"Horyzonty" pod kontrolą (1)

 
W końcu lat 50. Witold Olszewski, redaktor paryskiego miesięcznika „Horyzonty” nawiązał współpracę z komunistyczną bezpieką.

    Witold Olszewski, urodzony w 1912 roku, był przed wojną działaczem Stronnictwa Narodowego. Okres wojny spędził w obozie jenieckim. Po wojnie nadal działał w ruchu narodowym, jednocześnie redagował w Niemczech pismo „Polak”.

    W 1949 roku został wybrany wiceprezesem Zjednoczenia Polskiego Uchodźstwa Wojennego, a po śmierci dotychczasowego szefa organizacji Józefa Różańskiego został prezesem ZPUW. Na początku lat 50. osiedlił się w Bessancourt pod Paryżem, gdzie redagował tygodnik „Słowo Polskie”.

   W czerwcu 1956 roku założył nowy miesięcznik „Horyzonty”, mając ambicję stworzenia narodowego-katolickiej alternatywy dla paryskiej „Kultury”. Juliusz Mieroszewski w liście do Jerzego Giedroycia informował go o pojawieniu się nowego periodyku, który „ma być endecką, w sosie antyamerykańskim, kopią „Kultury”, poświęconą głównie atakowaniu nas. Wszystko to jest dość śmieszne”.

  Wśród współpracowników pisma znaleźli się: Jędrzej Giertych, Jan Barański, Tadeusz Borowicz, Stanisław Kozanecki, Jan Ulatowski oraz Wojciech Zaleski.

   W pierwszym numerze redakcja prognozując zakończenie „zimnej” wojny i otwarcie etapu odprężenia uznała, iż ocieplenie na linii Waszyngton-Moskwa doprowadzi do zmniejszenia zależności Polski od Związku Sowieckiego. W tej sytuacji niezbędne stało się wypracowanie przez Polaków niezależnej doktryny politycznej.

   Podważając założenia ideowe „niezłomnych” redakcja „Horyzontów” występowała przeciwko „powierzchownemu” podziałowi na emigrację i kraj, dowodząc, iż „czczy i pretensjonalny – a niemal obowiązujący pogląd, jakoby zadaniem kraju miało być tak zwane biologiczne przetrwanie, a zadaniem emigracji walka o odzyskanie wolności – jest szkodliwą fantazją. W rzeczywistości cały naród prowadzi walkę o wolność i z natury rzeczy rozstrzygnie się ona w Polsce”.

   W tym samym numerze redaktor naczelny przestrzegał przed groźbą przenikania do środowiska Polonii amerykańskiej agentury. „Obce wpływy to obce interesy – pisał Olszewski – a obce interesy to z reguły szkody dla własnego narodu”. Równocześnie apelował do rodaków o rozsądek, potępiając spiski zmierzające rzekomo do wywołania powstania w kraju. Antyrosyjska irredenta była sprzeczna z polską racją stanu, szczególnie w obliczu niebezpieczeństwa niemieckiego rewanżyzmu oraz sytuacji, gdy naród zaczyna „odrobinę lżej oddychać”.

  Polacy winni „przede wszystkim liczyć na własne siły. Rzecz jasna, że nie na własne siły emigrantów, bo te są znikome, lecz na siły całego narodu”.

   Po przejęciu władzy przez Gomułkę, w listopadowym numerze pisma Olszewski zaznaczał, iż nowy przywódca, miał do wyboru dwie drogi – „poddanie się nastrojom antyrosyjskim i zdobycie w ten sposób poparcia w społeczeństwie”, co groziło jednak „popchnięciem narodu do nieobliczalnej awantury”, albo też – o co apelował redaktor „Horyzontów” - „opanowanie nastrojów i ich rozładowanie kosztem ustępstw z realizowania w Polsce komunizmu”.

   Olszewski z całą mocą podkreślał różnicę między wrogością do komunizmu „jako doktryny i systemu” a wrogością „wobec Rosji”. Nie bez kozery w swej publicystyce używał terminu „Rosja” zamiast „Związek Sowiecki”, uznając sowieckie imperium za „nowe wcielenie rosyjskiej państwowości”. Nie dostrzegał przy tym, lub nie chciał dostrzegać, że Kreml w swojej polityce odwoływał się nie do rosyjskiego nacjonalizmu, ale kierował się globalnymi interesami bloku komunistycznego.

   Nawiązując do koncepcji Dmowskiego sprzed I wojny światowej, uważał sojusz z Rosją za strategiczny cel polskiej polityki. „Stanowisko takie – pisał – nie ma być wynikiem popłochu w obliczu niebezpiecznej sytuacji, ale wyrazem długoplanowej polityki”.

