Tajemnica magazynu Aryma Tea, część 1

Dziwny splot dramatycznych wydarzeń rozpoczął się tym, że siostra Łukaszka wracała z miasta do domu. Była już na osiedlu, na którym mieszkała, gdy jej uwagę przykuł dziwny ruch przy pawilonach osiedlowych. Wśród tych pawilonów był jeden magazyn, który długo stał pusty. Teraz trwały tam prace budowlane, a przed wejściem stał jakiś facet i patrzył jak dwóch robotników wiesza szyld.
- Może być, panie Józefie? – zapytał jeden z robotników.
Pan Józef nie zdążył odpowiedzieć, bo pod pawilony zajechał samochód z napisem „Agencja Ochrony Echete Koustodian” i wysiadło z niego dwóch umundurowanych panów. Robotnicy na ich widok mocno się wystraszyli.
- Co tu się dzieje? – spytał jeden z ochroniarzy.
- Nic się nie dzieje – odparł spokojnie pan Józef.
- Przecież widzimy! Co to za demolowanie?
- Nie demolowanie, tylko prace remontowe.
- Teraz? Teraz to pół Polski na urlopie, a tutaj pracują...
- Spieszy mi się.
- A co, pana magazyn?
- Ano mój. Teraz mój. Wynająłem.
- Acha, to pan jesteś ta firma Aromat...
- Nie Aromat tylko Aryma.
- I co to jest ta Aryma? – dopytywali ochroniarze.
- Herbata.
- To może kupię jedną dla żony...
- Tu będzie hurtownia, magazyn. Musiałby pan kupić tak z tonę...
- E... – ochroniarz machnął ręką i już mieli odjechać, kiedy ich uwagę przyciągnęli robotnicy.
- Zaraz, czy my ich nie znamy? Waszym kierownikiem jest taki młody, długowłosy...
- Ależ skąd! – odparł wystraszonym tonem jeden z robotników.
- No jak to, przecież z młodym długowłosym ustalałem... – zdumiał się pan Józef.
- Nie wiem o czym pan mówi! – zaklinał się robotnik.
Siostra przyjrzała im się dokładnie i była pewna, że oni rzeczywiście są z ekipy młodego długowłosego i powiedziała to głośno.
- No widzicie, nawet pani mówi, że go znacie – pokiwał groźnie głową ochroniarz.
- Nie znam człowieka!! – krzyczał blady robotnik.
Zadzwonił telefon w samochodzie. Jeden z ochroniarzy wsiadł do auta, porozmawiał chwilę i zawołał drugiego.
- Mamy pilne wezwanie. Jakiś facet się powiesił...
I pojechali.
Siostra Łukaszka podejrzliwie przyjrzała się robotnikom, panu Józefowi i magazynowi, po czym poszła do domu. Później co jakiś czas podchodziła do okna i spoglądała na wrota magazynu firmy Aryma Tea, ale nic się tam nie działo. Zresztą, mocno się zachmurzyło, nadciągnęła burza. Grzmiało długo i mocno, ale sam deszcz, choć intensywny, był bardzo krótki.
Wreszcie nadszedł wieczór, zrobiło się ciemno. I wtedy cierpliwość siostry została wreszcie nagrodzona. Kiedy któryś raz z kolei podeszła do okna, ujrzała wrota do magazynu otwarte,  zapalone światło bijące z wnętrza i stojącego przed magazynem busa. Siostra ubrała kurtkę, buty i dyskretnie wymknęła się z domu.
Podeszła do drzwi magazynu akurat w tym momencie gdy kilku robotników z trudem wyciągnęła z busa jakiś wór i zaniosła do wnętrza magazynu.
- Zwłoki niosą! - taka była pierwsza myśl siostry Łukaszka, ale uznała ją za absurdalną.
Siostra powoli podeszła do busa i zauważyła napis na boku „Brygada budowlano-remontowa”.  Cofnęła się zaraz za narożnik pawilonów, bo ktoś wyszedł i jakiś płótnem zaczął wycierać tylne drzwi i zderzak busa. Był to pan Józef. Ktoś coś zawołał z środka i pan Józef wrócił do magazynu. Siostra skradając się niczym tygrys w leginsach w lamparcie cętki zbliżyła się do samochodu. Mało oczy nie wyszły jej z orbit, była prawie pewna, że na płótnie jest krew.
- Morderstwo! – szepnęła siostra i wycofała się do domu z mocnym postanowieniem opowiedzenia tej historii swojej rodzinie. Ale kiedy doszła do bloku obejrzała się za siebie, zauważyła, że magazyn jest już zamknięty, bus już odjechał, a na jego miejscu stoi samochód agencji ochrony „Echete Koustodian”. Po dłuższym namyśle siostra podeszła do samochodu. Siedziało w nim dwóch ochroniarzy, ci sami, których już dziś widziała.
- Dzień dobry... E... Chodzi mi... E... – plątała się siostra i w końcu spytała pokazując wrota magazynu:
- Co tam jest?
- Herbata – odparł jeden z ochroniarzy.
- Ale... Ja widziałam, że... Chyba... Zdawało mi się, że...
- Zdawało się pani. Herbata.
- Ale tam jakiś worek wnosili!
- Herbata.
- No a krew?
- A jest pani pewna? – spojrzał na nią drugi ochroniarz.
- Właściwie to nie...
- No więc. Herbata.
Siostra pomyślała chwilę, spojrzała podejrzliwie na ochroniarzy i zapytała:
- Jeśli tam jest tylko herbata, to czego panowie tak pilnują?
- Właśnie herbaty.
- Acha...
Siostrze zestaw pytań się wyczerpał. Popatrzyła na ochroniarzy, ale oni nie reagowali. Wzruszyła ramionami i poszła do domu. Nie mogła jednak pozbyć się uczucia, że coś jest nie tak, i że...
- ...w tym magazynie są zwłoki – odpowiedziała swoim myślom siostra Łukaszka. – Herbata! Akurat! Takie kłamstwa to mogą opowiadać małym dzieciom a nie mnie! Ja się na pewno dowiem co tam jest!