Kryzys nie kryzys a prawda po naszej stronie. Tylko czyjej?

Owidiusz powiedział: czasy się zmieniają, a my wraz z nimi (tempora mutantur et nos mutamur in illis). Ale to było w starożytności. Dziś pozwolę sobie na inne stwierdzenie: czasy się zmieniają, lecz problemy trwają. Jednakże nie o polemikę z Owidiuszem chodzi, ale o wciąż trwające problemy lekarzy w Polsce. A może z lekarzami? I może uda się je rozwiązać w czasie dobrej zmiany?

Cofnijmy się jednak na chwilę do II Rzeczpospolitej, dokładniej do lat 30., kiedy to panował kryzys gospodarczy. Ówczesna prasa rozpisywała się o nim szeroko i dogłębnie, nie omijając problemu wpływu kryzysu także na sytuację lekarzy. „Kryzys, który tak ciężko dotknął rolnictwo, przemysł i handel odbił się również w sposób fatalny i na wolnych zawodach. Bardzo mocno odbił się kryzys na dochodach lekarzy” – zaczął autor, podpisany Z.K., swój artykuł pt. „Kryzys w zawodach wyzwolonych”, który ukazał się 9 grudnia 1931 r. w łódzkiej gazecie „Ilustrowana Republika”. I dalej pisał tak: „Liczba pacjentów i ich wypłacalność maleje. Szerokie warstwy ludności, o ile nie należą do Kas Chorych lub nie wchodzą w skład rodzin urzędniczych, formalnie nie mają się za co leczyć”. Przytoczył też pewne dane liczbowe: „Ogółem w całej Polsce praktykuje 10.000 lekarzy i na każde 10.000 mieszkańców przypada 3,4 lekarzy, wówczas gdy w Niemczech – 7,6, w Czechosłowacji – 5,8, w Japonii – 7,7, w Stanach Zjednoczonych 12,6. Jedynie tylko Finlandia i Litwa wykazuje niższą cyfrę”. Poprzestając na zacytowaniu fragmentu tekstu, przybliżę – nie bez powodu – sytuację lekarzy doby kryzysu II RP, jaka się wyłania z całości artykułu. A potem, jako że czasy się zmieniają, przejdę do czasów dzisiejszych.

Polska w latach 30. XX w. borykała się zarówno z niedoborem lekarzy (patrz zacytowane wskaźniki), jak i nierównomiernym ich rozmieszczeniem w kraju. Najwięcej lekarzy było na terenie Izby Warszawsko-Białostockiej, w samej stolicy na każde 10 tys. ludności przypadało prawie 22 lekarzy. Najmniej medyków było w małych miastach i gminach wiejskich – często poniżej średniej dla kraju. Najgorzej było województwach wschodnich – tutaj przypadało zaledwie dwóch lekarzy na 10 tys. ludności, czyli ponad dziesięciokrotnie mniej niż w Warszawie.

Lekarze dzielili się na dwie grupy: pracujących w ramach umów z Kasą Chorych oraz wolno praktykujących. W Warszawie około 40 proc. ludności była wówczas pod opieką lekarzy kasowych. Większość, bo ponad 60 proc., była zdana na korzystanie z usług lekarzy prywatnie praktykujących.

Lekarzy prywatnych w stolicy było szczególnie dużo, na każde 10 tys. nieubezpieczonej w Kasie Chorych ludności przypadało ich aż trzydziestu. I to wśród nich toczyła się walka o pacjenta. Mimo to jakość usług świadczonych przez lekarzy prywatnych, poza niektórymi sławami medycznymi, pozostawiała wiele do życzenia. Ponieważ ludzi często nie było stać na prywatne leczenie, to z braku gotówki na porządku dziennym formą zapłaty były weksle. Bywało, że bez pokrycia. Tocząca się pomiędzy lekarzami walka cenowa o pacjenta-klienta powodowała, że w latach kryzysu dochody znacznej części lekarzy wolno praktykujących spadły poniżej minimum egzystencji. Nie mieli oni też motywacji, aby świadczyć usługi lepszej jakości, gdyż i tak nie miał im kto za nie zapłacić.

Niewiele lepiej przedstawiało się położenie lekarzy zatrudnionych przez Kasę Chorych. Co prawda otrzymywali oni pensję, ale wypłaty były nieregularne, gdyż Kasie brakowało gotówki. Lekarze kasowi, chcąc podreperować swój budżet, usiłowali dorabiać, przyjmując też chorych „w domu”. Tu jednak życie utrudniał im fiskus wysokimi podatkami, więc masowo zamykali swoje domowe praktyki. Jak pisał autor Z.K., zapowiadało się jeszcze gorzej, gdyż Kasy Chorych przymierzały się do wypowiedzenia umów lekarzom i zawarcia nowych na gorszych dla nich warunkach.

W czym opisana sytuacja sprzed prawie dziewięćdziesięciu lat przypomina dzisiejszą? Kryzysu ekonomicznego w Polsce nie mamy – to pewne. Wszystkie wskaźniki na niebie i ziemi pokazują, że gospodarka się rozwija, bezrobocie spada, produkcja rośnie. O wojnach cenowych wśród lekarzy prywatnych nie słychać. Nikt lekarzom nie płaci wekslami bez pokrycia, a ich wynagrodzenia na pewno nie są poniżej minimum egzystencji.

A jednak lekarze dziś – tak samo, jak wówczas – są niezadowoleni z wysokości swoich wynagrodzeń. Mówiąc wprost, uważają, że zarabiają niewspółmiernie mało do ciążących na nich obowiązków i odpowiedzialności.

I tu moim zdaniem pojawia się ponadczasowy problem – rzetelnej wyceny pracy lekarzy pracujących w publicznym systemie ochrony zdrowia. Wyceny adekwatnej do kompetencji, obowiązków i odpowiedzialności, przekładającej się na wysokość wynagrodzeń. Wyceny opartej na rzetelnych danych i nieuwikłanej w „ideologię potrzasku” pomiędzy lekarzem-społecznikiem a lekarzem-kapitalistą. Problem ponadczasowy i jak dotąd – nierozwiązany.

