O WIERZE W POLSKĄ GŁUPOTĘ

„Takiej wiary w polską głupotę, jaką tam zaprezentowano, się jednak nie spodziewałam” – to bodaj najtrafniejszy komentarz putinowskich łgarstw. Jego autorka – pani Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie dodała, że zaskoczył ją poziom bezczelności rosyjskiego przekazu.
Zaiste, mocna lecz przecież nie bezpodstawna jest wiara Rosjan w polską głupotę. Opierają ją na tak trwałym fundamencie, że tylko cienka granica dzieli ją od poczucia pewności.
Gwarantem rosyjskiej wiary jest bowiem „aparat nienawiści”, powstały po roku 2007 jako nieformalna struktura państwa polskiego. Składa się na niego: formacja powołana m.in. przez funkcjonariuszy Departamentu I SB MSW, zwana Platformą Obywatelską, część ośrodków medialnych, stworzonych przez agenturę lub beneficjantów „transformacji ustrojowej”, zarządzający esbecką kasą „biznesmeni” oraz rzesza popereelowskich sierot (tzw. artystów, publicystów, naukowców i wszelkiej maści samozwańczych „autorytetów”) - pretendujących do miana „elit” narodowych.
Ta nieformalna struktura, zwana dziś grupą rządzącą, powstała z lęku i nienawiści - podniesionych do rangi „programu politycznego”, ogłoszonego społeczeństwu jako manifest „partii miłości”. Brała swój początek w równej mierze - z ambicjonalnej traumy, jakiej doświadczył Donald Tusk po przegranych w 2005 roku wyborach prezydenckich oraz z niemniej mocnego uczucia lęku Bronisława Komorowskiego, obawiającego się publikacji treści aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI. Wielu innych polityków PO, biznesmenów, dziennikarzy i ludzi życia publicznego odczuwało zagrożenie możliwością ujawnienia ich kontaktów i interesów prowadzonych pod dyktando wojskowej bezpieki. Poczucie zagrożenia zajmowanych dotąd pozycji społecznych, ograniczenie źródeł dochodu i wpływów, lęk przed ujawnieniem szeregu przestępstw i korupcji - był dostatecznym bodźcem integrującym to środowisko.
Wkrótce więc, nagromadzenie pod szyldem PO wszelkiego rodzaju renegatów, frustratów i skrzywdzonej rządami PiS-u agentury uczyniło z tej grupy istny skansen agresywnych, twardogłowych typów, złączonych wspólną nienawiścią i żądzą odwetu wobec wszystkiego, co kojarzone z braćmi Kaczyńskimi. Już propagandowe hasło - „partii miłości” - rozpowszechniane w przekazie medialnym, wyraźnie wskazywało z kim mamy do czynienia. Przed wielu laty Mirosław Dzielski przedstawił definicję tej menażerii, przypominając, że „nienawiść przebrana w szaty miłości i wierząca na dodatek szczerze, że jest miłością – oto czym jest socjalizm.”
Jedyną idee fix środowiska PO, prawdziwym „credo” wokół którego integrowano wyznawców była totalna antynomia wobec PiS-u , przybierająca z czasem postać patologicznej nienawiści.
Ten genialny w swojej prostocie pomysł na rządzenie, wspierał się na odwołaniu do najniższych instynktów polskiego społeczeństwa; zawiści, gniewu, próżniactwa. Prymitywny przekaz szermował lękiem przez demonicznymi „kaczorami”, epatował setkami rzekomych afer, straszył groźbą powrotu do władzy, obiecując jednocześnie życie bez narodowych trosk i obywatelskiej odpowiedzialności.
Oparcie całej koncepcji istnienia Platformy na antynomii wobec PiS-u i nienawiści do uosabiających ideę IV RP braci Kaczyńskich, musiało zatem prowadzić do niszczenia i dezintegracji struktur państwa, do zrywania więzów społecznych , tworzenie trwałych i coraz głębszych podziałów, walki z pamięcią, propagowania zachowań antypaństwowych i amoralnych, brutalizacji języka politycznego. Użycie do tego celu najgroźniejszej broni - ośrodków propagandy, zwanych mediami stanowiło zbrodnię na społeczeństwie. Tych bowiem, którzy byli wyznawcami zabójczej antynomii miało doprowadzić w ślepy zaułek zniewolenia fałszywym przekazem, narażając na zniszczenie podstawowego systemu pojęć i norm etycznych.
Ujawniła się złowroga prawda orwellowskiej wizji „Roku 1984”, zawarta w stwierdzeniu: „Jeżeli ktoś chce rządzić, rządzić nieprzerwanie, musi umieć burzyć w poddanych poczucie rzeczywistości”. A skoro poczucie rzeczywistości nie jest niczym innym, jak prawdą o otaczającym nas świecie, jej zburzenie stanowiło akt odebrania daru ludzi wolnych i uczyniło z milionów Polaków stado niewolników.
Dokonano w tym czasie rzeczy, która przez lata „ludowej” Polski nie powiodła się sowieckim namiestnikom. Zniszczono poczucie tożsamości - tak dalece, że ludzie podlegli aparatowi nienawiści zdają się nie odczuwać żadnej więzi z własną tradycją, narodem i kulturą. Faktyczna dychotomia My-Oni nie dotyczy przecież odrębności poglądów politycznych (aparat nienawiści już nawet nie udaje, że ma jakiekolwiek poglądy), a sięga w najgłębsze pokłady człowieczeństwa. Nagonka wobec Prezydenta własnego państwa, tysiące wyzwisk i kalumnii, retoryka pogardy, wojna ze znakiem krzyża, szyderstwa z osób zmarłych, drwiny z majestatu śmierci – nie stanowią instrumentów walki politycznej. Tak tworzy się podziały w głąb człowieka, pozbawia go elementarnego poczucia przynależności do określonej kultury, zabija w nim świadomość wspólnoty.
Nieszczęśnicy powtarzający rosyjskie draństwa na temat śmierci polskiej elity nie są żadnymi „wyborcami Platformy”, bo żadna norma polityczna, tym bardziej moralna nie pozwala na kpiny ze śmierci własnych rodaków. Kto tak czyni, nie ma prawa zasłaniać się „światopoglądem”.
Nie ma w polskiej tradycji nakazu politycznej nienawiści, tak wielkiej, by drwiła z naturalnego prawa do dochodzenia prawdy o śmierci osób bliskich. Nie ma przyzwolenia do tak nieludzkiej podłości, by Polaków domagających się wyjaśnienia tragedii lżyć i oskarżać. Kto tak czyni, jest zaledwie bękartem, nie znającym swego miejsca na ziemi.
To nie polityczne podziały stworzyły tę dychotomię, a celowe działania aparatu nienawiści, niszczącego więzy międzyludzkie. I nie o żadną „politykę” tu chodzi, a o walkę z człowiekiem i jego systemem wartości.
Na czym więc miał opierać się rosyjski „raport” jeśli nie na efektach działania aparatu nienawiści? Z czego Rosjanie mieli czerpać wiarę w polską głupotę, jeśli nie z zachowań milionów naszych współobywateli, dla których „moskiewska prawda” znaczy więcej, niż życie własnych rodaków. Za każdym słowem rosyjskich kłamstw kryje się działanie „polskich wspólników” – tej grupy, która z szerzenia nienawiści uczyniła swoje pseudopolityczne credo.
Dlatego 10 kwietnia Putin miał tu armię głupców, gotowych na każdą, niewolniczą posługę. Dlatego wczoraj przyszedł „po swoje”.