Beatrix, wnuczka szefa III Rzeszy

Przed tygodniem pisałem o politycznych rodach, których przedstawiciele (Wielkiej Brytanii, Włoch czy Niemiec) zasiadają w ławach Parlamentu Europejskiego. Zapowiedziałem, że napiszę o jeszcze jednej osobie, o której pies z kulawą nogą nie wie, bo nie jest ona identyfikowana z własnym dziadkiem, nosząc zupełnie inne nazwisko niż on. A dziadek, niemiecki finansista i technokrata budził grozę nie dlatego, że sam osobiście torturował ludzi – bo nie torturował, tylko dlatego, że był jednym z najważniejszych członków rządu niemieckiej III Rzeszy. Przez 13 lat (1932-1945), a więc dłużej niż formalne rządy Hitlera, Johann Schwerin von Krosigk, bo tak się nazywał był szefem najważniejszego – poza obronnością i sprawami wewnętrznymi – resortu, najpierw w końcówce Republiki Weimarskiej, a następnie narodowo-socjalistycznej III Rzeszy. Szefem finansów został w rządzie Franza von Papena, ale też w kolejnym von Schleichera (osobiście go o to poprosił prezydent-generał Paul Hindenburg). Hitler nie tylko nie zrobił mu krzywdy, ale odznaczył Złotą Odznaką Partyjną NSDAP i przyznał mu honorowe członkostwo tej rządzącej Niemcami partii. Ciekawy w rozważaniach o powszechnym poparciu społeczeństwa niemieckiego dla władzy Hitlera jest fakt, że gdy w 1937 roku nowy honorowy członek NSDAP Schwerin von Krosigk otrzymał legitymację członka hitlerowskiej partii, to nosiła ona numer... 3 805 231. Oznacza to, że już dwa lata przed wybuchem wojny do Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników należało prawie 4 miliony rodaków Hitlera.

Gdy po Adolfie Hitlerze i Josef Goebbels popełnił samobójstwo, wówczas to właśnie Schwerina von Krosigka prezydent III Rzeszy admirał Karl Doenitz desygnował na stanowisko kanclerza. Jednak formalnie dziadek późniejszej niemieckiej europosłanki odmówił i zadowolił się trzema stanowiskami naraz: był nie tylko ministrem finansów, ale też spraw zagranicznych oraz „kierującym ministrem” ‒ czyli faktycznie, choć nie de jure, kanclerzem. Ciekawe, że choć był jednym z architektów gospodarczej potęgi przygotowujących się do wojny, a potem wojennych, Niemiec, po drugiej wojnie światowej włos z głowy mu nie spadł, pomijając sześcioletni pobyt w przerobionych na więzienie koszarach w Ludwigsburgu. Co prawda wyrok miał dziesięcioletni, ale odsiedział niewiele pond połowę tej kary i jeszcze przez 26 lat funkcjonował ten arystokrata – Graf – w Niemieckiej Republice Federalnej.

Jego wnuczka Beatrix von Storch (przez niektórych polskich europosłów znających niemiecki, nazywana „Bocianowską”…) jest europosłanką partii Alternatywa dla Niemiec, która przeciwstawia się zarówno strefie euro, jak i, zwłaszcza, islamskim imigrantom. Jest w zasadzie pewniaczką do uzyskania mandatu do Bundestagu z ramienia AfD z prestiżowego okręgu jakim jest Berlin. Urodzona w hanzeatyckiej Lubece jest prawniczką, po uniwersytetach w Heidelbergu i Lozannie. Stała się bardziej znana dzięki zwalczaniu skutków komunistycznej reformy rolnej w dawnej NRD. Ona i jej partia nie ukrywa, że chce poprawy relacji z Federacją Rosyjską. Zaangażowana jest też w działania „pro life”.

Gdy wszyscy piszą o córce Mussoliniego czy żeńskiej latorośli Franza Josefa Straussa – obie reprezentujące w europarlamencie chrześcijańską demokrację – nikt nie zwraca uwagi na niepozorną, ale aktywną posłankę, której pełne nazwisko brzmi Beatrix Amelie Ehrengard Eilika von Storch (skądinąd wyszła za mąż wyszła w wieku 39 lat).

To o rodach w Parlamencie Europejskim. Ale byli też i są europosłowie, których nazwiska są identyczne, jak różnych postaci historycznych, kojarzonych skądinąd nieszczególnie. O szefie Komisji Europejskiej Jean Claude-Junckerze, który kojarzyć się może z niemiecką linią samolotów myśliwskich Junkersów nie wspomnę. Ale mamy już drugą kadencję Duńczyka – Messerschmidta (Mortena) – również niczym niemiecki myśliwiec z Luftwaffe. Do niedawna, przez długie lata posłem i wiceprzewodniczącym frakcji socjalistów był polityk z Luksemburga Goebbels (Robert). Mocno zażywny, brodaty, Josepha Goebbelsa, jako żywo, nie przypominał. W pierwszej kadencji polskiej obecności w PE (2004-2009) zupełnie mu odbiło i w stronę Polaków zaczął wymachiwać dłonią z wystawionymi palcami: małym i wskazującym niczym fan muzyki satanistycznej na koncertach tejże. A na międzynarodowej konferencji, na której zabierał głos w imieniu europarlamentu przedstawiono go: „a teraz przemówi pan… Goering”. Cóż, niczym teleturniej „Skojarzenia”.

*tekst ukazał się w tygodniku „Wprost” (27.02.201)
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika anakonda

25-03-2017 [09:33] - anakonda | Link:

Oj panie Czarnecki znizasz pan co raz bardziej swoje  " literackie loty ",
nie uczyli pana, ze dzieci, a tym bardziej wnuki nie odpowiadaja za
czyny swoich rodzicow / dziadkow.
Ciekawe czy panscy przodkowie wszyscy maja nieskalana przeszlosc???