Sfrustrowani lekarze (i nie tylko oni) postanowili swój ekonomiczny byt wziąć w swoje ręce i przygotowali własną propozycję „wyceny” pracy. Jest nią wspomniany w moim artykule pt. „My tu maju-maju a biała polska jesień tuż-tuż”, obywatelski projekt ustawy o wynagrodzeniach w ochronie zdrowia. Co z niego wynika? Według projektu minimalne wynagrodzenia brutto powinny wynosić: dla lekarza bez specjalizacji (w tym rezydenta) – dwie średnie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw za rok poprzedni, a dla lekarza specjalisty – jego trzykrotność. Jak widać, za podstawę wyliczeń przyjęto przeliczniki „2” i „3” oraz średnią przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw z roku ubiegłego, więc każdego roku wynagrodzenie byłoby waloryzowane o wartość tej kwoty. Jak według tej propozycji kształtowałyby się minimalne wynagrodzenia dla lekarzy w roku 2017, przyjmując do wyliczeń średnią za rok 2016? Odpowiednio dla lekarza bez specjalizacji byłoby to 8554 zł, a dla specjalisty – 12831 zł miesięcznie.  

A skąd te przeliczniki „2” i „3”? No cóż, metodologicznie – znikąd. Historycznie – przelicznik „3” pokutuje już od dawna. O ile dobrze pamiętam (jeśli ktoś pamięta lepiej, proszę o skorygowanie), był już postulowany w czasie przygotowywania reformy służby zdrowia za rządów AWS. Wówczas to Sejm w 1997 r. uchwalił ustawę o Kasach Chorych, która weszła 1 stycznia 1999 r. i zapoczątkowała niekończącą się – jak widać – reformę służby zdrowia. Koncepcja wysokości minimalnego wynagrodzenia dla lekarza specjalisty na poziomie tzw. trzech średnich krajowych była też promowana przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. Pomysł ten w postaci ustawy jak dotąd się nie zmaterializował, ale, choć czasy się zmieniają, utrwalił w świadomości medyków na tyle, że teraz znalazł odzwierciedlenie w rzeczonym projekcie obywatelskim.

No cóż, jakkolwiek dla niektórych zapewne szokujące mogą się wydać podane kwoty minimalnych wynagrodzeń dla lekarzy, to zaletą tejże „wyceny” niewątpliwie jest prostota – wystarczy tylko pomnożyć. O działanie matematyczne oczywiście chodzi, gdyż z pomnożeniem pieniędzy będzie znacznie trudniej. Ponieważ najnowsze informacje wskazują, że inicjatorom projektu ustawy udało się zebrać wymagane 100 tys. podpisów, to Rząd, chcąc nie chcąc, z problemem wynagrodzeń dla lekarzy i pozostałych pracowników ochrony zdrowia będzie musiał się zmierzyć. A matematyka przejdzie na wyższy poziom. Mimo „zróżniczkowanych” w społeczeństwie poglądów, ile to lekarz powinien zarabiać, Rządowi może być ciężko, gdy dojdzie do ”scałkowania” niezadowolenia z wynagrodzeń i funkcjonowania służby zdrowia.  

Tym bardziej, że gdy minister zdrowia Konstanty Radziwiłł za czasów rządów koalicji PO-PSL był jeszcze szefem Naczelnej Izby Lekarskiej, domagał się wynagrodzenia w wysokości co najmniej dwóch średnich krajowych pensji dla lekarzy bez specjalizacji i trzech dla doktorów ze specjalizacją. I lekarze te przeliczniki pamiętają. I tym bardziej są teraz wkurzeni, że rozdźwięk pomiędzy żądaniami godnej płacy dla lekarzy zgłaszanymi przez K. Radziwiłła jako prezesa NRL, a teraz propozycjami dla lekarzy składanymi przez K. Radziwiłła jako ministra jest ogromny. Według koncepcji ministra Radziwiłła podwyżki dla lekarzy miałyby się zacząć w lipcu, a pensje rosłyby stopniowo, tak by osiągnąć pewne minimum w 2021 r. Jakie minimum? Ano takie, że minimalna pensja lekarza specjalisty wyniosłaby wówczas ok. 5 tys. zł brutto, czyli 1,27 średniej krajowej (co stanowi znaczną różnicę pomiędzy historyczną już „trójką“) a minimum dla lekarza bez specjalizacji wyniosłoby 4,1 tys. zł. Lekarze i inni pracownicy służby zdrowia tym bardziej też nie odpuszczą, że kryzysu gospodarczego, jak w II RP, teraz w Polsce nie ma.

Biała jesień jest tuż-tuż. Rząd, by nie zostać zmiażdżonym w kleszczach: wkurzeni lekarze (i reszta pracowników ochrony zdrowia), sfrustrowani pacjenci i totalnie wściekła beznadziejnie totalna opozycja, moim zdaniem powinien poza dobrą strategią polityczną mieć opracowaną metodologicznie propozycję rzetelnej wyceny pracy lekarzy zatrudnionych w publicznej służbie zdrowia (i nie tylko lekarzy). I tę propozycję, wraz ze wskazaniem źródeł ich sfinansowania, poddać do dyskusji środowisku lekarskiemu, innym pracownikom ochrony zdrowia oraz debacie publicznej. Dlaczego? By nie było, że „kryzys nie kryzys a prawda jest po naszej stronie”. Tylko tak naprawdę wciąż nie będzie wiadomo po czyjej i ile ona jest warta.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika xwro

05-05-2017 [14:33] - xwro | Link:

Jeżeli zarobki te miałyby być powiązane z minimalną (odpowiednio wysoką) liczbą godzin w przychodni/szpitalu i małą odpłatnością za wizytę w takiej przychodni to nie widzę większego sprzeciwu wśród społeczeństwa. Zawsze można próbować pozyskać kasę zmieniając rozdawnictwo "500+ dla każdego" na bardziej rozsądne.

Obrazek użytkownika Teofila77

06-05-2017 [12:37] - Teofila77 | Link:

Co do powiązania się zgadzam, ale nie uważam, aby trzeba było zabierać ludziom 500+. Jestem całym sercem za tym programem i nie uważam, że to jest rozdawnictwo, ale elementarne przywrócenie Polakom godności w wymiarze ekonomicznym.

Obrazek użytkownika Domasuł

06-05-2017 [13:38] - Domasuł (niezweryfikowany) | Link:

Polacy na zachodzie korzystają pelna piersią z pomocy państwa (niektórzy dawno już nie pracują bo nie musza), a jak polski rząd chce dac jakakolwiek pomoc to rozlegają się protesty ze rozdawnictwo.

