie wyszła za mąż, nie miała dzieci, mieszkała sama. W rozmowie prywatnej powiedziała kiedyś, że w takiej sytuacji ważne jest, aby zaakceptować, a jak się da to, i polubić siebie samego.

Patriotyzm i poczucie odpowiedzialności oraz wiedza są znakami jakości człowieka. Profesor podkreślała, że nie tytuły, lecz zasługi, wyznaczają hierarchię ważności. Gdy człowiek odchodzi, staje najpierw przed sądem Bożym, ale niech nikomu się nie wydaje, że uniknie sądu ludzkiego. Gdy umiera, zostaje jego dzieło. Odpowiedzialne życie prof. Anny Pawełczyńskiej skończyło się. Od dnia kalendarzowej wiosny liczy się już jako czas przeszły. Teraz ważna jest myśl i dzieło, jakie pozostawiła po sobie. To dzieło jest rezerwuarem pamięci o Niej samej. Od tej chwili – my wszyscy razem wzięci, spadkobiercy polskiej kultury, staliśmy się depozytariuszami tego dzieła. Od nas zależeć będzie jakie miejsce zajmą tacy ludzie, jak Anna Pawełczyńska.

***

I na koniec, może warto postawić pytanie kim była? Urodziła się nie 20. kwietnia, jak podają dokumenty, lecz o dziewięć dni później – 29.04.1922 r. (ale to tylko pro forma). Była człowiekiem mieszczącym w sobie dwa światy: piastowski (po ojcu) i jagielloński (po matce). Czasami walczyły z sobą, ale doceniała obydwa. Czynnik kresowy przemawiał w Niej, gdy z jednej strony mówiła, że czasami trudno zrozumieć pojedynczego człowieka, a z drugiej, miała proste odpowiedzi na trudne pytania. Preferowała system intuicyjno-syntetyczny, który opierał się na szerokiej wiedzy kulturowej i wykształconej intuicji. Doceniała pragmatyzm wielkopolski, jego techniczne możliwości i patriotyzm, który choć miał nieco inną wizję Polski, był tak samo polskim, jak i kresowy. Nie wyróżniała żadnego z nich. Czasami przyznawała rację jednemu, innym razem – drugiemu. W sposobie myślenia i działania była przedłużeniem II RP. W swoich sądach i ocenach była niepodległa. Cierpiała z powodu złego stanu państwa, jakości elit i naiwności samych Polaków. Nigdy jednak nie pozwoliła powiedzieć o Polakach źle. Do końca wierzyła, że to wszystko można jeszcze zmienić. I to jest cechą ludzi wychowanych w wolności, odpowiedzialności i szacunku do drugiego człowieka. Wraz z odejściem prof. Anny Pawełczyńskiej odeszła II RP. Miejmy nadzieję, że nie na zawsze. Dla Was Drodzy Czytelnicy Pani Profesor zostawiła swoje prace i nadzieję, że zdołacie podnieść ten ciężar i ponieść go dalej czyniąc go coraz lżejszym.

Jeżeli ktoś z Czytelników zechce poświęcić więcej czasu osobie Pani Profesor (a szacunek z jakim piszę, jest szczery i zbudowany na podstawie osobistych kontaktów), proponuję zapoznać się może najpierw z omówieniami książek, a potem zachęceni w ten sposób, z nimi osobiście. Życie zawsze wynagradza czas poświęcony lekturze.

 http://wpolityce.pl/polityka/1...
WWW.wpolityce.pl/dzienniki/dziennik-ryszarda-surmacza/23409-o-czasie-czlowieka-
WWW.wpolityce.pl/dzienniki/dziennik-ryszarda-surmacza/23781-pawelczynska-rymkiewicz
http://www.ngopole.pl/2013/03/...
http://www.ngopole.pl/2013/03/...
http://wpolityce.pl/artykuly/7...

Ryszard Surmacz