   Miał nadzieję, że pozbawiona antyrosyjskiego ostrza presja społeczeństwa skłoni ekipę Gomułki do stopniowych ustępstw ideologicznych, „im bowiem rozsądniejszy będzie stosunek do Rosji, - przekonywał – tym większy będzie napór na komunizm w Polsce, a zespół Gomułki, pragnąc odprężenia w stosunkach z Rosja Sowiecką, będzie musiał płacić społeczeństwu prawdziwymi swobodami”. Zaiste dziwna to była kalkulacja. Olszewski jednak wierzył, że Moskwa gotowa była – w zamian za gwarancję utrzymania dominującej pozycji w regionie- zaakceptować „rozwodnienie komunizmu” w Polsce.

   Jednocześnie wskazywał, iż o ile Bierut był „ślepym narzędziem Moskwy”, to Gomułka stał się „autonomicznym jako tako poplecznikiem”. Zmiana dokonana w Polsce w 1956 roku miała jego zdaniem polegać rzekomo na tym, że „ z Polski odpłynęła obca cywilizacja. Komunizm został, zależności polityczne, gospodarcze, wojskowe i Bóg wie jeszcze jakie pozostały, bo taka jest nasza sytuacja geopolityczna. Ale cofnął się najazd cywilizacyjny”.

   Tworząc pismo opozycyjne wobec linii politycznej paryskiej „Kultury”, w rzeczywistości podzielał w pełni stanowisko Giedroycia wobec Gomułki i „przełomu październikowego” w kraju.

   Z tą koncepcją polsko-sowieckiego sojuszu rozprawił się na łamach londyńskich „Wiadomości” Aleksander Bregman słusznie wskazując, że sojusz taki był „psychologicznie niemożliwy, politycznie bezcelowy, wojskowo niebezpieczny; że nie gwarantowały nam ani terytorium, ani niepodległości; że nie jest nakazem ani historii, ani geografii, ani „racji stanu”. Zdaniem Bregmana fałszywa była teza zwolenników takiego przymierza, że będzie on zabezpieczać Polskę przed Niemcami. W praktyce bowiem głównym przeciwnikiem Kremla były Stany Zjednoczone, a stosunek do Bonn jedynie fragmentem globalnej polityki komunistycznego mocarstwa.

   W warszawskim Ministerstwie Spraw Wewnętrznych szybko zauważono nowe pismo, a jego linia programowa skłaniała do szukania pól porozumienia. W takich okolicznościach w styczniu 1957 roku powstał plan nawiązania bezpośredniego kontaktu z Olszewskim.

   Do spotkania z „Wysokim” (taki pseudonim nadano Olszewskiemu w MSW) doszło w marcu 1957 roku w Paryżu. Olszewski zgodził się na kontynuowania rozmów, zdecydowanie pozytywnie odnosząc się do rozwoju wydarzeń nad Wisłą, jednak propozycję zwalczania „skrajnie reakcyjnych i wrogich elementów na emigracji – przyjął z zastrzeżeniem”. Początkowo nie zamierzał także brać pieniędzy od paryskiej ambasady, zabiegając (bez powodzenia) o uzyskanie zgody na debit „Horyzontów” w kraju.

   Z upływem czasu Olszewski coraz bardziej zdecydowanie krytykował politykę polskiej emigracji politycznej, uważając, że przestała być ośrodkiem moralnego i politycznego autorytetu dla Polaków. „Idea legalizmu – pisał w 1959 roku – jest ideą martwą, bez treści, bez walorów moralnych i ideowego znaczenia. Przekreśliło ją życie. Nie łączy ona Polaków, ale dzieli jej wyznawców – jakże nielicznych – od teraźniejszości i przyszłości narodu. Nadaje upartym legalistom fatalne piętno anachronizmu i fikcyjności. A przecież ciągle z wielką pompą celebrowana w Londynie wytwarza pustkę i obojętność dookoła ludzi, dla których poparcie i posłuch tak w kraju, jak i na emigracji powinny być główną bronią i gwarancją skutecznego działania”.

  Nic więc dziwnego, iż w tej sytuacji rozmowy Olszewskiego z funkcjonariuszami komunistycznego wywiadu przybierały coraz korzystniejszy dla Warszawy obrót. „Wysoki” zobowiązał się w 1958 roku nie drukować artykułów, które byłyby niezgodne z polską racją stanu, rozumianą oczywiście zgodnie z wolą komunistycznego kierownictwa. Jednocześnie redaktor „Horyzontów” zaakceptował wsparcie finansowe dla pisma. Towarzystwo „Polonia” za pośrednictwem paryskiej ambasady „kupowało” 100 egzemplarzy pisma, płacąc po jednym dolarze za egzemplarz. Przekazał także adresy osób prywatnych w kraju, którym dotychczas wysyłał pismo, dekonspirując je przed komunistyczną bezpieką

   Na razie nie zgodził się na bezpośrednią dotację Warszawy, jednak przedstawiciel MSW w raporcie sugerował, iż „wydaje mi się, że z czasem pójdzie on na wszystko. Trzeba jednak postępować z nim taktownie, wówczas można więcej zyskać”. I nie pomylił się.
 
CDN.