Ja naprawdę wspolczuje przyzwoitym politykom w tym naszym kraju. Wdziecznosci, a nawet jakiegoś cieplego słowa, to oni oczekiwać nie mogą :)

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

07-05-2017 [12:48] - Imć Waszeć | Link:

Tu nie chodzi o rozdawnictwo przywracające godność. Tu chodzi o coś bardziej elementarnego. Trzeba nasmarować czymś tryby systemu ekonomicznego w Polsce, popyt wewnętrzny, żeby pewne procesy znów zaczęły przebiegać jak w cywilizowanym państwie, a nie Tanzanii, która nota bene idealnie pasuje do wizji ekonomii roztaczanych przez polskich liberałów. Popyt wewnętrzny, to jest inaczej mówiąc obrót pieniądza w gospodarce. Pieniądz w firmie nie liczy się na kupki, ale jaki zysk wypracowuje. Można wyrzucić miliony, a zarobić grosze. Można obracać groszami, a w końcu zarobić miliony. Wszystko zależy od tego, jak patrzymy na przepływy pieniądza. Ta sama papierowa stówa w przeciągu roku obrachunkowego może być zyskiem tysięcy firm i osób.

Do czego doprowadziły chore wizje komunistycznego ekonomisty Balcerowicza i liberałów z KLD, którym znudziło się studiowanie podręczników historii, możemy (mogliśmy, bo nie sprawdzałem ostatnimi laty) najlepiej zobaczyć w tzw. Polsce B, czyli na wschodzie kraju. Tam dochodziło już do takich paradoksów, że osoba pracująca w Belgii sprowadzała stamtąd samochód, za który miejscowy rolnik płacił w świniach i workach kartofli. Nastąpił powrót do handlu wymiennego jak w Afryce albo średniowieczu i do odrobku pańszczyźnianego jak w XVIII wieku. Wszystko dlatego, że idiocie z dyplomem profesorskim warszawskiej uczelni SGPiS "nie udało się wyobrazić" skutków własnych decyzji politycznych. Gdy pieniądze zaczęły szeroką rzeką płynąć do firm zachodnich, banków, marketów, montowni, zrobiło się jeszcze gorzej.

Pomimo jednak tego, że Balcerowicz z KLD skutecznie wycofał większość pieniądza z obrotu na polskim rynku, nie nastąpiły żadne efekty zapowiadane przez ich komunistyczne albo redukcjonistyczne "teorie". Nie nastąpiło nadzwyczajne umocnienie waluty, rozmaici Niemcy nie zaczęli przyjeżdżać za pracą do Polski, zaś Bank of England nie odnosił swoich wskaźników do "silnej" złotówki. Nic nie nastąpiło, oprócz pauperyzacji społeczeństwa, masowej emigracji i zatarcia w trybach polskiej ekonomii (niezapłacone latami faktury, długi sięgającej PKB, niewypłacanie pensji, niepłacenie świadczeń, praca ponad godziny przewidywane w kodeksie za grosze nie dające szansy przeżyć do pierwszego, pracujący żebracy itp.). Polski popyt wewnętrzny praktycznie przestał istnieć, co wykończyło skutecznie sektor istniejących w latach 90-tych usług. Ja pamiętam lata 90-te, bo prowadziłem firmę w tym czasie i pamiętam, że kupowało się wszystko, spełniało każdy kaprys, bo pieniędzy było w bród i każdemu opłacało się produkować choćby gliniane kogutki. W tym tempie szybko stalibyśmy się drugim Hong Kongiem, więc Balcerowicz i różne KLD dostały zlecenie na Polskę od "starszych i mądrzejszych" oraz od "odwiecznych przyjaciół".

Obrazek użytkownika Zunrin

05-05-2017 [15:20] - Zunrin | Link:

Z tą odpowiedzialnością lekarzy to Autorkę trochę poniosło. Chyba że ma na myśli ściganie ich za masowe wystawianie recept nie wiadomo komu czy branie kasy za nie wykonane zabiegi.

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

05-05-2017 [17:48] - Imć Waszeć | Link:

Myślę, że w Polsce znalazłaby się cała masa ludzi, którzy dziś z zadowoleniem wykonywaliby zawód lekarza za 4 tys. na rękę. Trzeba tylko całkowicie odblokować studia, zlikwidować limity przyjęć i koncesje na zakładanie wydziałów, czyli zlikwidować komunistyczny system kartkowy na biały papiór. Wtedy oczywiście zadziałałaby "niewidzialna brudna łapa rynku" i ceny usług rzeczywiście spadłyby do mniej więcej takiego poziomu. Korzyści przy tym byłoby co niemiara.

Po pierwsze, zblazowany element komunistyczny i postkomunistyczny, obecnie liberalny i aktywnie wspierający wszelkie grupy antypolskie i roszczeniowe, który nas dręczy strajkami o podwyżki już ponad 25 lat, wreszcie musiałby wziąć sprawy w swoje ręce i po prostu wyemigrować. Wątpię, żeby tam gdzie wyemigrują od razu mieli kokosy, więc byłaby to świetna lekcja pokory i ekonomii, której jak widać nie nauczają na tych studiach.

Po drugie, nadprodukcja personelu medycznego stałaby się szybko naszym hitem eksportowym. Zamiast wyganiać młodzież i niewykształcone masy na wszystkie zmywaki świata, jako państwo dawalibyśmy im potencjalnie użyteczny zawód i radźcie sobie jak umiecie. Sprawę odpłatności za naukę, w przypadku emigracji, można by rozwiązać tak samo jak w USA (Przystanek Alaska). Kazać podpisać weksel, a jak klient będzie oporny, to odsprzedać go międzynarodowej korporacji komorniczej "Kruki i Wrony" i niech sobie tam poza granicami rozmawiają po swojemu.

Po trzecie wreszcie, stworzenie w oparciu o polski personel medycznych super kombinatów sprawiłoby, że Polska szybko osiągnęłaby sławę medycznej Mekki świata, do której ciągnęliby wszyscy mający trochę więcej grosza do wydania. Od amerykańskich czy kanadyjskich farmerów, po szejków naftowych. To w oczywisty sposób wpłynęłoby na większe przychody w tych zawodzie, większe zainteresowanie studiami i tak dalej.

Nie sądzę, żeby studia medyczne były jakieś prestiżowe, specjalne, albo kształciły samych super mózgowców. Są całkiem przeciętne i pospolite, tyle tylko, że obsiadłe przez rody i nadzwyczajne kasty żywotnie zainteresowane tym biznesem, które dlatego blokują i utrudniają dostęp do tego kierunku każdemu Filistynowi aż do upadłego. Są do tego mocno przereklamowane pod kątem rzekomych strasznych trudności i kosztów, bo to sprzyja późniejszemu marudzeniu w celu nabijania kabzy. Równie dobrze można kazać studentom innych kierunków wkuwać dzieła literackie i robić testy z wyrywków. Jeśli rzeczywiście by był to kierunek elitarny, to ja proponuję turniej. Coś w rodzaju starego dobrego turnieju miast z TV. Niech studenci po skończeniu jednych studiów wymienią się i rozpoczną studia na drugim kierunku. Niech lekarze wymienią się z informatykami albo z matematykami i wtedy zobaczymy kto będzie lepszy i inteligentniejszy ;)

Eksperyment nie boli, a pozwoli wielu ludziom urealnić ich poglądy na rzeczywistość i wyobrażenia o własnych możliwościach, które są już metodą propagandową rozdęte niczym EGO Wałęsy.

