Myśmy wszystko zapomnieli?

PAN MŁODY
Myśmy wszystko zapomnieli;
mego dziadka piłą rżnęli...
Myśmy wszystko zapomnieli.

GOSPODARZ
Mego ojca gdzieś zadźgali,
gdzieś zatłukli, spopychali;
kijakami, motykami
krwawiącego przez lód gnali...
Myśmy wszystko zapomnieli.

To oczywiście „Wesele” [akt I, scena 30] Stanisława Wyspiańskiego. 116 lat temu widzowie na krakowskiej prapremierze dobrze wiedzieli, jak bardzo prawdziwe to słowa.
Ale czy mogli się domyśleć, jak bardzo prorocze?

Przypomniały mi się one w Dniu Ojca i w przeddzień kolejnej czerwcowej rocznicy masowego bicia i poniżania Polaków przez…, no tak, przez rodaków w milicyjnych mundurach, i przez rodaków w czerwonych krawatach, czynnie lub biernie uczestniczących w niewoleniu Polski.
I wtedy, i przedtem i potem jedni bili lub strzelali a inni byli bici lub ginęli. Jedni kłamali lub powtarzali kłamstwa a inni byli zmuszani do ich słuchania.
Kiedy i jak to się zmienia? Czasami bardzo szybko.

Półtora roku po prapremierze „Wesela” urodził się w Warszawie mój dziadek, tuż po maturze ochotnik wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, żołnierz września 1939 roku, uczestnik Powstania Warszawskiego, jeden z wielu przedstawicieli tej części pierwszego pokolenia Polski niepodległej. Ale przecież rodzili się też wówczas tacy, co w 1920, 1939 i 1944 roku szli służyć bolszewikom…
Kto jak kto, ale dziadek nie dziwił się, że maturzyści z 1956 i 1976 roku miesiąc po maturze zajmują się nie tylko zdawaniem egzaminów na studia.