Parę uwag do aktualności

Polska „olała” / przepraszam za brzydkie słowo, których zazwyczaj nie używam, ale nie mam pod ręką lepszego określenia/ wybory do europarlamentu.
Mamy zaledwie połowę nie najwyższej frekwencji w całej UE, bo przekraczającej nieco 40 %, a my zaledwie przekraczamy 20%.
W hałasie na temat triumfu PiS’u i klęski PO znikła sprawa najważniejsza: - stosunek Polaków do UE i jej instancji.
Jest to stosunek absolutnie negatywny i moim zdaniem wyrobionym na podstawie doświadczeń z poprzednich wyborów nawet te 22 % frekwencji jest naciągnięte, faktyczna frekwencja mogła być nawet poniżej 20%, ale żeby „wyjść na swoje” można było tę drobną ilość głosów dodać na zasadzie dobrych doświadczeń całej „III Rzeczpospolitej” sięgających jeszcze PRL. Jak to dobrze, że frekwencja jest niska, nie trzeba się zbytnio fatygować. Przy tej okazji chciałbym wszystkim triumfującym przypomnieć, że wynik 30% głosów oznacza zaledwie 7 % całego elektoratu, co znaczy, że nic nie znaczy.
Osobiście jestem przekonany, że wynik tych wyborów z małymi odchyleniami był ustalony na długo przed nimi. W sumie jego zadaniem jest wprowadzenie w stan samozadowolenia opozycję i utrzymanie w równowadze układu rządzącego.
Nie wpłynie to również na konfigurację europarlamentu, w którym żaden kraj poza rządzącymi faktycznie UE nie ma swojej reprezentacji, a jedynie poszczególne frakcje polityczne tak podzielone, że nic tam się nie zmieni. Nie możemy, więc chwalić się, że mamy tam „polską reprezentację”. I pomyśleć, że nawet w zaborczych parlamentach austriackim i niemieckich mieliśmy polskie przedstawicielstwa.
O kompetencjach tej najbardziej jaskrawo pasożytniczej instytucji UE piszę odrębnie.
 
Drugie wydarzenia, o którym głośno nie tylko w Polsce to śmierć Jaruzelskiego.
Dla niektórych jest to westchnienie ulgi gdyż „III Rzeczpospolita” przez ćwierć wieku nie potrafiła sobie z nim poradzić.
Jedni przedstawiali go, jako twórcę „porozumienia narodowego” zawdzięczając, któremu bezszmerowo przeszliśmy z PRL do RP, trochę wprawdzie dziwnej, bo „trzeciej” w sytuacji, kiedy „drugiej” nigdy nie było.
Nie było to jednak bez kozery, takie podzielenie stwarza możliwość pisania historii na nowo i uznania przeszłości za niebyłą.
Inni uznają go za zbrodniarza winnego najcięższej zbrodni wprowadzenia stanu wojennego i innych pomniejszych przestępstw.
Moim zdaniem i jedna i druga opinie są z gruntu fałszywe, nadają bowiem Jaruzelskiemu rozmiar indywidualności politycznej, którą nigdy nie był, nawet jego poprzednicy na dyktatorskim stołku polskiego „genseka” Gomułka i Gierek zaznaczyli się bardziej, jako osobowości polityczne.
Jego sylwetka posłusznego i karnego ucznia charakteryzowała całą jego postawę absolutnego podporządkowania kremlowskim mocodawcom. Ich spadkobiercy za to go chwalą, nawet nadają mu tytuł odpowiedzialnego polityka, który swoją postawą wyróżnił się w buntowniczym i całkowicie nieodpowiedzialnym narodzie polskim.
A przecież nieoczekiwanie na skutek zbiegu okoliczności stanął wobec możliwości samodzielnego wyboru i nie tylko, że z niej nie skorzystał, ale uporczywie trzymał się dyrektyw mocodawcy, który utracił atrybuty władzy, a którego nawet już i formalnie nie było.
Miał szansę ażeby w porozumieniu z episkopatem, jeżeli już nie chciał rozmawiać z prawdziwą „Solidarnością”, powołać tymczasowy rząd narodowy, który przygotowałby zręby niepodległego państwa polskiego.
Zamiast tego na obce polecenie wprowadził rządy komunistycznej międzynarodówki, która w podzięce natychmiast się go wyparła.
Jak daleko jego uległość wobec Moskwy była posunięta najlepiej świadczy przyjęcie z pokorą policzka wymierzonego mu osobiście przez Putina w czasie sowieckiej rocznicy zakończenia wojny przez pominięcie udziału polskich armii na wschodnim froncie, a wymienienie „zasług” niemieckich „antyfaszystów”.
Miał wtedy okazję ażeby odmówić przyjęcia byle jakiego zresztą odznaczenia i w ten sposób zyskałby wśród rodaków bardzo lubiących gesta nawet wybaczenie wszystkich zbrodni.
I to chyba na ten temat wystarczy.
 
Problemy Polski leżą gdzie indziej, a mianowicie w potrzebie gwałtownego poszukiwania drogi wyjścia z pułapki, w którą wszyscy po kolei, począwszy od Jaruzelskiego, a na UE i jej agenturach kończąc, nas wprowadzili.