Obrazek użytkownika nonparel

05-05-2017 [18:50] - nonparel | Link:

Przypomina mi się rysunek Mleczki, jak to król z pałacowego balkonu oznajmia rzeszom poddanych: "wolą moją jest, aby naród ten był najbardziej wykształconym narodem świata, nakazuję przeto, aby każdy z moich poddanych ukończył studia wyższe". Bo co to znaczy: "odblokować studia, zlikwidować limity przyjęć i koncesje na zakładanie wydziałów". Kto ma na tych studiach wykładać? Prawda, że kadra to w większości skostniałe pryki - nie dotyczy to tylko medycyny, gdzie indziej bywa nawet gorzej - ale innej kadry nie ma i z kieszeni się jej nie wyciągnie. I to, a nie jakieś odgórne przepisy jest podstawowym ograniczeniem ilości szkolonych lekarzy. Inaczej będzie tak, jak w pewnym znanym mi uniwersytecie medycznym, który szeroko otworzył się na magisterskie studia polskich pielęgniarek - które de facto umiały więcej, niż dyplomowana pielęgniarka na Zachodzie Europy - ale potrzebny był papier.
- Jakim cudem szkolicie tyle pielęgniarek?
- Po prostu. Sprawdzamy, czy kasa wpłynęła na konto a na koniec dajemy dyplom. Przecież tym dziewczynom tylko o to chodzi.
- Ale są wymogi odnoście kadry naukowej i tak dalej..
- A tak, zatrudniliśmy profesora z fitoterapii. Ma 80 lat i chętnie sobie dorobi.
To tak nie działa. Mimo często niskiego poziomu kadr klinicznych czegoś jednak tych przyszłych lekarzy trzeba nauczyć. Potrzebna jest baza teoretyczna i kliniczna. Ćwiczenia praktyczne. Staże. Dyżury. Trzeba nauczyć tych rekrutów wszystkiego: od wkłucia do żyły po standardy diagnostyki i leczenia. Bo inaczej to nici z "Mekki medycznej". Wybrakowanego towaru nikt nie kupi. Jak zrobimy medyczne studia internetowe, to cały ten szajs zostanie tutaj i będzie Pana leczyć. Tego chcemy?

 

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

05-05-2017 [21:20] - Imć Waszeć | Link:

Chcemy, żeby było inaczej, czyli lepiej, bo gorzej już być nie może. Trzeba skorzystać z sytuacji, że kolejnej nadzwyczajnej kasty jest dziś tak mało i przepłukać wreszcie ten kolektor. Nie da się tego zrobić szybko inaczej, niż uruchamiając masową produkcję beleczego, z której to masy można potem wybrać co lepszy narybek, a reszta niech sobie jedzie lekarzować do jakiegoś kraju liberalnego, np. do Anglii. Anglicy będą wniebowzięci. Zawsze to lepiej i cieplej w pupę, gdy się wiezie do Londynu papier na chirurga lub internistę, zamiast dyplomu magistra polonistyki, etnografii, rolnictwa, czy marketingu. Potem to już nie moje zmartwienie, jak oni będą tam leczyć, a na desant kilku tysięcy lepszych fachowców nawet Anglia nie może sobie pozwolić, bo szybko będzie miała z ich lewackimi roszczeniami podobny burdel jak my teraz. Dlaczego lewackimi? Bo w kapitalizmie każdy sam walczy o swoją pensję i negocjuje pobory, a w lewackim ustroju robi to za nich korporacja, czyli taka Państwowa Zjednoczona Partia Zawodowa.

Obrazek użytkownika Teofila77

06-05-2017 [12:49] - Teofila77 | Link:

Nawet gdyby zlikwidował Pan limity przyjęć, koncesje itd. to i tak nie dałoby się wykształcić dużo więcej lekarzy. Bo ktoś ich musi jeszcze kształcić. I nie chodzi o wykłady teoretyczne, ale np. zajęcia praktyczne przy łóżku chorego. Po drugie kształcenie lekarzy to nie tylko studia, to dopiero początek. Kluczowe dla samodzielności jest kształcenie specjalizacyjne i tutaj jest ogromny problem. Oczywiście także z limitami, ale też z lejkarzami, którzy powinni być opiekunami specjalizacji. Nie twierdzę, że limity są dobre i coś z nimi trzeba zrobić, ale Pana propozycja ma bardzo istotne ograniczenia - ludzie, którzy mieliby kształcić i kliniki/oddziały, gdzie trzeba by pomieścić zwiększoną liczbę kształcących się. Moim zdaniem najpierw trzeb przebudować program kształcenia na studiach i specjalizacyjnego.
Co do hitu eksportowego - mamy to już teraz. Lekarze wyjeżdżają na potęgę a wśród młodych prawie 50 proc. zamierza to uczynić zaraz po zdobyciu specjalizacji. I gwarantuję, że za 4 tys. zł już niedługo nikt nawet z tych młodych lekarzy tuż po studiach i bez specjalizacji nie kiwnie palcem. Bo zagranicą też mogą się wyspecjalizować.
Studia medyczne wbrew temu co Pan twierdzi są bardzo wymagające. Wiem to jako ktoś, kto studiował i jako ta osoba, która jest też nauczycielem akademickim.

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

06-05-2017 [16:01] - Imć Waszeć | Link:

Mógłbym odpowiedzieć analogicznie "nawet gdybym nie pryskał pola, to i tak więcej stonki się nie rozmnoży i nie zmieści". Niestety, to nie jest prawdą. Wszelkie społeczności inwazyjne pracują w oparciu o schemat postępu geometrycznego, aż do wyczerpania zasobów. Z kształceniem jest podobnie. Najpierw w murzyńskiej wiosce pojawia się z początku jeden Sayed kształcony w mieście. Po kilku latach wyprodukuje on kilku uczniów, którzy poniosą nauki Sayeda do innych wiosek i tak dalej. Tak pleni się islam. Jak więc widać nic na siłę i nie młotkiem natychmiast, ale trzeba uprawiać, poczekać i rozwijać z czasem. Oni to wiedzą od dziada pradziada, a my jesteśmy zawsze jak w gorącej zupie maczani. Teraz, zaraz, już, czyli czy jest DZIŚ ciepła woda w kranie i na razie "styknie". Zresztą, tak samo cudownie pan minister Macierewicz rozmnożył polskie wojsko i jakoś się dało wbrew PO.

