Jugendamty kontra polskie dzieci

Piszę te słowa w Berlinie. Mam tu wystąpić na konferencji dotyczącej imigracji. Będę mówił o niemieckich błędach i polskim zdrowym rozsądku. Ale nie o tym chcę pisać, bo właśnie doszły mnie kolejne hiobowe wieści o następnej akcji Jugendamtu skierowanej przeciwko polskim rodzinom w RFN. Na rozprawie sądowej w środkowo-zachodnich Niemczech niemiecka policja i pracownicy Jugendamtu dosłownie wyrwały polskim rodzicom trójkę dzieci – dwie dziewczynki i chłopczyk w wieku 1, 2 i 7 lat. Matka tej trójki pochodząca z Tucholi doznała szoku i została odwieziona do szpitala psychiatrycznego. O sprawie opowiedział pochodzący z Sosnowca ojciec. To bezwzględne działanie nastąpiło dzień po... posiedzeniu Sejmowej Komisji do |spraw Łączności Polaków z Zagranicą, na którym właśnie omawiano sprawę przymusowego zabierania polskich dzieci na terenie Republiki Federalnej.
 
Ten kolejny odcinek antypolskiej epopei zmusza mnie, polskiego polityka, ale i historyka do przypomnienia haniebnych kart dotyczących przymusowej germanizacji polskich dzieci podczas i po II wojnie światowej. W latach 1939-45 uprowadzono do Niemiec z terytorium Polski 200 tysięcy naszych dzieci. Po wojnie wróciło raptem 20 tysięcy. Zatem 180 tysięcy najmłodszych Polaków stało się Niemcami i olbrzymia większość z nich nigdy się o tym nie dowiedziała i nie dowie. Po wojnie władze Niemieckiej Republiki Federalnej, która była właśnie na etapie współtworzenia EWG i NATO zniszczyły – w roku 1952 - akta osobowe porwanych polskich dzieciaków. W ten sposób praktycznie uniemożliwiono ich identyfikację.
 
Niemiecka „Leitkultur” czyli niemiecka kultura przewodnia zakazuje, widocznie także dzisiaj, mówienia do polskich dzieci przez ich polskich rodziców… w języku polskim, gdy władze łaskawie zgodzą się na krótkie widzenia. Dzieci izolowane są od polskiej kultury i języka. Z Jugendamtami współpracują, ręka w rękę, niemieckie sądy. Nie można wykluczyć, że poza antypolskim wymiarem, nie waham się użyć tego słowa, zbrodniczego procederu łamiącego prawa człowieka i wszelkie regulacje międzynarodowe, jest też istotny wymiar... ekonomiczny. Jugendamt za każde zabrane dziecko (nie tylko polskie) inkasuje prawie 200 euro dziennie. Tak kręci się biznes skierowany przeciwko polskim rodzicom.
 
Władze Rzeczpospolitej muszą upomnieć się o najmłodszych Polaków, których los, choć w innym kontekście historycznym, przypomina dzieje porywanych przez Niemców „Dzieci Zamojszczyzny”. Znaczna ich większość wywieziona do III Rzeszy Niemieckiej do Polski już nie wróciła.
 
W oficjalnych rozmowach między Warszawą a Berlinem sprawa Jugendamtów musi wracać niczym bumerang.
 
*tekst ukazał się w miesięczniku „wSieci Historii” (sierpień 2017)
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika michnikuremek

29-07-2017 [10:47] - michnikuremek | Link:

Czy Niemcy są równie stanowczy jeżeli chodzi o dzieci Turków lub Arabów?

Obrazek użytkownika anakonda

29-07-2017 [12:16] - anakonda | Link:

Panie Czarnecki dlaczego pisze Pan pokretne i zlosliwie, moze choc raz opisze Pan konkretny przypadek ze szczegolami, tak od poczatku do konca,
byc moze okaze sie, ze jedynym humanitarnym wyjsciem dla ich dobra, bylo odseperowanie dzieci od zlych rodzicow.
Ja wiem jedno, " nie ma dymu bez ognia ", takze Jugendamt nie interweniuje bez konkretnej przyczyny.
Poza tym, gdyby bylo tak dramatycznie z sytuacja polskich dzieci w Niemczech jak Pan pisze, to przy tej ilosci Polakow zyjacych w Niemczech musialoby
byc takich spraw dziesiatki jak nie setki tysiecy, a tymczasem jest zaledwie kilkadziesiat i dotycza glownie dzieci z rodzin patologicznych.
Czy koniecznie chce Pan, panie europosle aby te dzieci dalej zyly w tych rodzinach, w warunkach ciaglego zagrozenia ze strony stale pijanego ojca albo wiecznie
zamroczonej narkotykami matki?