Nie ma co się tym przejmować, że ktoś tam nie kiwnie palcem za 4 tysiące. Niech roszczeniowcy emigrują masowo i niech zasiedlają obce kliniki. Trzeba tylko wprowadzić szybko system pokrywania kosztów kształcenia w przypadku emigracji i będzie na wykształcenie kolejnych roczników. Zawsze to lepiej, niz wyjeżdżać z kraju jako potencjalny woziwoda. W ten sposób Polacy staną się lepsi w te klocki niż żydzi, w przejmowaniu krajów na własność, już nie jako śmiecie do zamiatania i popychania, ale jako elity ;) Sama korzyść. Ciekawe tylko jak długo obce kraje będą tolerować taki run. W każdym razie póki przyjmują polskich lekarzy, to jest ich problem, a nie nasz. Produkujmy ich jak najwięcej, skoro nie umiemy zająć ich pracą w Polsce. Obcy za to nie wykształcą swoich lekarzy, stracą kontrolę nad medyczna edukacją, uzależnią się od Polaków, będą płacić za usługi jak za zboże. Sam mniód.

Jeśli do tego celu trzeba przebudować system, to na co my jeszcze czekamy? Na zbawienie, czy że nas zachód POchwali i POklepie po plecach? Jeszcze raz przypomnę, co powiedziałem już wcześniej. Sądzę, że na studiach medycznych kuleje nauka ekonomii i logiki. Zresztą mam masę znajomych, którzy poszli na medycynę lub aptekarstwo i niech mi Pani wierzy, do tuzów intelektu nie należeli i nadal nie należą (nie zdarzył się żaden cud), a studia spokojnie pokończyli. Jeśli rzeczywiście medycy uważają się za tak łebskich i niesłychanie zdolnych, to ja swoją propozycję przedstawiłem. Sprawdźmy się na polu matematyki, fizyki i informatyki. Skoro na tych niszowych zbędnych studiach są tylko geekowie, nieudacznicy, oszołomy i pacykarze, to kwiat inteligencji i klub "ryczącego IQ", jakim są medycy a także - nie umniejszając - prawnicy, nie będzie miał co robić, nieprawdaż? ;)

Ja studiowałem matematykę i osobiście nie widzę w tym żadnego problemu, więc chyba i medycy potrafią zrozumieć tak logicznie wyłożony temat i go przyswoić w locie? A może jest jakaś przeszkoda? :D

Obrazek użytkownika Teofila77

08-05-2017 [16:32] - Teofila77 | Link:

W locie to może Pan przyswoić sztukę latania. Pozdrawiam :-)

Obrazek użytkownika zbieracz śmieci

05-05-2017 [16:22] - zbieracz śmieci | Link:

Lekarze w II RP nie należeli może do osób bardzo majętnych ale na p należeli do elity intelektualnej  i pokazywanie w jakiej nędzy żyli w czasach kryzysu to kop poniżej pasa bo reszta to niby opływała w złoto...!?
Niby nie umiem poruszać się w internecie ,może i tak ale się zebrałem wpisałem nazwisko blogerki i pokazała się litania o Niej .Pierwsza konstatacja,że lekarzem to jest raczej byłym bo poszła w urzędy i biznes i pracę naukową na UŁ i  tu ciekawostka ornitologiczna bo Pani doktor nauk medycznych [zwracam honor].doktorat z zakażeń szpitalnych wykłada na socjologii a to dziedzina bardzo bliska medycynie ,nieprawdaż.. 
Ogólnie to zajęć cała kopa ale chyba już zero kontaktów z pacjentami ,no chyba na korytarzu szpitalnym ,szpitala gdzie miała fuchę w zarządzie czy radzie nadzorczej bo jest po kursach i egzaminach upoważniających do zasiadania !Jak się ten szpital miał i pacjenci pod tak światłym a wychciewnym przywództwem to ja wiem ale jak znajdę czas to jeszcze poczytam sobie co pisała prasa lokalna i opinie pacjentów.
Wracam  do żądań połączonych z pogróżkami ,rząd ma dać i powiedzieć komu zabrał mało tego dać ma i innym bo niby teraz macie wspólne interesy z pielęgniarkami tylko ,że one o tym nie wiedzą ale pamiętają jak dotychczasowe podwyżki były dzielone...!

Obrazek użytkownika Jabe

05-05-2017 [20:33] - Jabe | Link:

Jakoś nikt się wyceną pracy dentystów nie martwi. Szukać pieniędzy w budżecie na to nie trzeba. A przecież dentysta też lekarz, tyle że inny. Poza nielicznymi wyjątkami dentyści pracują na swoim, ewentualnie w spółkach, bądź na etacie w małych firmach. A przy tym tubylcy szczerbaci nie chodzą. Cud!

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

05-05-2017 [21:29] - Imć Waszeć | Link:

No to jeszcze Pan mało wie o dentystach. Najlepsi są na Białorusi i na Ukrainie, a więc chwilowo miejscowi nie mają parcia na podwyżki. Ciekawe dlaczego ;). Była czy nawet jeszcze jest linia autobusowa na Białoruś, gdzie są właśnie takie mniej więcej ogłoszenia - "jedź się tanio wyleczyć". Tam w klinice byle zabieg wykonują fachowo, szybko, w pozycji leżącej ze wszystkimi udogodnieniami. Płaci się, dziękuje i wyjeżdża. Miałem znajomego, który tam studiował, więc coś o tym wie i wspominał o tym już ze 25 lat temu.

Obrazek użytkownika Jabe

05-05-2017 [21:43] - Jabe | Link:

Faktycznie nie wiedziałem. Tylko zęby można tam leczyć? 

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

05-05-2017 [23:30] - Imć Waszeć | Link:

Nie. Są tylko dwa problemy w związku ze współczesną działalnością dyktatorów. Nie każdy tam wjedzie, albo nie każdy wyjedzie :) W każdym razie wielu Polaków studiowało medycynę w latach 90-tych w Mińsku Białoruskim i miało praktyki w tamtejszej klinice. Był po prostu uruchomiony program stypendialny, na który załapał się mój znajomy po ogólniaku. Zaś linię autobusową na Białoruś prowadził pewien nieżyjący już facet, którego znałem (odłam firmy Transdrog). To dłuuuuga opowieść. Pamiętam jak kiedyś śmieliśmy się z tego, że w jedną stronę jadą ludzie i toboły, a w drugą stronę trzeba jakoś przewieść trzodę chlewną i worki ziemniaków przekazane w rozliczeniu (brak walut na Białorusi). W biurowcu Transdrogu swoją siedzibę miała też prywatna firma faceta z politechniki, który jako pierwszy ruszył temat logistyki międzynarodowej i zaprzągł do tego Internet (wtedy to było kilkanaście modemów, a NASK jeszcze nie powstał). Stare czasy, ale tak właśnie wtedy było.

Obrazek użytkownika Kazimierz Koziorowski

06-05-2017 [08:23] - Kazimierz Kozio... | Link:

Dentysci radza sobie doskonale na polskim rynku. Analogiczne rozwiazanie dla innych specjalnosci wydaje sie jedynym realistycznym na naszym skomplikowanym podworku. 
Zdaje sie ani dentysci nie narzekaja na dochody a Polacy tez jakby mieli coraz lepszy stan uzebienia. Nie ma horendalnych kolejek do gabinetow, chyba ze tych prestizowych - nie mylic z jakoscia uslug, ktore bywaja nawet lepsze u lekarzy dentystow dwukrotnie tanszych niz tych w "dobrych dzielnicach".
Bez obrazy ale przyklad rynku lekarzy weterynarzy bylby jeszcze lepszy w temacie dochody lekarza vs. dostepnosc i zadowolenie pacjenta.

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

06-05-2017 [14:35] - Imć Waszeć | Link:

Słusznie, weterynarz to potęga. Wystarczy prześledzić fora dyskusyjne. Niestety w sprawach dentystów nie mam dobrych wieści. Mój znajomy dentysta kiedyś wyjaśnił mi w kilku zdaniach dlaczego najczęściej zęby łamią się na bułce z masłem. Nie będę zdradzał tajnego ukrytego sekretu eliminującego kły (w skrócie TUSEK), który jest znany branży, ale powiem tylko, że naczelne nie szczotkują i sporo chrupią. Chemia wcale nie musi być przyjazna. Zła chemia jest głównie w żywności ale nie tylko. Ponadto nasz gatunek ma naturalny mechanizm leczenia kanałowego i odporności (nota bene związana z przyjazną florą bakteryjną, którą z uporem maniaka staramy się zewsząd usuwać;). Polega on na tym, że szczęka puchnie i ząb daje do wiwatu, ale po jakimś czasie nerw sam zanika. Zła wiadomość jest taka, że górne zęby mają nerwy przechodzące bardzo blisko zatok. Wątpię, żeby większość ludzi wiedziała, po co człowiekowi są węzły chłonne. Włóczą się potem jak upadłe dusze po czyśćcu po lekarzach, oszołomieni, że coś im dolega. Tymczasem pierwsze objawy zwykle są bardzo czytelne bez laboratorium i tomografu. Mówią "zmień żywienie, tryb życia i przestań jątrzyć udając mądralę od chemii". Jeśli ktoś zwrócił uwagę na ostatnie zdjęcia pana Rewińskiego, to zauważył silny przykurcz twarzy sięgający oka - tak wygląda właśnie rozpaczliwy SMS od organizmu o treści "wylecz kła", wcześniej był zapewne szereg sygnałów w formie ucisku pod pachami, ale kto by się takimi bzdetami przejmował, isn't it? XD

Obrazek użytkownika Teofila77

06-05-2017 [12:57] - Teofila77 | Link:

Większość dentystów pracuje w prywatnych praktykach, gdzie pacjent też prywatnie płaci. A stan uzębienia Polaków jest zły. Więc nie wiem, czy to cud.

Obrazek użytkownika nonparel

05-05-2017 [22:31] - nonparel | Link:

W Polsce każdy może skończyć studia medyczne. Nie jest do tego potrzebna przynależność do żadnej kasty, trzeba tylko usiąść na d... i się uczyć. Więcej, niż na polonistyce, etnografii, rolnictwie czy marketingu. System studiów nie jest dobry, ale zaręczam, że może być znacznie gorzej. Masowe kształcenie w niektórych tylko (nie matura lecz chęć szczera...) specjalnościach przerabialiśmy już w czasach powojennych. Jeżeli będziemy "wybierać co lepszy narybek" a resztę do takiej np. Anglii to trzeba by temu narybkowi zapłacić więcej niż Angole. Poza tym w Anglii papier na chirurga lub internistę wkrótce nie będzie wcale grzał w pupę, bo wprowadzi się tam egzaminy dla polskiego narybku, którego "beleco" nie ma prawa zdać. No i skąd się weźmie ten lepszy narybek jak cały system szkolenia padnie? Ulęgnie się sam z siebie czy co? Zostaniemy zalani masową produkcją beleczego. I większość społeczeństwa będzie przez nich leczona. A dla wybrańców będziemy sprowadzać lekarzy z krajów ościennych za ciężką kasę.
 

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

05-05-2017 [23:27] - Imć Waszeć | Link:

Nie widzę problemu, wyjedzie do Syrii. Jakoś nie martwił się Pan o polski narybek, kiedy ryży gangster wyganiał kogo popadnie na zmywaki, a zostawała tylko liberalna posowiecka swołocz z układami. Gdyby było tak jak Pan mówi, że wszyscy biorą kalkulatorki, ruszają dupsko i wyjeżdżają, to Polska już by znikła jakieś 5 lat temu z powodu kapytalystów. Tak więc twierdzenie jest fałszywe. Wystarczy, że wyjadą liberałowie z KLD ze swoimi wojskowymi oficerami prowadzącymi i już stanie się znośniej. Nie trzeba będzie koziołkować i matołkować. W każdym razie jest wielu ludzi, którzy tu zostaną bo chcą zostać, a nie wyjadą, bo gdzieś tam sto funtów więcej płacą od plomby. Mam jednocześnie nadzieję, że wyjadą z tego powodu jeszcze ci, co tak właśnie wszystko włącznie z życiem ludzkim przeliczają, czyli naszej cywilizacji znani geszefciarze.

Obrazek użytkownika krystal

06-05-2017 [11:07] - krystal | Link:

Nie Owidiusz, ale Lotar I
:-)

Obrazek użytkownika Teofila77

08-05-2017 [16:34] - Teofila77 | Link:

Dzięki za uwagę.

Obrazek użytkownika Marek1taki

06-05-2017 [12:41] - Marek1taki | Link:

".. wyceny opartej na rzetelnych danych i nieuwikłanej w „ideologię potrzasku” pomiędzy lekarzem-społecznikiem a lekarzem-kapitalistą"
Nie ma żadnej rzetelnej wyceny bez udziału konsumenta. Nie ma żadnego potrzasku ideologicznego, bo żeby być dobrym społecznikiem, trzeba być dobrym kapitalistą.
Społecznictwo i non-profit to zresztą zasłona do rzetelnych wycen godnej płacy, za którymi jest etatyzm z przelicznikiem względem średniej krajowej.
To jest zresztą utopia bo jeżeli połowa dochodów jest budżetowych i wszyscy się równają względem średniej, to nakręca się średnią, którą się następnie goni ze wszystkimi tego skutkami.
Skoro jednak już cała budżetówka ruszyła w pogoń to nie ma wyjścia, niech nam w końcu przestanie zagrażać deflacja.

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

06-05-2017 [16:29] - Imć Waszeć | Link:

Trzeba po prostu urealnić - to bardzo popularne ostatnio określenie wśród samozwańczej "inteligencji" - przynależność do zawodu (każdy na własną odpowiedzialność), a nie traktować zwykły zawód jak arystokratyczną krew, utrzymywać zawodowe mafie, które stale szantażują rząd roszczeniami, bo np. muszą uzasadniać swoje istnienie. Tu nie chodzi o prywatyzacje, ani o społecznictwo. Tu chodzi o to, że bycie lekarzem nie powinno mieć związku z niczym więcej niż bycie lekarzem. Żadnych mrzonek o byciu nadzwyczajną kastą, nadinteligencją narodu z racji zawodu, bo to zwykłe kłamstwa są. Inteligencja kraju powinna zostać wykształcona w oparciu o zasługi dla kraju, a nie w oparciu o przedwczesne nadania, tytuły z hurtowni i rodzinne koneksje.

Czy uważa Pan młodego np. 24-letniego lekarza za inteligencję, tylko dlatego że jest lekarzem? Nawet jak drepcze z KOD-em i głosi potrzebę likwidacji Polski? Chyba nie. Tym bardziej nie można się zgodzić, żeby w piórka inteligencji ubierali się już studenci medycyny (nawet pierwszego roku, którzy jeszcze nieszczęśliwie mogą wylecieć i zostać kasjerami w Biedronce, co nie jest zarzutem, tylko pokazaniem na palcach jak się cenią ponad innych lekarze) podpuszczani przez wykładowców i środowisko zawodowe. Tak samo szczyl wychowany w rodzinie barona PIS-u może wpaść w złe towarzystwo i zostać folksdojczem z PO. Pochodzenie przed tym nie broni, a nas nie zmusza do ślepego wyznawania posłuszeństwa potomstwu.

Tu jest właśnie pies pogrzebany. Trzeba również urealnić i odsowietyzować pojęcie zasług dla kraju. To właśnie sowieci wyznaczali z góry, kto jest inteligencją, kto pisze wiersze, prozę, kto maluje obrazy, a kto zapieprza w oborze i jest potępiony. Może nadszedł już czas, żeby było odwrotnie? Żeby ludzie tworzący i pielęgnujący polskie wartości, niezależnie od wykonywanego zawodu i pochodzenia rodzinnego, stawali się z czasem inteligencją i elitą w miarę zdobywania zasług?

Obrazek użytkownika Marek1taki

06-05-2017 [18:50] - Marek1taki | Link:

Nie podzielam Pańskiej obserwacji o kastowości i samozwańczej inteligencji albo szantażowaniu rządu. Lekarze jako elita i wolny zawód zostali skutecznie zaorani w PRLu i w III RP nic się nie zmieniło. Zawodowe układy i koneksje są jak wszędzie i jak wszędzie wiążą się z władzą administracyjną i pozaadministracyjną. Różnice wynikają ze specyfiki przepływów finansowych ale i z pracochłonności w zawodzie lekarza, co jeszcze daje się skanalizować ograniczeniami w dostępie do specjalizacji, ale akurat nie do końca z powodu migracji zarobkowej.
Z Biedronką to ma Pan rację, bo czymże jest nabijanie peseli i kodów dla NFZ jak nie elementem pracy kasjerki w sieciówce. Przecież nie cyfryzują pacjentów i lekarzy z innych powodów. Monopol państwowy ujednolica rynek dla wygody zarządzania i operowania dużymi pieniędzmi. Czego Pan chce więcej od elit niż szefowania zmianie w sieciówce?

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

06-05-2017 [19:40] - Imć Waszeć | Link:

Ależ właśnie działania korporacji przeczą tezie o tym, że rzekomo jest to wolny zawód. Korporacja i korporacyjna bezkarność nie ma nic wspólnego z wolnością zawodu. Niektórzy lekarze nie są elitą polską od chwili, gdy gremialnie poparli plany PO i UE zaorania Polski. Koniec i kwita z elitarnością, kiedy jest się częścią targowicy, kręcącej lody na szpitalach i pacjentach. Równie dobrze kapo z Oświęcimia lub z Majdanka można by nazwać "wychowawcą w systemie penitencjarnym". Korporacja w tej formie jest ewidentnym nawiązaniem do rozwiązań komunizmu sowieckiego. Nic dziwnego, że ludziom postronnym kojarzy się toto z rojem os broniącym bani, z którymi nie da się żadną miara wygrać w sądzie ani przekonać. A kto się poważy, będzie gnojony jak Ziobro. Dawno oglądaliśmy żenujące sceny z biegłymi, którzy zachowują się jak sędzia kradnący kiełbasę lub elektronikę?

Pracochłonność w zawodzie lekarza nie ma się w żaden sposób do pracochłonności w zawodzie informatyka programisty. Proszę mi wierzyć, bo pracowałem kilka lat jako programista, albo po prostu wziąć książkę plus samouczek z Internetu i spróbować. Praca umysłowa nie boli, a przynajmniej nie powinna, isn't it? ;) Czekam na wrażenia z podróży, bo jeśli ktoś jedynie "stoi se na własnym gumnie i patrza w te i we wte", jak współcześni mało doświadczeni lekarze (doświadczenie zdobywa się oglądając świat, a nie Fakty w TVN), to naprawdę trudno ocenić pracochłonność, znaleźć analogie lub pojąć własne błędy percepcji.

Od elit oczekuję tylko jednego - autentyczności. Nie trawię po prostu jak jakiś burak (nazwisko i adres znany autorowi), szarogęsi się, patrzy z pogardą i unosi pychą tylko dlatego, że jakiś komunista dał mu kiedyś papier na lekarza za umiejętność pokornego uczenia się na pamięć bezmyślnych formułek, zaś lokalna władza umieściła na ważnym stołku w powiatowym szpitaliku. Po zażyciu komunistycznego utrwalacza, osobnik ten nie widzi już powodu, żeby się uczyć czegokolwiek, bo już się wszystkiego potrzebnego w życiu naumiał (w latach 80-90, zaświadcza papier). Ende, fin, kropka. Najwyraźniej w medycynie nic się nie zmienia od czasów króla Ćwieczka, a przynajmniej taki pogląd wyznają niektórzy medycy (tylko którzy to są ci niektórzy? Jaki jest mechanizm weryfikacji, prócz starcia w polu?).

Ja jestem ostrożniejszy w poglądach i widzę poważne zmiany nawet w skostniałej matematyce. Lecz ja nie o tym chciałem. Pomijając nawet medycynę, ten burak ma po prostu poglądy i wiedzę ogólną porównywalną z gospodynią domową. Nota bene z takiego środowiska wyrósł, co w tym przypadku przekłada się na stan obecny, choć ja jestem jak najdalszy od takiego klasyfikowania ludzi. W tym jednak przypadku nie mam po prostu wyboru. Krótko mówiąc gie wie, a unosi się jak książę pan na udzielnych włościach. Ma papier, ale to trochę za mało, żeby zasłużyć na szacunek. Elita bez szacunku, to zwykłe pośmiewisko.

Obrazek użytkownika Marek1taki

06-05-2017 [20:01] - Marek1taki | Link:

Proszę powiedzieć do czego zmierzamy w dyskusji, bo ja nie twierdzę, że lekarze stanowią wolny zawód, albo że ideałem jest kołchoz. Z informatykami nikt się nie może równać, nie jest to więc przedmiotem sporu. O bezkarności lekarzy proszę nie przesadzać, tak samo lekarzy straszą pacjentami. Elitarność lekarzy to wynik bezrybia, zresztą mimo negatywnej propagandy wobec lekarzy pacjenci w większości nie mają tak negatywnych doświadczeń jak Pan. Starciem w polu byłby wolny wybór lekarza przez pacjenta, wolny wybór kształcenia i działania w zawodzie lekarza. Do tego trzeba dążyć.

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

06-05-2017 [22:33] - Imć Waszeć | Link:

Ostatnie 2 zdania lub bardzo podobne już wypowiedziałem w innym miejscu dyskusji pod tym artykułem.

Ja nie mam negatywnych doświadczeń i problemów z lekarzami. Moja rodzina ma, ale to długa historia. U matki dziesiąty rok diagnozują chorobę i jest przyjmowana na jakiś oddział regularnie raz na kwartał. Poleży, porobią tomografie, kontrasty i wszystko co refundowane i wraca do domu z nowym terminem badań i nowym podejrzeniem. O ilości pochłanianych leków na możliwe schorzenia już nie wspominam. Zaznaczę tylko, że właśnie traci wzrok od tego, a choroby jak nie było tak nie ma. Przy okazji chirurg spieprzył trochę operację oka,a drugiego boi się tknąć, bo jest wahające się ciśnienie i jakieś zapalenie. Jest ona tzw. "smakowitym kąskiem", czyli emerytem z dostatecznie dużą emeryturą, żeby można było szczypać szmal po większej porcji i jednocześnie ordynować absurdalne badania tylko w celu wyciągnięcia jeszcze większej stowarzyszonej kasy z NFZ. Nie będę opowiadał o "dyskusjach" lekarzy, czyli ocenach pracy poprzedników, kiedy matka trafia na kolejnego jasnowidza. To byłoby budujące, że mają taką rozbudzoną samoświadomość grupową i zdanie o kolegach, ale nie mówimy tu o kabarecie, tylko o człowieku wykorzystywanym niczym pampers. Zaczęło się z grubej rury od bardzo mądrze brzmiącego atopowego zapalenia skóry, potem była miopatia, kleszcz, nerki, prekursory raka, zanik mięśni, wreszcie na wszelki wypadek kuracja sterydowa. Pomogło, ale sterydy każdemu łysemu karkowi pomagają, więc to żaden sukces. Po trzech tomografiach, kilkunastu prześwietleniach, kilkudziesięciu badaniach krwi, kilkunastu pobytach w szpitalach, rzuciła się osteoporoza i wreszcie jeden wybitny specjalista wynalazł sklerozę mięśni. Nie wiem co to jest i nie wiem czy ktokolwiek wie, ale ja żadnych tego rodzaju symptomów nie widzę. Oczywiście co diagnoza, to od razu wymiana garnituru kilkunastu leków "roboczych" i "osłonowych", gdy poprzednie są już wykupione i ledwie nadgryzione.

Dziwimy się marnotrawstwu leków? A może przyjrzyjmy się najpierw wykształceniu i motywacji lekarzy? Jak widać pieniądze wyższe niż dla inżyniera nie poprawiają poziomu leczenia. To co ja widzę nie kwalifikuje się w żadnym wypadku do podwyżki wynagrodzenia. Dlatego wracamy do wątku "wolny wybór kształcenia i działania w zawodzie lekarza". Dla mnie to wygląda na zawoalowane powiedzenie "trzeba było skończyć studia medyczne", czyli nie "lekarzu lecz się sam" ale "Polaku lecz się sam", bo oni cię ukatrupią samą swoją pychą. No dobrze, niech tak będzie, ale to oznacza równocześnie, że nadprodukcja lekarzy to właściwy kierunek. Wtedy każdy zainteresowany leczeniem siebie i rodziny Polak będzie miał okazję skończyć studia medyczne i albo wyjechać za pracą, albo zostać i np. założyć klinikę dla bogatych bubków z Europy, Ameryki lub Emiratów. To jest ten wątek logiczno-ekonomiczny, albo raczej prakseologiczny.

Obrazek użytkownika Marek1taki

07-05-2017 [08:39] - Marek1taki | Link:

Przeżywamy choroby razem z bliskimi. Zwłaszcza, gdy dolegliwości nie znajdują uśmierzenia i są codziennością. Bezsilność medycyny w wielu chorobach jest faktem. Pozostaje leczenie objawowe. Jego działania uboczne łączą się z dolegliwościami wnikającymi z choroby i starzenia. Trudno w tym znaleźć wąską i krętą ścieżkę, po której trzeba prowadzić pacjenta. Czasem ta ścieżka ginie i lekarze błądzą. Bezsilność lekarzy wobec choroby dotyka pacjenta i jego rodzinę.

Obrazek użytkownika Teofila77

08-05-2017 [16:48] - Teofila77 | Link:

I tu widać, że medycyna to nie matematyka. A trudność w ustaleniu diagnozy wcale nie musi wynikać z braku wiedzy jakiegoś konkretnego lekarza/y, ale stanu zaawansowania medycyny. Wiele chorób wciąż jest nie do końca znanych i odkrywanych, co do innych zmieniają się poglądy na ich etiologię, patogenezę, nawet symptomatologię, nie mówiąc o diagnozowaniu i leczeniu.  Na tym m.in. polega postęp - na ciągłej zmianie i przybliżaniu się do prawdy, do której i tak nie udaje nam się satysfakcjonująco zbliżyć.